Ludzie Tuska okazują się autentycznymi kontynuatorami ducha antyklerykalizmu, który przyświecał polityce Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej: ich marzeniem byłoby najwyraźniej sprowadzić Kościół do całkowitego parteru, tak, by biskupi chodzili na ich politycznym pasku i nie ważyli się wypowiadać krytycznie o polityce rządu. To nie europejskie, ale dosłownie rosyjskie standardy.
Dla wszystkich jest oczywiste, że wyborcy Koalicji Obywatelskiej są wpatrzeni jak obrazek w Niemców.
Skoro tak, to proszę bardzo – przyjrzyjmy się, jak to faktycznie wygląda. Otóż właśnie teraz trwa w Niemczech niezwykle intensywna dyskusja wokół Trybunału Konstytucyjnego. Lewicowa SPD zgłosiła kandydaturę sędzi, która ma zdecydowane poglądy proaborcyjne. Kandydatura została ostro skrytykowana przez środowiska katolików - w tym przez biskupów. Owszem, pojawiły się wśród niemieckiej lewicy głosy mówiące o tym, że biskupi nie powinni się wtrącać w debatę - ale to kompletny margines, wypowiedzi zadeklarowanych socjalistów. Nikomu w rządzie nie przychodzi do głowy, by próbować uciszać biskupów, a szczególnie by donosić na nich do Watykanu. Robią, co chcą - są w końcu obywatelami RFN.
Dokładnie tak samo jest w Polsce – przynajmniej w teorii. Biskupi Antoni Długosz i Wiesław Mering mają pełne prawo do tego, by mówić o Koalicji Obywatelskiej co im się żywnie podoba. Mogą nazywać jej polityków Niemcami, politycznymi gangsterami - nikt nie może im tego zabronić. To biskupi - ale to przecież Polacy. Wypowiadają się we własnym imieniu. Czy jest właściwe, by robili to na Jasnej Górze? Można o tym dyskutować – ale nic Radosławowi Sikorskiemu do tego, gdzie biskup wygłasza swoje zdanie.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło tymczasem absolutnie kuriozalne kroki. Zgłosiło w Watykanie oficjalny protest w formie demarche. To jakby strzelać z armaty do wróbla. MSZ powołuje się na konkordat, który zabrania Stolicy Apostolskiej podważać suwerenności Polski. Urzędnicy MSZ uważają chyba, że biskupi Długosz i Mering to jakieś polityczne pacynki sterowane ze Stolicy Apostolskiej na modłę członków partii politycznej. Kompletnie nie rozumieją, jak funkcjonuje Kościół katolicki. To głęboko żenujące: polskie państwo składa protest dyplomatyczny w oparciu o błędne przesłanki. Po prostu kompromitacja! Nie mówię już nawet o treści demarche, gdzie jeden błąd merytoryczny goni drugi, cały tekst jest po prostu naszpikowany przejawami niekompetencji.
Dlaczego MSZ zachowuje się w ten sposób? Nie mam cienia wątpliwości: chodzi tylko o to, by dokopać „czarnym”, to znaczy księżom. Wcześniej urządzono wielką hucpę propagandową wokół aresztowania ks. Michała Olszewskiego, ewidentnie chcąc nastraszyć duchowieństwo. Teraz, kiedy dwaj biskupi wypowiadają się w zdecydowany i krytyczny sposób o rządzie, natychmiast – donos do Watykanu. Wszystko po to, by pokazać się przed swoim elektoratem jako silni. Oczywiście, jak zwykle w przypadku rządu Tuska, jako silni wobec słabych – wcześniej księdza, tym razem dwóch emerytowanych biskupów.
Myślę, niestety, że tego rodzaju żenujących zagrywek będziemy w najbliższym czasie świadkami coraz częściej, nie tylko wobec Kościoła katolickiego. Tak jak pisałem w jednym z wcześniejszym felietonów: Tusk wie, że jest politycznie zgubiony. Nie ma żadnej perspektywy na zwycięstwo wyborcze w 2027 roku. To oznacza, że jego jedynym celem będzie kurczowe trzymanie się władzy i zabezpieczenie bezkarności na czas po klęsce. Niekompetencja, chaos, brak odpowiedzialności - to zjawiska, które będą nam jeszcze długo towarzyszyć. Demarche MSZ przedłożone w Stolicy Apostolskiej jest tego smutnym, ale dobitnym przykładem.