Przypomina mi się zdanie, które wypowiedział Tomasz Lis parę lat temu podczas spotkania na Uniwersytecie Warszawskim:

„Jestem wystarczająco inteligentny żeby pracować w telewizji, ale nie żeby ją oglądać […]. Nie możemy mówić poważnie, bo poważnie to znaczy nudno. A nudno, to te barany wezmą pilota i przełączą […]. Widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele. Ale jednego nigdy, przenigdy nie wybaczy- tego, że go potraktujemy poważnie […]. Ludzie nie są tacy głupi jak nam się wydaje, są dużo głupsi… […]. „

Faktem jest, że większą popularnością cieszą się programy, czy artykuły mniej wartościowe, „pudelkowe", podgrzewające emocje, z najlepiej pikantnym zdjęciem, jednak nie uważam, żeby wina stała tylko po stronie odbiorców. To, że społeczeństwo coraz bardziej przypomina bohaterów filmu „Idiokracja” w reżyserii Mike'a Judge'a, nie jest spowodowane naszą cechą charakteru, czy poziomem IQ.

„Idiokracja” to komedia science fiction ukazująca obraz ogłupionego społeczeństwa, które śmieje się z prymitywnych żartów niczym ze „Świata według Kiepskich”. Następuje powrót do społeczeństwa obrazkowego, zaniknęła kultura czytania, a ludzie oglądają durne programy w tv.

„Nic mi się nie chce, nudzi mi się, nie wiem co robić” – te zdania coraz częściej padają wśród „młodego pokolenia”, jak pozwolę sobie subiektywnie nazwać i zaliczyć do tego grona wszystkich do 35. lat włącznie plus wyjątki wiekowe. Do tego  masowe tracenie czasu na niezbyt mądre programy telewizyjne, tudzież gry, przeglądanie fejsików, czy innych kwejków, rzekomo śmiesznych filmików na youtube. Skąd ta plaga społeczeństwa wyjałowionego? Takich wiecznych dzieci bez zobowiązań, którzy żyją tylko „byle do weekendu”. Często nie są zadowoleni z pracy (jeśli takową mają), ale nie szukają lepszego życia i zmiany, tylko wegetują marnując swój potencjał. Bo, że w każdym z nas takowy tkwi, jestem tego pewna. Tylko zastanawiam się, czy ludzie o tym w ogóle wiedzą, że coś takiego mogą/mogli posiadać. Przecież „do wyższych rzeczy jestem stworzony” jak brzmiało motto świętego Stasia Kostki.

Kiedy nakreśli się wizję społeczeństwa wedle postmanowskiego „zabawić się na śmierć”, wówczas z łatwością można zgodzić się z poglądami Zygmunta Freuda o kompleksach i popędach. Sama na tym wielokrotnie się łapałam. Lecz czy nie przerażające byłoby życie, gdyby rządziły nami tylko i wyłącznie kompleksy (jestem ciągle niedoskonała, więc muszę kupić sobie na poprawę urody mnóstwo gadżetów), czy popędy (must have it). Doskonałe, by sterować społeczeństwem. Czy nie jesteśmy jednak homo sapiens – istotami myślącymi?

Viktor Emil Frankl (zm. 1997), psychiatra i psychoterapeuta, zarazem więzień obozów koncentracyjnych i twórca logoterapii twierdzi, że „W człowieku na pierwszym miejscu należy widzieć nie istotę kierowaną popędami, ale pociąganą przez wartości.”

Człowiek jest jedynym bytem, który pyta o sens, nie tylko sens niektórych wydarzeń, ale o swój własny sens. (Teologia fundamentalna t.1 s.112; H. Seweryniak)

Jeśli popatrzylibyśmy na siebie jak na istoty pociągane przez wartości, to cały przemysł reklamowy, marketingowy, polityczny musiałby się przeorganizować, albo nawet upaść. A my sami wznieść się ponad „nic mi się nie chcę”, usiąść w samotności i w ciszy, zapytać – co ja tu robię, co mogę, co umiem, czego pragnę, czego szukam.

Nie, ludzie nie są głupi. Jesteśmy okradzeni z wartości. Łatwiej jest widzieć głupotę, niż dostrzec dobro.

Wierzę w człowieka. Mimo wszystko.

Karolina Zaremba