W wielu krajach na zachodzie Europy ponad 90% dzieci nienarodzonych podejrzanych o zespół Downa (ZD) nigdy nie ujrzy światła dziennego. Tam, gdzie istnieje agresywna promocja testów prenatalnych obejmująca wszystkie kobiety (m.in. bez względu na wiek), takich dzieci zabija się najwięcej.

Wojna przeciwko ludziom z zespołem Downa (z dodatkowym chromosomem 21, czyli trisomią 21) z powodu tego, że inaczej wyglądają, słabo wypadają na testach na inteligencję i czasem mają różne choroby, toczy się od dawna. Wiek XX zhańbił się ich zinstytucjonalizowaną eksterminacją na ogromną skalę, zapoczątkowaną przez działania eugeników w takich „oświeconych krajach” jak Wielka Brytania, kraje skandynawskie czy Stany Zjednoczone, a najbardziej znaną i najbardziej skutecznie wykonaną przez Niemców.

Lekarze i położne w akcji T4

Prawo Trzeciej Rzeszy z 1933 r. pozwalało na sterylizację osób niepełnosprawnych umysłowo narodowości niemieckiej, między innymi tych z syndromem Downa. Później, w okresie od 1939 do 1944 niepełnosprawne osoby były zabijane w ramach akcji T4. Proces ich eliminowania rozpoczął się właśnie od zabijania dzieci. Niektóre z nich typowane były „do terminacji” przez położne, zaraz po swoim narodzeniu. Niektórzy niepełnosprawni ginęli zabici zastrzykiem, inni zatruci gazem, zaś jeszcze inni zagładzani na śmierć. Choć Kościół katolicki protestował, wśród środowiska lekarskiego nie brakowało aktywnych wykonawców wyroków śmierci na ludziach, jak i tych, którzy te zabójstwa usprawiedliwiali. Prawo na to zezwalało. Stała za tym eugeniczna „nauka”.

Mimo tego, że niemieccy lekarze i badacze interesowali się szczególnie ludzką rozrodczością, eksperymentowali z metodami aborcyjnymi (np. na terenach okupowanych w Auschwitz), nie znali dobrze obecnych prenatalnych sposobów przewidywania, czy dziecko urodzi się z trisomią 21. Choć ta forma niepełnosprawności była już opisywana w XIX w. pod nazwą mongolizmu, odpowiedzialny za nią gen został zidentyfikowany w latach 60-tych XX w.

Gdyby Niemcy potrafili wykonywać USG na przezierność fałdu karkowego w pierwszym trymestrze, badania krwi, amniopunkcję i biopsję kosmówki nie musieliby takich dzieci zagładzać, zagazowywać i rozstrzeliwać. Mogliby i zabijaliby je przede wszystkim w aborcji. Mengele czy Eichmann nie mieli żadnych oporów z uśmiercaniem dzieci nienarodzonych w każdej fazie życia płodowego.

Ponieważ Niemcy z reguły wstydzą się swoich zbrodni sprzed i w trakcie wojny, dziś do mediów raczej nie przedostałaby się informacja, że wkrótce przestaną się tam rodzić osoby z syndromem Downa. Niestety taka wiadomość dotarła do świata, tylko z innego kraju. Nawiasem mówiąc niedawno jeden z niemieckich prezenterów telewizyjnych Kai Pflaume zajmował się serią programów mających pokazać, że ludzie ci żyją normalnie. Deutsche Welle napisał natomiast, że „nie są głupi, tylko inni”[1].

Niechlubna Dania: osoby z ZD na wyginięciu

W wielu krajach na zachodzie Europy ponad 90% dzieci nienarodzonych podejrzanych o zespół Downa (ZD) nigdy nie ujrzy światła dziennego. Tam, gdzie istnieje agresywna promocja testów prenatalnych obejmująca wszystkie kobiety (m.in. bez względu na wiek), takich dzieci zabija się najwięcej. W Polsce za takie badania USG na ocenę ryzyka aberracji chromosomowej płaci nieźle NFZ[2]. Po nich lekarze niby mają nie namawiać do aborcji (choć niektórzy naciskają), ale dają „do wyboru” uśmiercić, a niektóre kobiety sądzą, że skoro to legalne, lekarz o tym mówi, to przecież nie może być złe, musi być uzasadnione, usprawiedliwione.

Kilka lat temu eksperci z Danii przewidzieli, że ostatnie dziecko z zespołem Downa urodzi się tam w 2030 r.[3]. Dania pojawiała się w tym kontekście nieprzypadkowo. Tradycja eliminowania chorób i niepełnosprawności poprzez zabijanie chorych i niepełnosprawnych trwa w tym kraju od dawna. To w Danii dokonano pierwszej aborcji w 1960 r. ze względu na płeć, aby zabić nienarodzonego chłopca, którego matka została uznana za nosicielkę hemofilii. Do diagnozy użyto po raz pierwszy amniopunkcji[4], stosowanej obecnie do wykrywania zespołu Downa. W Danii można było rozwijać i stosować technologie do zabijania nienarodzonych ludzi, gdyż-podobnie jak wcześniej w Niemczech - aborcja z powodów eugenicznych była tam legalna.

