Adrianna Palus, studentka położnictwa, która groziła w mediach społecznościowych swoim potencjalnym przyszłym pacjentom o poglądach pro-life, wydała oświadczenie, w którym przeprasza za swoje wpisy i zapewnia, że nigdy nie skrzywdziłaby pacjenta. Oświadczenie wydał również menadżer sieci Krowarzywa po tym, jak w jednej z należących do niej restauracji odmówiono obsługi uczestnikom Marszu dla Życia.

Dwie studentki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu publicznie, w mediach społecznościowych, groziły przyszłym pacjentom o poglądach pro-life. Studiująca położnictwo Adrianna Palus stwierdziła, że „zapamięta sobie buźki” osób opowiadających się za obroną życia poczętego i jeżeli któraś z nich trafi pod jej opiekę medyczną, postara się, aby opieka ta była dla nich możliwie najbardziej uciążliwa. Z kolei studiująca na wydziale lekarskim Karolina Stachowiak zapewniła, że osoby o takich poglądach będą przyjmowane u niej na końcu kolejki. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj: Szok!!! Studentki uczelni medycznej GROŻĄ pacjentom o poglądach pro-life

Teraz Adrianna Palus przeprasza za swojego wpisy i zapewnia, że za godne potępienia uznaje każde celowe działanie prowadzące do cierpienia czy utraty zdrowia bądź życia pacjenta.

Przeprosił dziś również menadżer sieci Krowarzywa. W jednej z restauracji tej sieci w ub. niedzielę wracające z warszawskiego Marszu dla Życia i Rodziny małżeństwo nie zostało obsłużone, ponieważ mieli na ubraniach naklejkę z logo Fundacji Pro-Prawo do Życia. Kelner stwierdził, że obrońców życia nie będzie obsługiwał. O tej sprawie więcej pisaliśmy tutaj: „Tolerancja” wg LGBT. Para Pro-Life nie obsłużona w restauracji w Warszawie

Słuszne jest, że w związku z tak skandalicznymi czynami pojawiły się przeprosiny. Te dwa wydarzenia pokazały jednak, jak wielki mamy problem z tolerancją. Problem ten mają środowiska, które o tolerancji najwięcej mówią i najgłośniej się jej domagają. Bart Staszewski jeździ po Polsce i przykręca tabliczki z napisem „Strefa wolna od LGBT” przy nazwach miejscowości, które przyjęły prorodzinne (nie anty-jakiekolwiek) rezolucje. Wiemy dobrze (zauważyła to dziś nawet „Gazeta Wyborcza”), że żadnych stref „wolnych od LGBT”, do których nie mają wstępu osoby reprezentujące mniejszości seksualne w Polsce nie ma.

Okazuje się jednak, że zaczynają się pojawiać „Strefy wolne od katolików”. Są już w Polsce miejsca, gdzie nie obsługuje się osób opowiadających się za życiem i opowiadających się za konserwatywnymi wartościami. To jeszcze jednak nie jest, jak widzimy, największym problemem. Są w Polsce młodzi studenci medycyny, którzy już dziś zapewniają, że pracując w przyszłości w (najpewniej państwowych) przychodniach i szpitalach, nie tylko nie będą leczyć osób o konserwatywnych poglądach, ale będą takim osobom celowo szkodzić.

Środowiska LGBT lubią ostatnio porównywać sytuację w Polsce do sytuacji w Niemczech w latach 30. ub. wieku. Obserwując powyższe, rzeczywiście można się obawiać, że do takiej sytuacji zmierzamy. Jednak kto inny jest tu oprawcą, a kto inny ofiarą. Pisze o tym w opublikowanym dziś na naszym portalu artykule Tomasz Poller. Zobacz: Obecna Polska jak Niemcy lat 30-tych? Tęczowi Übermensche o to się starają.

kak/Fronda.pl, stronazycia.pl