Profesor Sadurski to dość barwna postać. Niespełna miesiąc temu bulwersował się pojęciem "wojny kulturowej" i sugerował, że używająca go prawica chce eliminować swoich adwersarzy. Teraz hasło "wojny" rzucone przez proaborcyjne demonstracje i wulgarne ekscesy bynajmniej nie budzą jego sprzeciwu. Chciałby też wyrzucić z uczelni innego profesora, z którym się nie zgadza. Ale po kolei.

W połowie października odbyła się w Warszawie konferencja „Zderzenie kulturowe w UE. Czy Polska ma szansę?” Konferencja ta, w której zresztą sam miałem okazję uczestniczyć, prowadzona była przez europosła Patryka Jakiego i firmowana przez grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Zaproszono na nią także kilku reprezentantów strony przeciwnej, wśród których znalazł się profesor Wojciech Sadurski. Na początku swojego wystąpienia skupił się na pojęciu "wojny kulturowej", które dość mocno przerysował i wokół którego osnuł opowieść o wykluczaniu i niszczeniu adwersarzy (dodajmy, że pojęcie "wojen kulturowych" miało pojawić się w tytule konferencji, choć ostatecznie zdecydowano o "zderzeniu kulturowym").

"Ktoś kto mówi o wojnie kulturowej, traktuje swoich adwersarzy jako wrogów, a nie oponentów, bo na wojnie wroga trzeba zniszczyć, najlepiej fizycznie, a jak się nie da fizycznie, to wyeliminować z polityki. Czyli ktoś, kto ma taką percepcję, ze w Polsce toczy się wojna kulturowa, uważa że ci po drugiej stronie powinni być zniszczeni, że świat byłby lepszy czy Polska byłaby lepsza gdyby ich nie było. Otóż ja nie mam takiego poglądu."

Warto podkreślić, że te dosyć bałamutne wywody Sadurskiego o wykluczaniu przeciwnika padły pod adresem organizatorów konferencji, którzy zaprosili go do udziału w wydarzeniu i dyskusji. Nie mówiąc już o tym, że kuriozalne słowa o "zniszczeniu fizycznym", zabrzmiały tak, jakby prof. Sadurski miał zostać przez organizatorów konferencji zamordowany i zjedzony. Machnijmy ręką na tę retorykę i załóżmy, że profesor jako liberał jest rzecznikiem pluralizmu poglądów i jako taki skrytykował pojęcie "wojny kulturowej" jako kojarzące mu się z wykluczaniem inaczej myślących z życia społecznego i z publicznej debaty.

"Jeśli ktoś wprowadza pojęcie wojny, to znaczy że mnie chce jako agresora, jako wroga wyeliminować." - mówił profesor podczas konferencji.

Nie minęło jednak wiele dni... Opcja bliska profesorowi Sadurskiemu nakręciła serię trwających przez kilkanaście dni ekscesów odbywających się pod hasłami "To jest wojna", "Wyp..alać", "J...ać" a promowanych (przez takowoż bliskie profesorowi media) jako "Strajk kobiet".

Nie minął miesiąc od cytowanej wypowiedzi profesora... Wczoraj (10.XI) profesor Sadurski, tak wrażliwy wobec wykluczania przeciwników, zaprezentował postawę, która jest dokładną ilustracją tego, co próbował opisać, gdy chciał strofować organizatorów konferencji o konfliktach kulturowych. Pomijam już fakt, że Sadurskiemu, który tak oburzał się na pojęcie "wojny kulturowej", teraz hasło wojny bynajmniej nie przeszkadza. Pomijam też jego wulgarne wyskoki w mediach społecznościowych (kto chce niech sobie poogląda).

Otóż Sadurski ni mniej ni więcej, tylko chce wyeliminować z Uniwersytetu Warszawskiego swojego wroga. Wrogiem tym jest profesor Jan Majchrowski. Obydwaj panowie od dawna nie przepadają za sobą a historia wzajemnych pretensji przypomina telenowelę brazylijską. Sadurski znany jest z obrzucania swoich przeciwników inwektywami, jednak tym razem wpadł w furię:

"Kanalia Jan Majchrowski musi odejść z UW. Albo mnie pozwać. Mam doświadczenie z lepszymi od niego"

Czym profesor Majchrowski według profesora Sadurskiego zasłużył sobie na to, że "musi" odejść z uczelni? Ano, dał do zrozumienia studentom, że nie będzie tolerował na swoich zajęciach jakichkolwiek manifestacji politycznych lub ideologicznych. Jakichkolwiek! A więc bez względu na prezentowaną opcję i opowiadanie się po tej czy innej stronie sporów.

Sadurski który wpadł w furię, nie tylko wyzywa oponenta od kanalii i wyrokuje że "musi" on odejść! Mało tego, podpuszcza studentów do bojkotu zajęć Majchrowskiego:

"Czy studenci Wydziału Prawa UW już zdecydowali o bojkocie wykładów dr hab. Majchrowskiego? Wasi szlachetni poprzednicy walczyli z gettem ławkowym, jesteście w łańcuchu pokoleń wielkiego uniwersytetu, to dziedzictwo zobowiązuje"

Nie koniec na tym. Sadurski rozpowszechnia przekaz o... uwaga! ..."terroryzowaniu" studentów przez prof. Majchrowskiego. Oburza się i zapytuje, czy już władze uniwersytetu odsunęły Majchrowskiego od nauczania i czy zawiesiły mu wypłatę:

"Pytałem Dziekana Prawa UW ale nie mam odpowiedzi, więc pytanie do ogółu: czy dr hab Jan Majchrowski, który terroryzował studentki/studentów w ub. tygodniu, został odsunięty od nauczania i zawieszono płacę?"

Tak więc, oponent Sadurskiego MUSI odejść i już! Studenci MUSZĄ zbojkotować jego zajęcia. Władze uniwersytetu oraz "ogół" MUSI odsunąć go od nauczania i zawiesić mu płace. Dlaczego? Bo profesor Sadurski tak chce i z profesorem Majchrowskim się nie zgadza. Ten sam profesor Sadurski, co na same pojęcia "wojny" i "wroga" się oburza, niszczeniem politycznych oponentów się brzydzi i liberałem się mieni.

Tomasz Poller

***

Warto zacytować to, co napisał prof. Jan Majchrowski na temat urządzania manifestacji politycznych i ideologicznych na jego zajęciach i co wywołało furię prof. Wojciecha Sadurskiego:

"Uprzejmie informuję, że na prowadzonych przeze mnie zajęciach akademickich na UW, ze względu na ich cel i charakter, nie będą tolerowane jakiekolwiek manifestacje Studentów o charakterze politycznym lub ideologicznym, bez względu na to, jaką formę by one przybrały (słowną, tekstową, graficzną, w tym odwoływanie się do symboliki o takim charakterze itp.) i bez względu na to jaki kierunek w toczących się sporach politycznych lub ideologicznych reprezentowałyby one. Osoby, które naruszą tę zasadę muszą się liczyć z usunięciem z tych zajęć ze wszystkimi tego formalnymi konsekwencjami."

Jak wyraźnie widać, zasada jest jedna dla wszystkich, nie ma tu więc mowy o dyskryminowaniu kogokolwiek. Po prostu profesor daje do zrozumienia studentom: studiowanie w czasie moich zajęć to nie wiecowanie, spory polityczne czy ideologiczne zostaw więc za drzwiami, obojętnie jakie poglądy w owych sporach prezentujesz. Trudno się z tym nie zgodzić.