Co to jest fundusz odbudowy i czy faktycznie, jak chce opozycja i związane z nią media, możemy obawiać się wykluczenia zeń Polski i Węgier? Czy w ogóle da się w zgodzie z traktatami stworzyć wewnątrz Unii Europejskiej tego rodzaju mechanizm pomijający jakieś kraje? Na te i inne pytania odpowiadał w rozmowie z nami Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych i europoseł PiS.

Co to jest fundusz odbudowy?

Wokół funduszu odbudowy narosło szereg nieporozumień i mitów. Jak zwrócił uwagę rozmówca portalu Fronda.pl, popularny przekaz medialny sugeruje, że w przypadku funduszu odbudowy mamy do czynienia z jakimiś pieniędzmi, które leżą i które można wziąć dziś, a jedynie Polska i Węgry blokują ich wykorzystanie.

"Dlaczego w ogóle powstał fundusz odbudowy? Dlatego że grupa państw "skąpców" nie zgodziła się, by powiększyć budżet Unii Europejskiej, z którego można by prowadzić działania przeciw pandemii, ponieważ nie chcieli rozdawać tych subwencji, szczególnie państwom południowym. Uznali: jeżeli chcecie korzystać z tych pieniędzy, to sobie je znajdźcie. Najpierw mówiono o 700 mld, potem powiększono do 750. Jeśli Komisja Europejska zaciągnie pożyczki, jeśli nałoży podatki, czyli zdobędzie pieniądze, ale będą to pieniądze nie ze składek."

Czy da się stworzyć fundusz odbudowy bez Polski i Węgier?

Ponieważ przekazy medialne związane z opozycją niechętną rządowi kreślą wizję pominięcia Polski i Węgier w funduszu odbudowy, zapytaliśmy Witolda Waszczykowskiego, na ile jest możliwe stworzenie tego rodzaju mechanizmu finansowego przez grupę państw z pominięciem jakichś krajów.

"Komisja, żeby to zrobić, musi zostać upoważniona przez wszystkie 27 państw, ponieważ są to prerogatywy, które przynależą rządom. Więc, po pierwsze, musi dostać takie upoważnienie. Jeśli te pożyczki byłyby zaciągnięte przez Komisję i gwarantowane przez całą Unię, wszystkie państwa, to zakłada się, że byłyby tanie oraz miałyby długi okres spłaty. Na tym polega piękno tego funduszu odbudowy. Czy można zrobić inaczej? Teoretycznie tak. Grupa państw może się umówić w Unii Europejskiej, ale one nie mogą upoważnić Komisji, bo wszystkie państwa Unii musiałyby zgodzić się na takie uprawnienia i to ratyfikować. Ponadto grupa państw nie dostanie takich pożyczek, jak Komisja, która miałaby gwarancje całej Unii. Szanse na to są minimalne, prawie żadne. To jest niewykonalne, a jeśli już, to nieatrakcyjne i drogie. Stworzono w Unii możliwość współpracy grup państw, ale to też musi się odbywać za zgodą wszystkich państw i bez uszczerbku tych państw, które nie wchodzą do tej wzmocnionej współpracy." - wyjaśnił europoseł, dodając:

"Budżetu odbudowy, jak powiedziałem, nie ma. Nie ma żadnych pieniędzy czekających. Jest zapis, że ten budżet ma wynieść 750 mld euro, jeżeli zdobędzie się te pieniądze w pożyczkach. Ale ten fundusz musi zostać stworzony. Tych pieniędzy nie ma, one dopiero będą, gdy ten fundusz powstanie, kiedy wszystkie 27 państw to zaakceptuje."

Pożyczki, które będą spłacać wnuki...

W rozmowie z nami Witold Waszczykowski wyjaśniał także inne niuanse funduszu odbudowy, wskazując na konkretne problemy. Przy okazji zwrócił też uwagę na absurdalność "mechanizmu praworządności", gdyby miał on zostać zastosowany w przypadku korzystania z funduszu odbudowy.

"Ten fundusz będzie się składał z pieniędzy zdobytych i z tego funduszu pieniądze będą rozdysponowywane w dwojaki sposób. Po pierwsze, ma to być mała suma grantów, podobnie jak w budżecie UE, o które będzie się można ubiegać, np. na politykę klimatyczną. I tu zresztą również są pułapki. Bo gdyby np. u mnie w Łodzi chciano zbudować np. obwodnicę, to zapewne mogą nam tutaj wyliczyć jakiś "ślad węglowy" albo coś w tym rodzaju (śmiech). Natomiast większość pieniędzy z funduszu odbudowy ma być dostępna w formie pożyczek. Mają to być pożyczki tanie, na niski procent, z długim okresem spłaty, na kilkadziesiąt lat, a zatem spłacać będą je dzieci albo wnuki tak, jak spłacamy dziś pożyczki Gierka. Natomiast nie wyobrażam sobie, by pożyczki były uzależniane od jeszcze jakichś warunków typu "praworządność". Normalna pożyczka uzależniona jest od kosztów jej spłaty, od wiarygodności tego który ją bierze, a nie od tego że np. "damy wam pożyczkę, jeśli pani Lempart będzie zarządzać Polską (śmiech)" - dodał nasz rozmówca.

