Amerykańskie dowództwo centralne CENTCOM podało, że siły USA za pomocą drona zaatakowały "planistę" Państwa Islamskiego w Afganistanie. Dżihadysta miał zostać zabity.

Akcja USA to działania odwetowe za zamachy, do jakich doszło w okolicach lotniska w Kabulu. W zamachach zginęło ponad 80 osób, w tym 13 żołnierzy amerykańskich. Do zamachów przyznali się bojownicy Państwa Islamskiego.

Zgodnie z komunikatem CENTCOM do ataku doszło we wschodnim Afganistanie w prowincji Nangarhar, niedaleko granicy z Pakistanem.

"Wstępne wskazania mówią, że cel został zabity. Nie wiemy o żadnych ofiarach cywilnych" - podano w oświadczeniu rzecznika CENTCOM kpt. Williama Urbana.

Powołując się na źródła w Pentagonie, dziennikarka stacji Voice of America wskazała, że zabity terrorysta był członkiem Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan. Miał planować przyszłe ataki terrorystyczne w regionie.

Dron, za pomocą którego przeprowadzono uderzenie, wystartował z jednej z baz w regionie, poza Afganistanem, co miało zademonstrować powtarzany przez prezydenta Joe Bidena argument, że USA nie potrzebują sił na miejscu, by móc reagować na zagrożenia terrorystyczne.

Państwo Islamskie jako organizacja quasipaństwowa upadła wraz ze śmiercią samozwańczego kalifa Abu Bakra al-Baghdadiego oraz utratą Rakki - syryjskiego miasta uznawanego za stolicę kalifatu oraz ostatni bastion Państwa Islamskiego. Idea światowego dżihadyzmu zapoczątkowana przez Państwo Islamskie jednak przetrwała.

Można się spodziewać, że w przyszłości grupy terrorystyczne niezwiązane bezpośrednio z dawnym Państwem Islamskim będą próbować przeprowadzać kolejne zamachy pod egidą upadłego samozwańczego kalifatu.

jkg/pap