Andrzej Fiderkiewicz
Czas relatywizmu. Uwagi o Freudzie
Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął eve-ryman; każdy człowiek stał się winny, skłonny ku szaleństwu i seksualnym dewiacjom. Odpowiedzią Freudana zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępcami i zboczeńcami był pogląd, że są nimi wszyscy ludzie, gdyż „przestępstwo pierworodne", jakim jest„psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowinajgłębsze jądro człowieczeństwa.
29 maja 1919 roku na maleńkiej wysepce Principe sir Arthur Eddington wykonał szereg zdjęć całkowitego zaćmienia Słońca. Dane zdobyte podczas tego doświadczenia przyniosły potwierdzenie teorii względności Einsteina, zadając ostateczny cios fizyce newtonowskiej z jej przeświadczeniem, że czasi przestrzeń mogą być zmierzone w wartościach bezwzględnych. Jak zauważył Paul Johnson, odkrycie faktu, iż czas i przestrzeń mają charakter względny, odmieniło radykalnie nasze postrzeganie świata. Brytyjski historyk używa tu następującego porównania: wyobraźmy sobie, że w antycznej sztucegreckiej z epoki peryklejskiej pojawia się nagle perspektywa znana ze studiów i obrazów malarzy Renesansu, a pojmiemy do pewnego stopnia, jakwpłynęła na umysły ludzi teoria względności.
Niejako równolegle do odkryć Einsteina obserwujemy w owym czasie eksplozję relatywizmu w sztuce, w szczególności w literaturze. W tym samym1919 roku Marcel Proust publikuje pierwszy tom swojej powieściW poszukiwaniu straconego czasu,niezwykłego eksperymentu literackiego, klasycznegodzieła z anty-bohaterem, rozgrywającego się w chaotycznych, zazębiającychsię bądź oddalających się od siebie strumieniach czasu, pełnego utajonychseksualnych podtekstów. Trzy lata później James Joyce publikuje w ParyżuUlissesa.Jeśli w dziele Prousta można jeszcze odnaleźć, jak chce Paweł Lisicki, choćby ślad nadziei na istnienie absolutu, „czegoś, co jest na zewnątrz czasu, co nadaje mu sens, wyznacza jego kierunek, spaja różne jego punkty", o tyle na próżno szukać tego w powieści-niepowieści Irlandczyka. ZdaniemT.S. Eliota Proust i Joyce dokonali zniszczenia XIX stulecia, a raczej jego wielkiej literatury, „która opiewała chrześcijańskie wartości, takie jak odpowiedzialność za innych i rzetelność, i której autorzy rzeczywiście czuli się odpowiedzialni za wpływ swoich dzieł na morale czytelników".1Na pytanie, czy rewolucyjny wpływ teorii Einsteina można rozciągaćrównież na inne dziedziny, z nauką niewiele mające wspólnego, takie chociażby jak literatura, nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć. Z pewnościąerozja chrześcijańskiego kośćca europejskiej kultury zaczęła się znaczniewcześniej, a tacy myśliciele jak Molnar, Guenon czy Weaver umieszczają jejpoczątki już w XIV stuleciu. Na pewno jednak nie można bagatelizowaćwpływu na ówczesną kulturę innego uczonego, doktora psychologii z Wiednia, Zygmunta Freuda.
