Decyzja ma związek z rosnącym zagrożeniem ze strony Rosji i napiętą sytuacją na wschodniej flance NATO. Niemcy zobowiązały się do wystawienia siedmiu w pełni wyposażonych brygad bojowych do 2035 roku. Minister obrony Boris Pistorius prowadzi w tej sprawie intensywne rozmowy z przemysłem zbrojeniowym – m.in. z firmami Rheinmetall, KDNS i ARTEC.

W parze ze sprzętem idzie też nowa polityka kadrowa. Niemcy planują zwiększenie liczebności armii o 60 tysięcy żołnierzy. Co więcej, coraz głośniej mówi się o przywróceniu obowiązkowej służby wojskowej. "Musimy uczynić Bundeswehrę najsilniejszą armią Europy" – zapowiedział nowy kanclerz Friedrich Merz, jednoznacznie odcinając się od polityki redukcji wydatków wojskowych poprzednich rządów.

Ważnym elementem strategii są także inwestycje w broń nowej generacji. Zmodernizowane mają zostać rakiety manewrujące Taurus, które pozostaną w służbie przez kolejne dwie dekady. Równolegle testowane są nowoczesne rakiety NSM, zdolne do precyzyjnych uderzeń zarówno na morzu, jak i na lądzie – wszystko to w ścisłej współpracy z sojusznikami z NATO: Norwegią i Izraelem.

Plany Berlina budzą jednak kontrowersje. Choć działania te mogą być postrzegane jako odpowiedź na agresywną politykę Moskwy, nie brakuje głosów ostrzegających przed militaryzacją polityki wewnętrznej i zagrożeniem dla społecznych priorytetów budżetowych. Debata o równowadze między bezpieczeństwem a polityką socjalną rozgorzeje na nowo, ale jedno jest pewne – Niemcy definitywnie kończą epokę wojskowej powściągliwości.

Z historycznego punktu widzenia, każde gwałtowne zbrojenie się Niemiec zawsze budził niepokój w Europie – i to nie bez przyczyny. Przed I wojną światową niemiecki militaryzm był jednym z głównych czynników destabilizujących kontynent. Z kolei przed II wojną światową remilitaryzacja III Rzeszy, zapoczątkowana przez Adolfa Hitlera, doprowadziła do największej tragedii w dziejach ludzkości. Dzisiejsze deklaracje Berlina o „liderowaniu w NATO” i „najsilniejszej armii w Europie” przywodzą więc niepokojące skojarzenia w krajach, które padły ofiarą niemieckiego ekspansjonizmu w XX wieku – jak Polska, Francja czy Czechy. Choć współczesne Niemcy to państwo na pozór demokratyczne i członek struktur zachodnich, wielu historyków i komentatorów przypomina, że siła militarna tego kraju zawsze była kwestią geopolitycznego znaczenia, niosącą potencjalne ryzyko przesunięcia równowagi sił na kontynencie i tragedii, których ofiarami padały całe narody.