Tak mi trudno uwierzyć, że Komunia Święta jest prawdziwym Ciałem Pana Jezusa! Wydaje mi się, że przyjmowałabym ją z taką samą miłością do Pana Jezusa, gdyby była tylko symbolicznym przypomnieniem tego wszystkiego, co On dla nas zrobił i czego od nas oczekuje. W gruncie rzeczy wiem, co mi Ojciec odpowie, ale mimo to zapytam: Czy ktoś taki jak ja musi przymuszać się do wiary, że Komunia to jest naprawdę Ciało Chrystusa? Może Pan Jezus nie przywiązuje takiej wagi do tego, w co człowiek wierzy? Może najbardziej zależy Mu na tym, żeby Go człowiek kochał?

Ma Pani rację, że Panu Jezusowi najbardziej zależy na tym, żeby Go człowiek kochał. Ale nie ominiemy pytania następującego: Czy ja naprawdę kocham, jeśli mało obchodzi mnie prawda dotycząca tego, kogo kocham?

Przypatrzmy się temu zdaniu z Ewangelii, w którym Pan Jezus najmocniej wyznaje, jak bardzo Mu zależy na naszej miłości: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37). Otóż gdyby takie słowa wypowiedział ktoś choćby najszlachetniejszy i najwspanialszy, kto nie jest Bogiem, byłby bezczelnym uzurpatorem. Bo jeden tylko Bóg ma prawo do tego, żeby Go kochać z całego serca i ponad wszystkich swoich bliskich. Zatem moja miłość do Pana Jezusa w sposób wręcz fundamentalny wiąże się z tym, czy ja rozpoznaję w Nim prawdziwego Boga.

Również słusznie Pani odczuwa, że do wiary nie powinien się człowiek przymuszać. Proszę sobie przypomnieć rozmowę Pana Jezusa z saduceuszami na temat zmartwychwstania ciał. Saduceuszom nie mieściło się w wyobraźni, ażeby ciało, które rozsypie się w proch, mogło zostać wskrzeszone. Obietnicę przyszłego zmartwychwstania próbowali, jak się wydaje, interpretować symbolicznie. Otóż Pan Jezus nie kazał im przymuszać się do uwierzenia w to, przeciwko czemu ich zdrowy rozsądek protestował. On powiedział im po prostu: „nie znacie Pisma ani mocy Bożej” (por. Mt 22,29). Innymi słowy: Jeżeli sam Bóg to obiecał i jeżeli Bóg jest prawdomówny i wszechmocny, to Bogu należy ufać więcej niż swojemu zdrowemu rozsądkowi. Zatem zamiast przymuszać się do wiary, należy rozpoznać i usunąć źródła swego niedowiarstwa — a wówczas nie będę musiał się do wiary przymuszać, uwierzę Bogu bez żadnych zastrzeżeń i radosnym sercem.

I to jest najważniejsza odpowiedź na Pani problem: Proszę sobie pomedytować nad wyrzutem Pana Jezusa, że „nie znacie Pisma ani mocy Bożej”. A kiedy już się Pani napełni gotowością do całkowitego uwierzenia Panu Jezusowi i wszystkim Jego obietnicom, proszę sobie w duchu wiary i radości przeczytać fragment z Ewangelii św. Jana 6,48—69. Jestem pewien, że Pani kłopoty z uwierzeniem w prawdę Ciała i Krwi Chrystusa w sakramencie Eucharystii znikną, jakby ich Pani w ogóle nigdy nie miała.

Żeby się potem w tej wierze utwierdzić, radziłbym Pani sięgnąć kiedyś do książki pt. Eucharystia pierwszych chrześcijan (opr. ks. Marek Starowieyski, seria Ojcowie żywi, t. 7, Znak, Kraków 1987). Dzięki tej książce będzie mogła Pani dosłownie kąpać się w wierze Ojców Kościoła, dla których prawda Ciała Chrystusowego w Eucharystii jest czymś równie oczywistym jak to, że oddychamy powietrzem. Przy okazji zauważy Pani ogromną różnicę między mentalnością chrześcijan starożytnych i współczesnych: my mamy skłonność do tego, żeby każdej z prawd wiary przypatrywać się osobno, chrześcijanie starożytni niemal spontanicznie zauważali znaczenie danej prawdy w całości wiary.

Spróbujmy to zobaczyć właśnie na przykładzie Eucharystii. Przedtem jednak trzeba parę słów powiedzieć na temat doketyzmu, prądu, który się pojawił już w czasach apostolskich, a który usiłował z wiary chrześcijańskiej pozostawić tylko jej zewnętrzną skorupę, niszczył zaś w niej wszystko, co istotne. Podstawowym dogmatem doketów było założenie, że Bóg nigdy nie wchodzi w realny kontakt z tym, co cielesne, ale i odwrotnie — ciało nigdy nie dostępuje realnego kontaktu z Bogiem. Wychodząc z tego założenia, dokeci odrzucali zarówno prawdę Wcielenia i Odkupienia, jak obietnicę zmartwychwstania ciał. Syn Boży, ich zdaniem, tylko pozornie stał się człowiekiem i tylko pozornie umarł na krzyżu (dopuszczali co najwyżej, że na krzyżu umarł ktoś do Niego podobny).

