Tomasz Lis dołączył do innych prezenterów i dziennikarzy TVP, którym po prostu… puściły nerwy. Postanowili „ten ostatni raz” dać na antenie państwowej telewizji wyraz swoim upodobaniom politycznym i przedstawić się jako prześladowanych przez wrogi demokratycznej wolności rząd.
Wszystko zaczęło się od Piotra Kraśki, który w wydaniu „Wiadomości” z 30 grudnia powiedział: „Ponieważ widzimy się dziś po raz ostatni… w tym roku”, ewidentnie odnosząc się do uchwalonej właśnie małej ustawy medialnej, która zmienia kierownictwo mediów publicznych i oznacza, że Kraśko pracę w TVP straci.
Sprawę swojego ewentualnego zwolnienia zechciała skomentować też kolejna niezależna dziennikarka, Beata Tadla. W rozmowie z prominentnym i cenionym magazynem „Twoje Imperium” spodobało jej się opowiadać o planach ślubu ze znanym i lubianym Jarosławem Kretem.
„Nie chcę rozmawiać o moim życiu prywatnym ani zawodowym. To naprawdę nie jest dobry moment. Nie chcę też odnosić się do spekulacji na temat mojej niepewnej przyszłości w TVP. W tej sprawie nic nie zależy ode mnie, tylko od kierownictwa telewizji. Oczywiście mogę mieć nadzieję, że wszystko dobrze się dla mnie skończy, ale na razie niczego nie planuję. Zobaczę po prostu, co przyniesie mi nowy rok. Jak w takim nastroju myśleć o ślubie?” – mówiła Tadla.
W sylwestrowym wydaniu „Wiadomości” nie zapomniała też wyrazić „nadziei” na spotkanie z widzami za tydzień.
Rzeczywiście, jak myśleć w państwie PiS o ślubie? Co prawda ten wredny Kaczyński chce dać dzietnym nowożeńcom po 500zł, ale dla Tadli – to nie żadna gratka. Platforma, przyznajmy to szczerze, niezależnym dziennikarzom jej pokroju płaciła przecież znacznie więcej.
By dopełnić całości i spożytkować wspaniałość doskonałej liczby „trzy” do pisowskiego reżimu spodobało się też odnieść szczególnie cenionemu i niezależnemu umysłowi dziennikarskiemu, Tomaszowi Lisowi. Ten nieustraszony bojownik o demokrację, wykrzykujący płomienne hasła na demonstracjach KOD, zechciał podzielić się z widzami programu „Tomasz Lis na Żywo” wiedzą o pożytku, jaki przyniósł państwowym finansom.
„Wbrew kolportowanym kłamstwom, na ten program nigdy nie przeznaczono ani złotówki z abonamentu, ani złotówki. Wręcz przeciwnie, program zarobił dla TVP grubo ponad 100 mln zł” – powiedział, by pożegnać następnie z podziękowaniem widzów, oglądających jego niedoszle prezydencką facjatę przez lat osiem.
Rzecz za wartą komentarza uznał polski uczony, profesor Wiesław Godzic. Medioznawca zatrudniony na jednej z warszawskich uczelni odniósł się do „wiadomościowych” pożegnań pana Kraśki i pani Tadli, stwierdzając lapidarnie, że to mu się „nie podoba”. Na szczęście profesor nie w Lakonii rodzon, zechciał więc myśl rozwinąć i ocenić, jak sądzimy słusznie, co następuje:
„To świadczy o tym, że puściły im nerwy, że bardzo im zależy. A od osób na takiej pozycji oczekiwałbym pokerowej twarzy do samego końca. Na komentarz czy raczej pożegnanie z widzami mogliby sobie pozwolić co najwyżej w dniu, gdy faktycznie otrzymają wypowiedzenia. I też mogłoby to być dosłownie jedno zdanie pożegnania”.
Prof. Godzic nie omieszkał uznać występów ustępujących prezenterów jako „dziecinnych”. Wyraził też głębokie przekonanie, że nikt za Kraśkę na ulice nie wyjdzie, bo to „nie te czasy”.
I z tym Państwa zostawiamy, bo cóż można powiedzieć więcej? To przecież rzeczywiście „nie te czasy”, a najzagorzalsze zaklęcia pełnych udawanej szczerości obrońców post-prlowskiej demokracji tego nie zmienią: Kaczyński to nie dyktator, ale patriota i Polak, jak się patrzy. Więcej nie trzeba.
KOP