Polski nie zbudowaliśmy z funduszy unijnych

Oprócz problemów funduszu odbudowy rozmawialiśmy z byłym ministrem na tematy ogólniejsze, związane z polityką Unii i unijnymi funduszami. Waszczykowski odniósł się także do nieporozumień czy wręcz manipulacji, jakie towarzyszą prezentowaniu przez niechętne rządowi media zasad funkcjonowania funduszy unijnych. Znaczenie owych funduszy jest nieraz nieproporcjonalnie wyolbrzymiane.

"Ta gra jest prowadzona instrumentami, które są dla przeciętnego człowieka mało zrozumiałe. No a opozycja pokazuje to w sposób prymitywny: pięćdziesiąt kilka miliardów wpłaciliście przez te lata, dostaliście sto kilkadziesiąt, więc wychodzi na to, że ponad sto dostaliście na czysto. To nie jest tak. Bo, żeby zdobyć te pieniądze, trzeba napisać granty, mieć wkład własny, zaciągnąć pożyczki w bankach, wynająć firmę Alpine Bau, Strabag, Skanską, która z każdego euro skonsumuje 80 centów. Ten bilans łatwo pokazać i dziwię się, że się tego nie robi. To nie jest proste 100 mld, które zostanie w kieszeni, bo te 100 mld jest "obgryzane" na każdym kroku. Można też spojrzeć na to od innej strony. Dostajemy rocznie ok. 8 mld euro dopłat. Nasz PKB to 500 mld euro. Zatem dopłaty to jedynie 1,5 %. To nie za te pieniądze zbudowaliśmy Polskę."

Jak zaznaczył nasz rozmówca, warto wskazywać na realny bilans naszego członkostwa w Unii Europejskiej.

"Pieniądze te idą przede wszystkim w takie sektory, na takie przedsięwzięcia, które są wyraźnie widoczne. Dróżki dla rowerów i pieszych, baseny... No ale to nie pracuje, nie produkuje. Baseny i ścieżki dla rowerów nie przynoszą efektu gospodarczego. Wielu polityków boi się, że gdy będą o tym mówić otwarcie, zostaną zakrzyczani przez TVN i Wyborczą, jako ci którzy obrzydzają Unię i prowadzą kampanię antyeuropejską. Boją się pokazać ten bilans. W zeszłym roku minęło 15 lat od naszego wstąpienia do Unii. I jeden tylko minister Kwieciński przy tej okazji pokazał, że przeciętny Polak przez te 15 lat dostał 3 tys. euro dopłaty. Zatem szału nie ma. Atakują nas te reklamy przy drogach o dopłatach unijnych, ale rzecz jest bardziej skomplikowana. Proszę spojrzeć na miasta zadłużone po uszy. Korzystały z tych dopłat, ale musiały wnieść wkład własny. A ilu ludzi pracuje w urzędach przy pisaniu grantów? To są setki, tysiące."

Istota obecnego problemu to nie pieniądze

Witold Waszczykowski podkreślił istotę obecnego problemu, jaki pojawił się pomiędzy instytucjami unijnymi a Polską i Węgrami. W pierwszym rzędzie nie jest to problem pieniędzy, lecz mechanizmów rządzenia w Unii, które w przypadku przyjęcia projektów związanych z tzw. praworządnością oznaczałyby zagrożenie dla niepodległego funkcjonowania poszczególnych państw.

"Przyznanie takich uprawnień Komisji Europejskiej, jak pożyczki i podatki oraz danie jeszcze Komisji prawa do monitorowania państw, rządów w ramach bardzo szeroko rozumianej "praworządności" spowodowałoby, że Komisja stałaby się federalnym, centralnym ciałem w Unii Europejskiej, mającym instrumenty nadzorowania rządów, w rezultacie mającym uprawnienia, by nie pozwolić rządom na zrealizowanie programu wyborczego, z którym rządy te zdobyły władzę. Co więcej, w tych zasadach (bo to ciągle nie jest definicja) jest nawet zapis, że Komisja może wyrazić obawę. Nawet nie stwierdzić złamanie zasad, ale wyrazić obawę i już będzie miała uprawnienia, by zatrzymać fundusze, dopłaty dla państwa które jest na liście zagrożonych złamaniem praworządności. To jest uznaniowe, nie ma tutaj kryteriów, to znaczy, że pod wpływem ideologii będzie można oskarżyć jakiś rząd, nie dopuścić go do władzy, a jeśli dojdzie do władzy, to go obalić. Dyskusja dotyczy nie pieniędzy ale mechanizmów zarządzania." - podkreślił rozmówca naszego portalu.


Z Witoldem Waszczykowskim rozmawiał Tomasz Poller