Państwo polskie nie może zostawić organizatorów wyborów w 2020 roku na lodzie, powinno przyznać im ochronę, może nawet za pomocą specjalnej ustawy - twierdzi Jacek Karnowski, komentując dzisiejszy raport NIK o wyborach korespondencyjnych - więcej czytaj tutaj.
Prezes NIK Marian Banaś zaprezentował na dzisiejszej konferencji prasowej raport na temat przygotowań do majowych wyborów korespondencyjnych, które ostatecznie się nie odbyły. W ocenie NIK decyzje administracyjne rządu w tej sprawie były pozbawione podstaw prawnych.
- Oto najważniejszy organ kontrolny państwa sprowadził sprawę wyborów prezydenckich do poziomu przetargi na spinacze w jakimś biurze. Wyliczył pieczątki, podpunkty rozporządzeń, zalecenia zwierzchności, i orzekł: złamano prawo. Pominął rzecz fundamentalną: że była to sytuacja nadzwyczajna, quasi-wojenna, dotykająca samego fundamentu demokracji: wyborów przewidzianych w przewidzianym konstytucyjnie terminie - przekonuje Karnowski.
Karnowski podkreśla wysiłek organizatorów wyborów w obliczu "cynicznej, anarchizującej gry opozycji".
Zdaniem publicysty raport NIK to bardzo groźny precedens. Karnowski twierdzi, że daje on podstawy do myślenia, że w nadzwyczajnej sytuacji nie będzie można stosować nadzwyczajnych środków kosztem ratowania biurokratycznych procedur.
- Tak naprawdę NIK powinna nie tyle piętnować ludzi, którzy wiosną 20120 roku ratowali sytuację, ale wyrazić dla nich uznanie. To po pierwsze. A po drugie, państwo polskie nie może tych ludzi zostawić na lodzie. Należy im się opieka i ochrona, może nawet za pomocą specjalnej ustawy, wyjmującej ich aktywność spod oceny wyjątkowo niesprawiedliwej Najwyższej Izby Kontroli - twierdzi.
Karnowski porównał przy tym raport NIK do konferencji opozycji parlamentarnej.
jkg/wpolityce