Prorok z Wiednia
Jak pisze badacz dzieła Freuda Richard Webster, wiedeński psycholog twierdził, że „zadał drugi cios naiwnemu samouwielbieniu człowieka". Pierwszycios, jak sądził, padł z ręki Darwina po publikacjiO pochodzeniu gatunków.W opinii Freuda osobowe sumienie, stanowiące serce chrześcijańskiej etyki,zostało sprowadzone do roli mechanizmu samoobronnego wytwarzanegoprzez społeczeństwo dla ochrony przed wybujałym indywidualizmem i egoizmem jednostek ludzkich. To tłumienie ludzkiego pożądania przez rozwinięte społeczeństwa uczyniło człowieka nieszczęśliwym. Poglądy Freuda, zawartew jego książkach i listach, miały wyraźny charakter guast-religijnego objawienia o sile popędu seksualnego i potędze podświadomości, stawiając pod znakiem zapytania wolną wolę człowieka i sensowność posługiwania się rozumem. Mamy tu do czynienia z rodzajem świeckiej teologii, jednoznacznienegatywnie oceniającej istotę ludzką. Webster uważa, że pewnych elementówteologii o wydźwięku mizantropijnym doszukiwać się można już w dziełachśw. Augustyna, uzyskały one jednak pełne rozwinięcie dopiero w poglądach założycieli protestantyzmu, Lutra i szczególnie Kalwina.2
Freud zastąpił „religijną mizantropie" protestantyzmu swoją prywatną mizantropią.Intelektualny klimat, jaki panował w austriackim i niemieckim środowisku medycznym w czasach młodości Freuda, zdominowany był przez modne podówczas „dogmaty" racjonalnego optymizmu. Psychologowie owej epokiprzypominali pewnych siebie wiktoriańskich przedsiębiorców, pragnącychrozwiązywać problemy świata za pomocą budowy linii kolejowych i telegraficznych, narzucając standardy wolnego handlu i powszechnej edukacji.Uważano, że pociąg seksualny należy do „zwierzęcych" rezyduów ludzkiejnatury i wraz z doskonaleniem się człowieka będzie on podlegał sublimacji.Freudowi udała się nie lada sztuka, jaką było zniszczenie tego naiwnego, racjonalnego optymizmu. Po pierwsze, zaproponował radykalnie odmiennespojrzenie na ludzkąpsyche,twierdząc, iż w istocie jest ona chaotycznai mroczna. Po drugie, dokonał uniwersalizacji pojęcia „choroby umysłowej"w taki sposób, że właściwie każde zachowanie wynikające z konfliktów emocjonalnych przeżywanych przez jednostkę byłoipso factoformą „choroby".Z pewnością wierzący w postęp i doskonalenie ludzkości psychologowiebyli w błędzie. Jednakże dostarczona przez Freuda teoria była równie błędnai bez wątpienia znacznie bardziej destrukcyjna. Warto może przyjrzeć się korespondencji wiedeńskiego doktora, gdyż odsłania nam ona nie Freuda-Me-sjasza psychoanalizy, lecz Freuda-człowieka.3W swoim liście do Lou-Andr-eas Salome pisał: „W głębi mego serca zawsze żywiłem przekonanie, że moidrodzy współobywatele są, poza niewielkimi wyjątkami, nic niewarci". Takieprzeświadczenie żywi wielu, a od czasu do czasu bywa ono udziałem każdego z nas, idźmy jednak dalej za myślą wiedeńskiego psychiatry. „Bezwarto-ściowość ludzi zawsze robiła na mnie wielkie wrażenie (...) zaledwie kilkupacjentów wartych jest wysiłków, jakie im poświęcam". „Znalazłem bardzoniewiele dobrego w ludzkich istotach. W moim przekonaniu większośćz nich to śmieci."W napisanym u schyłku życia liście do Ludwika Binswangera Freud, posługując się metaforą Domu, pisał: „Zawsze mieszkałem na parterze lubw suterenie budynku. Pan uważa, że wraz ze zmianą punktu obserwacji można zobaczyć również wyższe piętra i tych, którzy tam zamieszkują: Religię,Sztukę itd. (...) W tym względzie Pan jest konserwatystą, ja rewolucjonistą.Gdybym miał jeszcze jedno życie i mógł je poświęcić mojej pracy, zaprosiłbym również i tych Mieszkańców z góry do moich podziemi. Znalazłem nawet imię, które nadałbym Religii, gdyby zamieszkała u mnie, na dole: Neuroza Ludzkości."