Aborcję zalegalizowano po raz pierwszy już w 1939 r. m.in. ze względów eugenicznych (z powodu ryzyka wad płodowych) i zagrożenia życia kobiety. Późniejsze ustawy z lat 70-tych wprowadziły jedne z najbardziej permisywnych przepisów w Europie, znowu nieprzypadkowo w momencie największej histerii wywoływanej mitem przeludnienia na świecie. Wtedy zabijanie nienarodzonych do 12 tygodnia stało się dostępne na żądanie w publicznych szpitalach na koszt podatnika. Nadal obowiązujące sformułowania prawne z 1973 r. pokazują eugeniczne myślenie duńskich prawodawców, którzy z zezwoleniem dopuścili aborcję nawet po 12 tygodniu. Dotyczy ono m.in. grup kobiet wyselekcjonowanych ze względu na ich „ograniczoność umysłową” (feeble-mindedness), „zaburzenia fizyczne i psychicznie” czy niezdolność do „właściwego zajmowania się dzieckiem” z powodu „niedojrzałości”[5].

W kraju tym zapewne nikt oficjalnie nie przyzna, że istnieją jakieś wytyczne polityki zdrowotnej mające na celu eliminację ludzi z syndromem Downa, niemniej jednak, taki cel może istnieć. Winę za to ponosi zaszczepiona ideologia eugeniczna i akceptowana legalność aborcji. O tym, że o niemoralności aborcji w Danii raczej się nie dyskutuje, opowiadała nie tak dawno Karin Larsen, duńska dziennikarka radiowa zainteresowana inicjatywą polskich dziennikarek przeciw aborcji[6]:

„Nowoczesna” Kanada

Łamanie praw osób z trisomią odbywa się na różnych poziomach. Choć wiele krajów wysokorozwiniętych zhańbiło się eugeniką i masowymi przymusowymi sterylizacjami (np. Szwecja, USA), to Kanada trafiła do trzytomowej encyklopedycznej pozycji omawiającej 400 historycznych skandali XX w. „Great Events from History: Modern Scandals” (2009). Czytamy w niej, że co najmniej do 1972 roku, kanadyjska prowincja Alberta prowadziła pełną parą jedną z najbardziej agresywnych polityk kontroli ludności w Ameryce Północnej.

W latach 50-tych i 60-tych XX w.  w trybiki machiny zaangażowana była administracja szkoły dla niepełnosprawnych umysłowo (Provincial Training School for the Mentally Defective). Kandydatom do przymusowej sterylizacji mierzono inteligencję przy pomocy testów, na których zwłaszcza imigranci czy mniejszości etniczne nie mogły dobrze wypaść, nawet w przypadku bardzo wysokiego IQ. Ofiarami machiny padło co najmniej 28 tys. osób. Wśród nich były nie tylko tysiące kobiet i mężczyzn, ale nawet dzieci (poniżej 15 lat). Wśród ofiar wykorzystywanych do eksperymentów medycznych byli chłopcy z zespołem Downa, którym usunięto jądra (z reguły mężczyźni z trisomią 21 są bezpłodni).

USA: szpitalne zagładzanie na śmierć

W kolejnym bardzo „nowoczesnym” kraju, który narzuca w świecie swoją wizję aborcyjnego prawa człowieka, miały miejsce ujawnione przypadki dzieciobójstwa z powodu zespołu Downa poprzez zagładzanie na śmierć.

Takie przypadki opisuje Raymond Dennehy w „Anti-Abortionist at Large” (2002). W 1971 r. w Baltimore, w stanie Maryland, straciło życie dziecko znane jako „John Hopkins Hospital baby” Noworodek ten urodził się z atrezją dwunastnicy (wrodzona niedrożność dwunastnicy, która uniemożliwia tolerowanie pokarmu) i syndromem Downa. Pomimo, że szpitalny chirurg był pewny, że atrezję można łatwo skorygować operacyjnie, rodzice nie wyrazili na nią zgody, ponieważ dziecko było niepełnosprawne umysłowo. Szpital odłożył więc dziecko do kąta na oddziale intensywnej terapii z informacją „Nic doustnie”. Po 15 dniach dziecko zmarło z odwodnienia. Ani szpital ani rodzice nie byli z tego powodu niepokojeni przez organy ścigania. Z doniesień prasowych wynika, że podobnych zabójstw było w tym szpitalu więcej.

