Na łamach tygodnika „Sieci” ekspert przywołuje opinię ukraińskich analityków, wedle których w Osinach nie eksplodował tzw. dron-wabik, a dron bojowy, mogący przenosić nawet 90-kilogramową głowicę.

- „Ten, który eksplodował w Polsce, najprawdopodobniej jej nie miał, co by wskazywało na to, że został celowo zmodyfikowany, bo te, które atakują cele na Ukrainie, mają znacznie większą siłę rażenia”

- wskazał autor.

W ocenie Budzisza, Rosjanie przygotowują system zdolny do precyzyjnego naprowadzania dronów na cele w Polsce i na Litwie. Eksplozja w Osinach natomiast mogła być testem tego systemu.

- „Na pierwszy rzut oka może się to wydać absurdalne, ale Ukraińcy już jakiś czas temu wykryli, że Rosjanie nie tylko używają lokalnych sieci komórkowych, aby naprowadzać swoje drony na cel i korygować tor ich lotu, lecz także po to, aby uzyskać dokładne dane lokalizacyjne miejsca, w których ich geran został zestrzelony czy eksplodował. To pozwala na identyfikowanie stanowisk ogniowych potencjalnego przeciwnika albo – jeśli dron leciał sobie przez nikogo nie niepokojony – zidentyfikowanie dziur w naszej obronie przestrzeni powietrznej”

- wyjaśnia ekspert.