Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Muzułmanie modlą się do tego samego Boga, co chrześcijanie?

Ks. dr Robert Skrzypczak: Pan Bóg jest stwórcą osoby, a zatem i duchowości. W tym sensie każda modlitwa zwrócona w stronę niebios, jest – świadomie lub nie – skierowana do Boga prawdziwego. Z drugiej strony istnieją różne wyobrażenia dotyczące Pana Boga. Kościół respektuje islamską autodefinicję, jakoby muzułmanie korzystali z prawdy objawionej.

Ten szacunek nie zmienia jednak faktu, że dla nas jedynym pośrednikiem objawienia – i to objawienia pełnego – jest Jezus Chrystus. To znaczy, że wszystko co Bóg chciał powiedzieć o sobie samym i przeznaczeniu człowieka, a więc o zbawieniu, wypowiedział w Jezusie Chrystusie. Nie potrzeba już żadnego uzupełnienia ani dopowiadania.

 Muzułmanie twierdzą, że ich religii dał początek Bóg, gdy Michał Gabriel przyniósł Mahometowi objawienie Boże w Koranie. Nie oceniamy tego, jak muzułmanie traktują swoje źródła religii. Jednak jedyną drogą do poznania Boga jest pójście za Jezusem Chrystusem. Trzeba to jasno podkreślić: jeśli chodzi o obraz Boga oraz o korzystanie ze źródeł objawienia, nigdy nie możemy się zgodzić, że jesteśmy z muzułmanami na tej samej płaszczyźnie. Wiemy, że to Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem w objawieniu Boga.

„Kościół spogląda z szacunkiem również na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi...”. Tak zaczyna się ustęp deklaracji Nostra aetate Soboru Watykańskiego II dotyczącej muzułmanów. Cały ustęp zdaje się raczej wskazywać, że mahometanie całkowicie świadomie zwracają się ku temu samemu Bogu, co chrześcijanie. 

Muzułmanie z pełną świadomością odnoszą się do chrześcijańskich i żydowskich źródeł objawienia. Twierdzą zarazem, że posiadają pełny i ostateczny charakter objawienia Boga.

Sobór Watykański II zwrócił uwagę na to, co łączy chrześcijan, żydów i muzułmanów. A jest tym wiara w Boga Jedynego – Adonai Ehad. Rzeczywiście, łączy nas silny monoteizm, wiara w Boga osobowego, działającego w historii, który koncentruje w sobie wszelkie dobro i prawdę, który jest miłosierny. Dochodzą do tego też niedyskutowalne normy moralne, dotyczące świętości życia, życia poczętego, małżeństwa, szacunku do rodziny. W batalii ze światem współczesnym w tych kwestiach możemy iść wspólnie.

Słynny profesor teologii fundamentalnej i teologii religii ks. prof. Hans Waldenfels SJ powiedział, cytując część muzułmańskiego wyznania wiary, że chodzi tu o tego samego Boga, co w chrześcijaństwie.

Ks. prof. Hans Waldenfels jest jednym z najlepszych specjalistów w Kościele od teologii religii. Jako taki wypowiedział się precyzyjnie i wie co mówi: to znaczy, że Bóg jest jeden. Trzeba wziąć tu pod uwagę to, o czym mówiłem wcześniej. Modlimy się do tego samego Boga i poszukujemy tego samego Boga. Inną sprawą są wyobrażenia o Bogu, sposób Jego poznawania: mówiąc teologicznie, źródła, do których odnosimy się w poznaniu Boga i zbudowaniu z Nim relacji. To nas różni, zwłaszcza, jeśli chodzi o sposób zbliżenia się do Boga i doświadczenia od Niego dobra, jakim jest zbawienie. Dla nas poza Jezusem Chrystusem nie ma zbawienia. Sobór Watykański II, w tej samej deklaracji Nostra aetate, powiedział o rozsianych w różnych religiach i duchowościach ziarnach prawdy. Z drugiej strony bardzo mocno i jednoznacznie podkreślił, że to Jezus Chrystus jest spełnieniem i celem wszystkich religii. Dlatego wszystkie poszukiwania Boga albo znajdą swoje wypełnienie w Chrystusie, albo sczezną na manowcach.

Kończąc ten wątek: papież Franciszek modlił się w Błękitnym Meczecie w Stambule do tego samego Boga, co stojący obok niego Wielki Mufti?

Trzeba cały czas mieć na względzie tę różnicę, którą starałem się podkreślić. Sam papież Franciszek wyjaśniał później swój gest tym, że poczuł mocną potrzebę by pomodlić się do Boga w tamtym kontekście i sytuacji. Nie jest to niczym nagannym. Chrześcijanin zwraca się do Boga w każdej sytuacji i w każdym momencie utrzymuje z Nim relacje. Wyobrażam sobie, że w Błękitnym Meczecie jedynym, który wyznawał wiarę w Jezusa Chrystusa i poprzez to Go uobecniał, był papież Franciszek, pokazując swoją wiarę i przyznając się do Kościoła.

Podkreśla się często, że Benedykt XVI będąc w 2006 roku w Błękitnym Meczecie nie zdecydował się na modlitwę. Skąd różnica w postawie obu papieży?