Znany przedstawiciel ruchu antypsychiatrycznego,prof. Thomas Szasz, tak komentuje ten list Freuda: „Przesłanie Freuda jest bardzo jasne. Dziełem jego życia było sprowadzenie religii «z piętra» do«piwnicy», tj. z poziomu inspiracji i natchnienia do poziomu szaleństwai choroby. Gdyby miał więcej czasu, ten rewolucyjny naukowiec zdegradowałby również sztukę i inne wzniosłe osiągnięcia ludzkiego ducha."Powróćmy teraz do poglądów wiedeńczyka. Ich jądro stanowi pojęcietzw. kompleksu Edypa, choć trzeba przyznać, że w chwili obecnej niewielu naukowców uznaje centralne miejsce tego „dogmatu" psychoanalizy.4W oczachFreuda o egzystencji człowieka przesądzają zdarzenia składające się na ówkompleks: seksualna fascynacja matką i nienawiść do ojca w wypadku chłopców oraz pociąg seksualny do ojca w połączeniu z nienawiścią do matki w wypadku dziewczynek. Nie będziemy się zajmować tym, w jaki sposób Freuduzasadniał istnienie tych zjawisk (osobną kwestią jest, czy istnieją one w ogóle, czemu zaprzecza wielu współczesnych psychologów), jego argumentacjajest bowiem dostatecznie znana. Zauważmy jedynie, że pewne argumenty,chociażby twierdzenie o tym, że przyczyną nienawiści dziewczynki do matkijest poczucie dyskomfortu spowodowane „okaleczeniem" (brakiem penisa),budzą dziś raczej uśmiech niż głębsze zainteresowanie.5Bezpośrednim następstwem kompleksu Edypa jest poczucie winy. Chłopiec nienawidzący ojcai dziewczynka nienawidząca matki jednocześnie kochają ich, gdyż powiązanisą z nimi więzami krwi. Poczucie winy prowadzi z kolei do zaburzeń bądźwręcz do choroby psychicznej.6Zdaniem Freuda ratunkiem (zbawieniem) dlaludzkości, zniszczonej poczuciem winy i chorobą psychiczną, była psychoanaliza. Dokonał on jednak kalwinistycznego rozróżnienia, gdyż jego zdaniem doterapii nadawała się jedynie garść wybrańców (predestynowanych).
Uzasadniając ten pogląd Freud starał się używać języka naukowego i racjonalnego,jednakże w listach znów odsłania się nam raczej prorok i moralista niż uczony: „budzi we mnie zadowolenie fakt, że właśnie najcenniejsze, najbardziejrozwinięte jednostki najlepiej nadają się do psychoanalizy". Wybrańcy, wartozauważyć, wywodzili się przeważnie z górnych warstw klasy średniej. „Pacjentom nie posiadającym odpowiedniego wykształcenia (...) należy odmawiać terapii." Uczniowie Mistrza poszli w jego ślady, odrzucając wszelkieprzypadki poważnych zaburzeń psychicznych. Zadziałała tu widać logika podwójnej predestynacji. Gronu szczęśliwych wybrańców przeciwstawionomassa damnata,niewykształconych i ubogich „psychopatów". Z kolei wyedukowani i zamożni „wybrańcy", gotowi uznać absolutny autorytet terapeuty i jegointerpretację ich „choroby", stali się idealnymi klientami gabinetów psychoanalitycznych. Są nimi zresztą po dziś dzień.Freud uważał, że brak szczęścia jest ceną, jaką płacimy za cywilizację. Dlatego też cele, jakie stawiała przed sobą psychoanaliza, były mało ambitne w porównaniu z religijną (chrześcijaństwo) czy ideologiczną (np. komunizm) wizją człowieka. „Zdrowie psychiczne" oznaczać miało po prostu przystosowanieczłowieka do panującego porządku, zagłuszenie dręczących go pytań i pragnieńniezależnie od ich prawdziwej natury. „Psychoanaliza nie uczyni pana szczęśliwym - powiedział kiedyś Freud jednemu ze swychpacjentów.