Jak widzimy, doketyzm był próbą uśmiercenia wiary chrześcijańskiej na samym jej początku, toteż trudno dziwić się temu, że Apostołowie demaskowali ten błąd z całą jednoznacznością: „Wielu bowiem pojawiło się na świecie zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim. Taki jest zwodzicielem i Antychrystem” (2 J 7; por. 1 J 4,1—3). Równie stanowczo Nowy Testament ostrzega przed proponowaną przez doketów symboliczną interpretacją obietnicy zmartwychwstania: „Unikaj światowej gadaniny; albowiem uprawiający ją coraz bardziej będą się zbliżać ku bezbożności, a ich nauka jak gangrena będzie się szerzyć wokoło. Do nich należą Hymenajos i Filetos, którzy odpadli od prawdy, mówiąc, że zmartwychwstanie już nastąpiło, i wywracają wiarę niektórych” (2 Tm 2,16—18).

Apostołowie nie zamierzają więc wchodzić w polemiki czy dyskusje z doketami. Stwierdzają po prostu, że nie jest chrześcijaninem, kto niszczy któryś z tych dwóch filarów wiary, mianowicie prawdę człowieczeństwa Chrystusa albo prawdę przyszłego zmartwychwstania.

Otóż dokładnie w tej perspektywie widzą Ojcowie Kościoła prawdę Eucharystii. Po prostu nie wyobrażają sobie, żeby chrześcijanin mógł nie wierzyć, że Eucharystia jest prawdziwym Ciałem naszego Pana. Co więcej, w Eucharystii widzą Ojcowie Kościoła najwyższe potwierdzenie obu wspomnianych prawd — z jednej strony stanowi ona boską pieczęć prawdy człowieczeństwa Chrystusa Pana, z drugiej, spożywanie jej przygotowuje nas realnie do przyszłego zmartwychwstania.

Zresztą niech Pani sprawdzi sama. Oto jak komentuje — ok. 108 roku! — dokeckie dystansowanie się wobec Eucharystii św. Ignacy z Antiochii: „Powstrzymują się [dokeci] od Eucharystii i modlitwy, gdyż nie wierzą, że Eucharystia jest Ciałem Pana naszego, Ciałem, które cierpiało za nasze grzechy i które Ojciec w swej dobroci wskrzesił. Tak więc ci, co odmawiają daru Boga, umierają wśród swoich dysput. Lepiej byłoby dla nich, żeby mieli miłość, bo w ten sposób i oni mogliby zmartwychwstać” (List do Smyrneńczyków 7,1).

Zauważmy tylko, że w powyższej wypowiedzi dość wyraźnie słychać echo słów Pana Jezusa: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54). Żyjący w wieku IV syryjski poeta, św. Efrem, będzie opiewał Eucharystię jako potęgę Bożego życia, uśmiercającego śmierć: „Twój chleb zabija śmierć, łakomego żebraka, który nas uczynił swym chlebem. Twój kielich unicestwia śmierć, co nas pożera. Pożywamy Cię, Panie, i pijemy, nie by Cię spożyć, lecz by żyć przez Ciebie” (Pieśń o Eucharystii 151n).

Ojców Kościoła szczególnie fascynuje Eucharystia jako dar Bożej wszechmocy, który da się porównać (in plus, rzecz jasna) z Bożym dziełem stworzenia wszechświata. Osobiście po raz pierwszy to sobie uświadomiłem, czytając przepiękny tekst św. Ireneusza z ok. 185 roku. Najpierw Ireneusz zauważa w Eucharystii ostateczny dowód na to, że nasze ciała kiedyś naprawdę zostaną wskrzeszone: „Jeśli ciało nie może zostać zbawione, to Pan nie odkupił nas Krwią swoją ani kielich eucharystyczny nie jest uczestnictwem w Jego Krwi, ani też chleb, który łamiemy, nie jest uczestnictwem w Jego ciele. Krew bowiem wypływa tylko z żył i ciała, i z tego, co stanowi substancję człowieka — nią stało się prawdziwe Słowo Boże, które nas odkupiło swoją Krwią” (Adversus haereses 5,2,2).

Dalej rozwija Ireneusz następujące porównanie: Tak jak w stworzonym przez Słowo Boże świecie naturalnym z rozsianych ziaren pszenicy wyrasta nowe zboże, podobnie wino i chleb „przyjmują Słowo Boże i stają się Eucharystią Krwi i Ciała Pańskiego”, aby być naszym pokarmem na życie wieczne. Otóż pokarm ten działa w taki sposób, że ciała, które go spożywały, „kiedy zostaną złożone w ziemi i ulegną rozkładowi, powstaną w swoim czasie, bo Słowo Boże da im zmartwychwstanie na chwałę Boga Ojca, który to, co śmiertelne, odziewa w nieśmiertelność, a temu, co zniszczalne, łaskawie udziela niezniszczalności, gdyż moc Boża w słabości się doskonali” (tamże 5,2,3).

