Policja podsłuchiwała prawników i dziennikarzy pod pozorem sprawy o napaść na tle rasowym – donosi radio ZET. W rzeczywistości chodziło jednak o śledzenie osób związanych z ujawnieniem nagrań tzw. afery podsłuchowej.

 

Inwigilowani mieli być prawnicy i dziennikarze, a śledzeniem zajmowało się się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych. Podsłuchy zakładano każdemu, kto kontaktował się z Markiem Falentą, biznesmenem podejrzanym o zlecenie założenia podsłuchów w restauracjach. Pretekstem do prowadzenia inwigilacji była sprawa dotycząca napaści na tle rasowym dokonanej w Białymstoku. Formalnie podsłuchy zakładano osobom „nieznanym”. Policyjna specgrupa prowadząca działania w tej sprawie miała mieć w zasadzie nieograniczone możliwości. Jej istnieniu zaprzeczał jednak ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz.

W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych przeprowadzono audyt w tej sprawie. Dziś wyniki ma poznać minister.

Jak napisał Piotr Nisztor, jeden z dziennikarzy, którzy ujawnili aferę taśmową, należy wyjaśnić nie tylko działania podejmowane w tej sprawie przez policyjne BSW, ale i przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego.

 

KJ/wiadomosci.radiozet.pl/twitter.com