- Przekona jednak pana, że najlepszym rozwiązaniem jest transformacja pańskiej własnej histeriiw przekonanie o istnieniu ogólnoludzkiego nieszczęścia."Dziwaczne poglądy Freuda znalazły wielu zwolenników wśród artystów, filozofów i intelektualistów. Psychoanaliza stworzyła bowiem kastę kapłanów,która po dziś dzień wywiera olbrzymi wpływ na życie całych narodów, choćbyamerykańskiego. Jak pisze Seth Farber, amerykański antypsychiatra i prawosławny teolog, „Freud czczony jest w Ameryce niczym Bóg w środowiskach intelektualistów i zsekularyzowanych Żydów, pomimo ewidentnej nienaukowo-ści jego teorii. Poglądy Freuda zagnieździły się na wydziałach psychologii naszych uniwersytetów. Freud zapewnił specjalistom od «zdrowia psychicznego* status zbawców dusz w gabinetach psychoanalizy. Można zaryzykowaćtwierdzenie, że w połowie obecnego stulecia jego «religia» posiadała w Stanachniemal tylu wyznawców, co chrześcijaństwo. Jego pogląd, że trauma psychiczna wyniesiona z dzieciństwa determinuje wszystkie problemy dorosłego życia,całkowicie opanował kulturę popularną, mimo że brak jakichkolwiek dowodów na prawdziwość tej tezy. Nie posiadamy również żadnych dowodów, które potwierdzałyby istnienie kompleksu Edypa."Powodem tak wielkiej żywotności post-freudyzmu w Nowym Świecie jestzapewne specyfika duchowa Amerykanów, ukształtowanych przez ultraprote-stancką mentalność i po dziś dzień pozostających w podświadomości purytana-mi, ślepo wierzącymi w predestynację. Równie ważną przyczyną jest opłacalność biznesu psychoanalitycznego. Wiemy przecież, że kościoły protestanckienigdy nie były ubogie, biedny nie jest też „Kościół" freudystowski.
Antysemityzm źródłem psychoanalizy?
Warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, co skłoniło Freuda do stworzeniatak mrocznej teorii. Ciekawej odpowiedzi dostarcza nam amerykański psycholog, Sanford Gilman, w swojej książcePrzypadek Zygmunta Freuda. Medycyna i tożsamość w epoce fin de siecle."Gilman przypomina, że naiwny racjonalizmi optymizm niemieckich i austriackich psychologów oraz lekarzy owych czasów szedł w parze z niezwykłymi poglądami rasowymi, mającymi raczej charakter przesądów niż tez naukowych. Uważano, że Żydzi mają większą niż inne narody skłonność zarówno do chorób umysłowych, jak i przestępstwnatury seksualnej, w szczególności kazirodztwa. Młody Freud miał więc nielada orzech do zgryzienia, aspirując do środowiska naukowego, które w przeważającej części hołdowało poglądom urągającym jego narodowi. Z jego korespondencji wiadomo zresztą, że przeżywał swoje żydostwo w sposób przypominający stosunek wielu Rosjan wobec Zachodu: dumie z własnejtożsamości towarzyszył nieodmiennie kompleks niższości.
Zdaniem Gilmana wszystkie dzieła Freuda są odzwierciedleniem jego stanu psychicznego i zarazem próbą autoterapii. Freud, zalecający swoim pacjentom transformację osobistych problemów w przekonanie o „istnieniu ogólnoludzkiej ułomności", sam dokonał projekcji własnych kompleksów i ambicjina płaszczyznę ogólnoludzką. Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zająłeveryman;każdy człowiekstał się winny, skłonny ku szaleństwu i seksualnym dewiacjom. Odpowiedzią Freuda na zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępcami i zboczeńcami byt pogląd, że są nimi wszyscy ludzie, gdyż „przestępstwo pierworodne",jakim jest „psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi najgłębszejądro człowieczeństwa. Uczeń wiedeńskiego psychologa, Wilhelm Stekel, napisał wprost, że „psychoanaliza zakłada powszechną występność ludzkiej natury". Trzeba równocześnie zauważyć wprowadzoną przez Freuda istotną modyfikację: o ile Żydom zarzucano zwykle skłonność do stosunków międzybratem i siostrą, o tyleeverymanwinien był kazirodczych stosunków międzyrodzicami a dziećmi, te zaś uważane są - o ile możliwa jest tu jakakolwiekgradacja - za jeszcze ohydniejsze.Psychoanaliza była, zdaniem Gilmana, reakcją zarówno na oświeceniowypozytywizm i optymizm (mimo że w przyszłości sięgną po nią postoświece-niowcy z Nowej Lewicy), jak i na antysemickie prądy intelektualne przełomuwieków. Uniwersalizując zarzuty stawiane Żydom, Freud pokazał, jak dalecebył uzależniony (inna sprawa, na ile świadomym było to uzależnienie) właśnie od antysemityzmu swojej epoki.Hipoteza amerykańskiego badacza stawia poważny dylemat przed czem-pionami modernizmu: skoro antysemityzm jest złem, a może nawet Złem, towszystko, co odeń pochodzi, w tym i psychoanaliza, również powinno byćzłe, a nawet Złe.
