W niedzielę 31 stycznia minęło 25 lat od śmierci Józefa Mackiewicza, jednego z najwybitniejszych polskich prozaików i publicystów minionego XX wieku. Portal Fronda.pl poprosił mnie o napisanie krótkiego tekstu rocznicy tej poświęconego. Niewątpliwie wybór mojej osoby wynika z faktu, iż jestem autorem książki wydanej w roku 2008 i poświęconej właśnie Józefowi Mackiewiczowi ("Pisarz dla dorosłych" LENA, Biblioteka Solidarności Walczącej). Jest poświęcona dziełu, osobie ale i dziwnym losom tejże twórczości, czy jeszcze dziwniejszym ocenom jego postaci, jego życiorysu. W efekcie tych wszystkich "dziwności", dzisiejszą kondycję dzieła Józefa Mackiewicza można uważać, najdelikatniej mówiąc, za niedostateczną, czy wręcz za skandaliczną. W swej książce wskazuję powody tego stanu rzeczy, ale i osoby temu winne. Za głównego przedstawiciela osób przeciwnych autorowi "Zwycięstwa prowokacji" uważam wykonawczynię testamentu Barbary Toporskiej (będącej właścicielką praw autorskich J.M.), Ninę Karsov-Szechter. Nie jest to zresztą tylko moja opinia. Monachijska przyjaciółka Mackiewiczów, Nina Kozłowska tak pisała w roku 2000 w "Tygodniku Powszechnym":

Józef Mackiewicz i Barbara Toporska darzyli panią Ninę Karsov-Szechter ogromnym zaufaniem, wynikającym z długoletniej przyjaźni. Ale czyż takie zaufanie nie zobowiązuje, szczególnie po śmierci osoby, która tym zaufaniem darzyła? Czy nie należy wtedy z tym większym zaangażowaniem dbać o jej interes? W przypadku pisarza dbanie o interes to udostępnianie jego dzieła i szerzenie wiedzy o jego pisarstwie. Do tego należy też umożliwienie przedruków w gazetach i pismach, i wszelkiego rodzaju promocja.

Tak się nie stało do dzisiaj, do roku 2010. Nie widząc innej możliwości wyjścia z impasu sugerowałem najwyższym władzom krajowym - m.in. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu - działania nietypowe. W tym wytoczenie p. Ninie Karsov-Szechter procesu o zaniechanie wykonywania woli testamentowej, i na tej podstawie odebranie jej praw autorskich. Nie spotkało się to z żadnym odzewem.

Mając okazję do zabrania głosu na początku roku Jubileuszowego chciałbym powrócić do powyżej sformułowanej myśli. Jak pokazały minione miesiące działanie takie nie byłoby pozbawione precedensu.

Oto 28 grudnia 2006 roku został wydany wyrok dotyczący praw autorskich do spuścizny po Pawle Jasienicy. Prawa te zostały przyznane w całości córce Jasienicy:

W roku 2002 Ewa Beynar-Czeczott złożyła pozew, by uznać macochę za osobę ‘niegodną dziedziczenia’. Sąd uznał jednak, że zarzut taki można było podnieść najpóźniej trzy lata po śmierci Jasienicy, choć wtedy o agenturalnej przeszłości Obretenny nic nie było wiadomo. I pozew oddalił.

Pisała w komentarzu do wyroku z 2006 roku "Gazeta Wyborcza":

Sąd przeciął sprawę. Przyznał prawa autorskie córce – osobie najbliższej zmarłemu, która ma do tej spuścizny ‘moralne prawo’ [wytł. G.E.]

Jak nigdy, zgadzam się tu co do słowa z "Wyborczą". Ja również od zawsze mówię o prymacie prawa moralnego! Bo czyż p. Nina Karsov-Szechter choćby, właśnie, z powodów moralnych nie powinna dogadać się z córkami Mackiewicza (żyła wtedy jeszcze druga córka p. Józefa – Idalia) na początku lat 90tych? Nawet o tym nie pomyślała!

Tak, wedle powyżej opisanej logiki wywodu sądowego, pani Nina Karsow-Szechter jest, jak najbardziej i zgodnie z nazewnictwem używanym przez stronę w sprawie Jasienicy, osobą "niegodną dziedziczenia". Można by to udowodnić procesowo przy pomocy świadków i ekspertów.

Gdyby sąd upierał się, iż zarzut taki można było podnieść najpóźniej trzy lata po śmierci Mackiewicza, strona miłośników jego twórczości powinna podnieść kwestię, iż "niegodność dziedziczenia" wyszła na jaw dopiero d z i ę k i upływowi czasu. Bo to właśnie dopiero upływ prawie 25 lat od śmierci Mackiewiczów w pełni ukazał ową "niegodność".

Uważam, iż jeśli sąd miał odwagę tak a nie inaczej zinterpretować prawo w przypadku Jasienicy, powinien również mieć odwagę uznać, iż w przypadku materii tak oryginalnej jak działania (godność lub niegodność działań) spadkobiorcy praw autorskich w przypadku schedy twórczej, 3-letni okres zgłaszania niegodności jest błędem. Błędem, ponieważ – właśnie! - właściwej oceny zachowań spadkobiorcy można dokonać dopiero po dziesięciu, a jeszcze konkretniej po dwudziestu latach.

W przypadku Niny Karsov-Szechter dla sądu "niegodność" wynikająca z niezrealizowania woli testamentodawców powinna być bardziej oczywista, aniżeli z powodu agenturalności testamentobiorcy. Moim zdaniem, mniej ma znamion zgodności prawnej odbieranie praw testamentowych z powodu czyjejś współpracy z tajną policją, aniżeli z powodu zaniechania realizacji woli zmarłego twórcy i dokonywanie przez to – jak w tym przypadku - niszczenia jego twórczości!

Komunikat Polskiej Agencji Prasowej z 28 grudnia 2006 r. dotyczący wyroku w sprawie Jasienicy kończył się słowami:

Wciąż nie jest ostatecznie zakończony spór o prawa autorskie do książek innego znanego wilnianina - Józefa Mackiewicza. W lipcu tego roku stołeczny sąd I instancji uznał, że należą się one wyłącznie Ninie Karsov-Szechter, właścicielce londyńskiego wydawnictwa. Żadnych praw do spuścizny nie ma natomiast córka pisarza Halina - uznał nieprawomocnie sąd.

Czy doczekamy się PAP-owskiego komunikatu, w którym będziemy czytać:

Sąd uznał, że całość praw autorskich należy się córce, co uzasadnił "względami moralnymi" oraz najbliższym stopniem pokrewieństwa ze spadkodawcą. Sędzia mówił w uzasadnieniu postanowienia, że chodzi m.in. o zapewnienie czytelnikom dostępu do książek Mackiewicza. Dodał, że jego pisarstwo... Itd., itp.

Ma nadzieję Grzegorz Eberhardt.

/