W Odessie rosyjskie drony uderzyły w gęsto zaludnione dzielnice mieszkalne. Ofiarami nalotu padli zwykli mieszkańcy – zginęły co najmniej dwie osoby, a 15 kolejnych zostało rannych. Płonęły bloki mieszkalne, szkoła, supermarket oraz prywatne domy i pojazdy. Pożary, choć szybko opanowane przez służby ratunkowe, zmusiły do ewakuacji ponad 200 osób. Na miejscu działał specjalny „punkt niezłomności” – miejsce, gdzie poszkodowani mogli znaleźć schronienie, ciepło i pomoc psychologiczną.

Według informacji ukraińskiego Dowództwa Sił Powietrznych, całkowita liczba rosyjskich bezzałogowców i rakiet była jedną z największych od początku roku. Drony miały działać również jako „wabiki”, aby zmylić systemy obrony przeciwlotniczej.

Z kolei w obwodzie kijowskim zestrzelenie jednego z dronów zakończyło się pożarem. Wrak spadającego Shaheda uderzył w dom mieszkalny oraz budynki gospodarcze, powodując zniszczenia. Na szczęście obyło się bez ofiar. Ogień został szybko opanowany przez lokalne jednostki Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS).

Tego rodzaju ataki – wymierzone w cele cywilne w nocy, gdy ludzie śpią – pokazują, że rosyjska taktyka ma jeden główny cel: zastraszyć, zdestabilizować i złamać morale społeczeństwa. Przypominają także o ciągłym zagrożeniu dla Ukrainy, mimo iż linia frontu pozostaje stosunkowo stabilna. Eksperci wskazują, że naloty tego typu są nie tylko próbą wymuszenia kapitulacji psychicznej, ale i testem skuteczności ukraińskiej obrony powietrznej.

Choć atak zbiegł się ze świętem pracy, na międzynarodowe reakcje nie trzeba było długo czekać. Zmasowane użycie irańskich dronów Shahed i zaawansowanych Iskanderów pokazuje, że Kreml nie zamierza wycofać się z drogi totalnej wojny.