W swoim duchowym „Dzienniczku”, apostołka Bożego Miłosierdzia opisała swą przedostatnią na tym świecie Wigilię Bożego Narodzenia z 1936 roku. Św. Faustyna była już wtedy poważnie chora, ale miała możliwość opuszczenia szpitala i spędzenia tego szczególnego czasu wraz ze swą rodziną zakonną. Oto, w jaki sposób opisała tamte chwile.

Siostra K. przyjechała po południu i zabrała mnie na święta do domu. Cieszyłam się, aby razem być ze Zgromadzeniem. Jadąc przez miasto, wyobrażałam sobie, że to jest Betlejem, widzę wszystkich ludzi spieszących się, pomyślałam, kto dziś rozważa tę Tajemnicę niepojętą w skupieniu i cichości? O Panno czysta, Ty dziś podróżujesz i ja jestem w podróży. Czuję, że podróż dzisiejsza ma swoje znaczenie. O Panno Promienista, czysta jak kryształ, cała pogrążona w Bogu, oddaję Ci moje życie wewnętrzne, urządzaj wszystko tak, aby było miłe Synowi Twemu, o Matko moja, ja tak gorąco pragnę, żebyś mi dała małego Jezunia w czasie Pasterki. – I odczułam w głębi duszy tak żywą obecność Bożą, że siłą woli powstrzymywałam radość, aby na zewnątrz nie dać poznać, co Się dzieje w duszy.

Przed wieczerzą weszłam na chwilę do kaplicy, aby się podzielić opłatkiem w duchu z osobami drogimi mojemu sercu, przedstawiłam wszystkich Panu Jezusowi po imieniu i prosiłam o łaski dla nich, ale to nie koniec, poleciłam Panu prześladowanych, cierpiących i tych, którzy nie znają Imienia Twego, a szczególnie biednych grzeszników. O Maleńki Jezu, proszę Cię gorąco, zamknij wszystkich w morzu niepojętego miłosierdzia Swego. O słodki, Maleńki Jezu, masz moje serce, niech ono Ci będzie mieszkaniem miłym i wygodnym. O, niezmierzony Majestacie, jak słodko zbliżyłeś się do nas. Tu nie ma grozy piorunów wielkiego Jehowy, tu słodki, Maleńki Jezus, tu nie lęka się żadna dusza, choć nie umniejszył się Majestat Twój, ale tylko ukrył się. Po wieczerzy czułam się bardzo zmęczona i cierpiąca, musiałam się położyć, jednak czuwałam z Matką Najświętszą na przyjście małej Dzieciny.

Pasterka. W czasie Mszy św. obecność Boża przenikała mnie na wskroś. Chwilę przed podniesieniem, ujrzałam Matkę i małego Jezunia i starego Dziadunia. Matka Najświętsza rzekła do mnie te słowa: córko Moja, Faustyno, masz ten Skarb najdroższy - i podała mi maleńkiego Jezusa. Kiedy wzięłam Jezusa na ręce, dusza moja doznawała tak niepojętej radości, że nie jestem w stanie tego opisać. Ale dziwna rzecz, po chwili Jezus stał się straszny, okropny, duży, cierpiący i znikło widzenie i był czas niedługo, aby iść do Komunii św. Kiedy przyjęłam Pana Jezusa w Komunii św., drżała cała dusza moja pod wpływem obecności Bożej".

 

ren/św. Faustyna Kowalska „Dzienniczek”