Zaczynamy więc rozumieć, dlaczego wiara chrześcijańska przywiązuje taką wagę do tego, że Bóg Ojciec stworzył świat przez swojego Syna (por. J 1,3.10; Kol 1,16n; Hbr 1,2). Przecież przez tegoż Syna, przez którego świat został stworzony, Ojciec Przedwieczny naprawia w swoim stworzeniu to, cośmy popsuli naszymi grzechami. I więcej jeszcze: Przez tegoż Syna Bóg czyni nas nowym stworzeniem, to znaczy dokonuje naszego przebóstwienia. Żeby jednak ostatecznie stać się nowym stworzeniem, czyli dostąpić chwały zmartwychwstania, musimy w życiu obecnym karmić się pokarmem, który nas wypełnia obecnością Jezusa Chrystusa, czyli Słowa Bożego, które dla nas stało się jednym z nas. Krótko mówiąc, Eucharystia jest pokarmem nowego stworzenia.

To nasze wypełnianie się Chrystusem dzięki spożywaniu Eucharystii Ojcowie Kościoła przedstawiają zazwyczaj w duchu radykalnego realizmu. „Przystępując do Stołu Pańskiego — mówił w połowie V wieku św. Leon Wielki, papież — przemieniamy się w Tego, którego spożywamy” (Mowa 64,7). Zaś sto lat wcześniej św. Cyryl Jerozolimski tak oto wyjaśniał nowo ochrzczonym działanie Komunii Świętej: „Stajecie się jednym ciałem i jedną krwią z Chrystusem. (...) A zatem z całym przekonaniem uważajmy to za Ciało i Krew Chrystusa! Pod postacią chleba dane ci jest Ciało, pod postacią wina dana ci jest Krew. Kiedy więc przyjmujesz Ciało i Krew Chrystusa, stajesz się z Nim jednym ciałem i jedną krwią” (Katecheza 22,1.3). Gdyby tłumaczyć dosłownie, ostatni fragment należałoby oddać: „stajesz się z Nim współcielesny i współkrwisty”.

Zauważmy jednak: Ten radykalny realizm w przedstawianiu skutków Najświętszej Eucharystii podkreśla jedynie to, że my na dopełnienie obietnicy nowego stworzenia czekamy realnie, a nie tylko symbolicznie. Otóż wierząc w prawdziwą obecność Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie Eucharystii, wyznajemy, że Bóg już teraz dokonuje w nas nowego stworzenia, jakkolwiek ujawni się ono w pełni dopiero w dniu ostatecznym. Tak czy inaczej, zarówno dar Eucharystii, jak zbawienie człowieka, jest większym dziełem Bożej wszechmocy niż stworzenie wszechświata.

Nie trzeba się więc dziwić, że Ojcowie Kościoła, objaśniając tajemnicę Eucharystii, sięgają nieraz po kategorie kosmogoniczne. Eucharystia jest przecież wspaniałym darem wszechmocnej Bożej miłości, dokonującej nowego stworzenia. Tytułem przykładu przytoczę Pani — na zakończenie tego listu — niezapomniany wykład św. Ambrożego († 397):

Wszystkie modlitwy poprzednie wypowiada kapłan: składa Bogu chwałę, zanosi modły błagalne, prosi za lud, za królów itd. Z chwilą, gdy dochodzi do sprawowania czcigodnego sakramentu, wtedy już kapłan nie posługuje się własnymi zwrotami, lecz używa słów Chrystusa. Jakie to są słowa? Te mianowicie, które wszystko stworzyły. Na rozkaz Pana powstało niebo, ziemia, morze, zrodziło się wszelkie stworzenie. Widzisz więc, jak wielką moc działania posiadają słowa Chrystusa. Jeśli w słowie Pana Jezusa tkwi taka siła, że pod jego wpływem zaczyna istnieć coś, czego dotąd nie było, to tym bardziej jest ono w stanie sprawić, że rzeczy, które poprzednio istniały, zamieniają się w inne. Nie istniało ani niebo, ani morze, ani ziemia, ale mówi Dawid: «On powiedział i stały się. On rozkazał i zostały stworzone» (Ps 148,5).

Oto odpowiadam ci: Nie było Ciała Chrystusowego przed konsekracją, ale po niej — powtarzam — jest już Ono obecne. Chrystus sam powiedział i stało się, On rozkazał i zostało stworzone. Poprzednio ty sam byłeś starym stworzeniem. Skoro jednak zostałeś uświęcony, zacząłeś istnieć jak nowe stworzenie. Czy chcesz wiedzieć, jak się nim stałeś? Powiedziano, że wszystko «w Chrystusie jest nowym stworzeniem» (2 Kor 5,17)” (O sakramentach 4,14—16).

Z książki: J. Salij, "Nadzieja poddawana próbom", Wydawnictwo "W Drodze", 1995