A przecież jest ona jednym z fundamentów nowoczesnościi postępowej wizji człowieka!Naprawdę istotne jest jednak wyzwanie, jakie stawia przed nami freu-dyzm, a raczej caty nurt intelektualny, któremu dat on początek. Genialny kolumbijski aforysta, Nicolas Davila, napisał niegdyś o Nietzschem, iż jest ongigantycznym pytaniem skierowanym do chrześcijan i nie należy go krytykować, lecz odpowiadać mu. Podobnie należy potraktować freudyzm ze wszystkimi jego pochodnymi. Problemu nie stanowi bowiem Freud, psychoanalizai kompleks Edypa, lecz zanik chrześcijańskiej wizji człowieka, który umożliwił opanowanie przestrzeni duchowej społeczeństw przez tego typu teorie.Perspektywę - która nie zapominając o upadłym stanie ludzkiej naturyzarazem nie wpada ani w mizantropie, ani w naiwny optymizm - odnaleźćmożna w antropologii biblijnej i w dziełach Ojców Kościoła, szczególniegreckich. W tej perspektywie każdy człowiek jest „największym z grzeszników", a jego egzystencja to stałe zawieszenie między potępieniem a zbawieniem, ciągłe „drżenie duszy u bram Raju". Jednocześnie to właśnie napięcie i zawieszenie przesądza o wielkości człowieka. Trudno o bardziej miażdżącąkrytykę kondycji ludzkiej niż ta, która znajduje się na kartach dzieł OjcówKościoła, paradoksalnie nie ma w niej jednak ani cienia mizantropii. Takaperspektywa wymaga jednak wyjścia poza własne ja i otwarcia się na to, coabsolutne, trwałe i niezmienne, na to właśnie, czego zupełnie nie ma' w poglądach Zygmunta Freuda, jednego z Ojców Założycieli Epoki Relatywizmu.
ANDRZEJ FIDERKIEWICZ
Pismo Poświęcone Fronda nr 19-20
PRZYPISY:
1 Wielkie wartości solidnej wiktoriańskiej literatury dostrzegają również ludzie nie
związani z literaturą. Wielu prawosławnych kierowników duchowych polecało
swoim podopiecznym lekturę książek Dickensa, uznając je za abecadło codzien
nego chrześcijańskiego życia.
2 Kalwin uważał np. ludzką naturę za całkowicie i nieodwracalnie zepsutą przez
grzech pra-rodziców, twierdząc, że rodzimy się „z naturą wstrętną i obrzydliwą
w oczach Boga".
3 Cytaty z listów pochodzą z książki dra Setha Farbera
Eternal Day. The Christian
Al-
ternative to Secularism and Modern Psychology,
Regina Orthodox Press, Salisbury
(USA)
1998.
4 Podobna ewolucja poglądów zaszła w teologii protestanckiej, która wywarła ogrom
ny wpływ na Freuda. Współcześni ewangelicy odżegnują się np. od koncepcji pre-
destynacji.
5 W świetle teorii Freuda dzieci są od narodzin
„złe".
David McClelland, amerykań
ski psychoanalityk i kwakierski teolog, napisał o jednym z najważniejszych
uczniów Freuda, jego córce Annie: „Słuchając Anny Freud mówiącej o kryminal
nych skłonnościach rocznych i dwuletnich dzieci, wracamy myślą do kalwińskich
kazań o wiecznym potępieniu niemowląt".
6 Webster twierdzi, że początkowo Freud przypisywał skłonności neurotyczne oso
bom wykorzystywanym seksualnie przez rodziców, z biegiem czasu uznał jednak
neurozę za zjawisko powszechne i nie powiązane z takimi czy innymi zachowania
mi rodziców.
7 Zob. Sanford Gilman,
The Case of Sigmund Freud. Medicine and Identity at the Fin de
Siecle,
John Hopkins University, Baltimore 1993.