Podobna sytuacja miała miejsce w 1982 r. w Bloomington, w stanie Indiana, gdzie urodziło się dziecko z zespołem Downa i atrezją przełyku, która uniemożliwiała normalne karmienie. Lekarz zachęcał rodziców do odmowy zgody na operację. Zanim ostatecznie dziecko zostało po 7 dniach zagłodzone na śmierć, różne rodziny zgłaszały chęć adopcji, jednak oferty te były odrzucane. To kolejny przykład pokazujący, jak wiele rodzin chętnie wychowa takie dzieci, a które przez niektórych stygmatyzowane są mianem „niechciane”. Jak pisze Dennehy, rodzicom próbowano wytoczyć proces za skrajne zaniedbanie, jednak sędzia odrzucił taki pozew. Według sądu najwyższego stanu Indiana i lekarzy, rodzice mieli prawo zagłodzić dziecko (wielu z nich stwierdziło, że zrobiłoby to samo). Nagłaśnianie takich przypadków doprowadziło do wprowadzenia prawa zakazującego odmowy procedury medycznej ze względu na niepełnosprawność[7].

Jak powstrzymać barbarzyństwo?

Ale jak naprawdę można takie osoby chronić, skoro wolno je zabijać w aborcji? Dzieci z wyrokiem kary śmierci potrafią zadziwiać lekarzy i umierać bardzo powoli. Czasem przeżywają aborcję. Aby zmniejszyć dylematy lekarzy zabijających te dzieci w 6 miesiącu ich życia płodowego, pracuje się nad rozwojem coraz wcześniejszego wyłapywania tej niepełnosprawności łącznie z diagnozą przedimplantacyjną w in vitro. Tak czy inaczej, testy służą w pierwszej kolejności do legitymizowania wydania wyroku śmierci na takiego człowieka. Wielu lekarzy nie interesuje rozwój medycyny w kierunku pomocy (ostatnio mowa jest o obiecującej terapii „wyciszania genu” odpowiedzialnego za zespół Downa). Medycyna zaangażowana w eksterminację nie może prawdziwie pomagać, bo nie szanuje godności i prawa do życia. A to skutkuje coraz większą skalą barbarzyństwa, przetwarzaniem tkanek dzieci chorych przez różne gałęzie przemysłu (głównie farmaceutycznego i kosmetycznego). Tak właśnie wygląda w praktyce realizowanie „życia ułatwionego”, utylitaryzmu, propagowanego przez niektórych lekarzy, bioetyków czy feministki.

Aby powstrzymać barbarzyństwo prenatalnego zabijania dzieci z syndromem Downa, które jest legalne w Polsce i ma miejsce (mówili o tym nie raz prof. Dębski[8] i prof. Wielgoś[9]), potrzebna jest zmiana prawa. Pozwoli ona uchronić je przed całkowitym wyginięciem i potencjalnie pomoże zapobiegać dalszym eksterminacjom, np. dzieci z autyzmem (jeśli odpowiedzialny za niego gen zostanie odkryty). Korekta prawa rozszerzy również jeszcze bardziej świadomość ludzi, że aborcja jest złem. 

W końcu nadejdą czasy, gdy zostaniemy jako ludzie rozliczeni z okrutnego traktowania ludzi niepełnosprawnych, m.in. z trisomią 21. Dzisiejsi nietolerancyjni intelektualiści - piewcy różnorodności, domagający się prawa do zabijania niepełnosprawnych nienarodzonych będą uznani współwinnymi tej zbrodni ludobójstwa. Będzie wśród nich wiele „oświeconych” lekarzy, filozofów, bioetyków i feministek, zwolenników amerykańskiego modelu praw człowieka (z prawem do aborcji), który niegdyś usprawiedliwiał niewolnictwo i rasizm, odmawiając pełnego człowieczeństwa Murzynom i Indianom.

Tymczasem według American Journal of Medical Genetics 99% badanych osób z zespołem Downa, jest szczęśliwych i zadowolonych z siebie. Niektórzy są aktorami, szczycą się sukcesami akademickimi, sportowymi czy artystycznymi. Przy okazji więc wyobraźmy sobie, że znaleziono sposób na medyczne wykrywanie poziom zadowolenia z życia (szczęśliwości) za pomocą jakiegoś testu i pozwolono żyć tylko takim ludziom. Życiem na ziemi cieszyłyby się przede wszystkim osoby z trisomią 21. Wątpię, że cieszyliby się nim lekarze-aborterzy, czy kobiety, które uśmierciły własne dzieci.

 

Natalia Dueholm

Przypisy:

[1]           http://www.dw.de/not-stupid-just-different-raising-awareness-of-down-syndrome/a-16825825

[2]           http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,102113,11518946.html?as=2

[3]           http://www.ncregister.com/daily-news/the-fight-to-eliminate-down-syndrome-eugenics-at-work/

[4]          http://www.globaldownsyndrome.org/about-down-syndrome/history-of-down-syndrome/?page_id=4578

[7]          http://www.nads.org/history/medical.html