Ani Benedykt XVI, ani Jan Paweł II, który też odwiedził ten meczet, nie zdecydowali się, by zatrzymać się na wyraźną modlitwę. Zwrócę jednak uwagę na wizytę Jana Pawła II w Hagia Sophia, kościele zamienionym na meczet. W tamtych czasach obowiązywał w nim zakaz wyrażania jakichkolwiek uczuć religijnych. Jednak papież, choć nie wyraził żadnym gestem czy konkretnym momentem pragnienia zwrócenia się do Chrystusa, to nieustannie trzymał w ręku różaniec i się na nim modlił.

Wróćmy jednak do różnicy między postawą papieży w Błękitnym Meczecie.

Papież Franciszek ma własną, odmienną wrażliwość. Jan Paweł II i Benedykt XVI być może o wiele lepiej rozumieli sytuację Europy i byli lepiej osadzeni w sytuacji dialogu międzyreligijnego. Z jednej strony chodzi tu o kontrasty, a z drugiej o niebezpieczeństwo, które często znajduje swój wyraz także wewnątrz Kościoła. Mam tu na myśli różnego rodzaju synkretyzm, niedostrzeganie różnicy między religiami, bezkrytyczne i naiwne szukanie wspólnych cech. Nie bierze się w tym pod uwagę wyjątkowości i jedyności Jezusa Chrystusa. Franciszek pochodzi z antypodów, z drugiego końca świata. Być może niesie w sobie większą wrażliwość misyjną. Dlatego stawia bardziej na te gesty i te spotkania, które zarzucają mosty, budują możliwość porozumienia. Myślę, że odpowiada to też jego rozumieniu dawania sobie wzajemnego świadectwa wiary. Przy tym w Błękitnym Meczecie nie miał miejsca gest, który budziłby podejrzenia o synkretyzm.

Trzeba też zauważyć, że papież Franciszek porusza się w Kościele po tak ważnych wydarzeniach, jak Dni Modlitwy w Asyżu, na które zdobył się Jan Paweł II. Tego samego gestu dokonał później Benedykt XVI. Bardzo jasno oceniono tam kryteria dialogu religijnego w praktyce. Owszem, spotykamy się razem, ale po to, by budować to, co łączy nas ze strony ludzkiej: to, co służy sprawie pokoju, dialogu, wspólnemu rozwiązywaniu problemów ludzkości. Nie ma mowy o zacieraniu różnic ani o zapominaniu o wyjątkowej oryginalności chrześcijaństwa.

Jaki wpływ będzie miała modlitwa Franciszka w Błękitnym Meczecie na dialog z islamem?

Jak dowiadujemy się z mediów, niektórzy muzułmanie podziękowali Franciszkowi za jego wizytę w Stambule i za jego gesty. Islam nie jest jednorodny. Mówimy tu praktycznie o wieży Babel. Dla niektórych Franciszek może być wcielonym diabłem, którego chcieliby zabić nawet za cenę własnego życia. Inni mahometanie patrzą na niego z dużą życzliwością oraz z poczuciem ulgi. Widzą, że Franciszek nie odpowiada negatywnym wyobrażeniom, które mają niektórzy muzułmanie o katolikach. Takie wyobrażenia pochodzą z przeszłości: z wojen religijnych, z pysznej wyniosłości, która nie pochodzi od Jezusa Chrystusa, ale od cech ludzkich. Papież Franciszek wnosi w spotkania ogromną pozytywną dawkę ludzkiej życzliwości i przyjaźni. To jest dzisiaj bardzo potrzebne.

Wspominał ksiądz o tych ustępach Nostra aetate, które podkreślają istnienie w różnych religiach „ziaren prawdy”. Możemy to łączyć z postawą, jaką zaprezentował w Stambule Franciszek?

Myślę, że niektóre papieskie gesty towarzyszące jego pielgrzymowaniu są gestami spontanicznego wyrażenia szacunku wobec ludzi, którzy szukają Boga. Gesty te odwołują się do tego, co w każdej religii jest najlepsze – nawet, jeżeli niektórzy szukają po omacku, czy też z naszego punktu widzenia żyją po prostu w kłamstwie. Warto jednak zawsze docenić ludzkie pragnienie szukania tego, co wieczne, najlepsze, co kojarzy się z Bogiem i życiem wiecznym. W ten właśnie sposób można patrzeć na gest modlitwy papieża w towarzystwie modlących się duchownych muzułmańskich. Tak samo możemy patrzeć na gest Jana Pawła II, który będąc kiedyś w Jordanii pocałował Koran. Można rzucić się z pazurami na autorów tych gestów, przypisując im chęć zacierania różnić czy relatywizmu. Można jednak spojrzeć na to w sposób trzeźwy i roztropny, w całości tego, co  reprezentował Jan Paweł II i czego naucza Franciszek. Można dostrzec tu życzliwe gesty, odnoszące się do ludzkiego doświadczenia ze strony apostoła Jezusa Chrystusa. Przypomnijmy, co mówił św. Paweł na Areopagu. Odnosił się życzliwie do poszukiwań i duchowości ludzi w Atenach. Nazywał ich poszukiwaczami nieznanego Boga.

Rozmawiał Paweł Chmielewski