Słowo „wiara” w języku polskim ma kilka znaczeń. Słownik języka polskiego pod red. M. Szymczaka podaje ich aż pięć. Podstawowym znaczeniem podawanym przez to źródło jest ‘przeświadczenie, przekonanie, pewność, że coś jest prawdą’. I właśnie w takim znaczeniu używa wyrazu „wiara” św. Paweł, twierdząc, że wiara jest pewnością tego, czego nie widzimy, na podstawie tego, co możemy zobaczyć (zob. Rz 8, 24-25; 2 Kor 5, 6-8; 1 Kor 15, 17-20). Można powiedzieć, że św. Paweł podaje definicję wiary, uważając, że ona nie jest zaprzeczeniem rozsądku, ale jak gdyby jego uzupełnieniem. Wiarą obejmujemy to, czego nie możemy zobaczyć, dotknąć.

Dla przykładu wierzymy wszyscy, że kiedyś żył król Mieszko I, mimo że nikt z nas go nie widział. Istnieją jednak dokumenty historyczne i materiały archeologiczne, które pozwalają wnioskować, że osoba ta nie jest postacią mityczną.

Podobnie na wiarę przyjmujemy wiele faktów stwierdzonych przez naukowców. Większości z nas nigdy nie uda się sprawdzić, jakie jest ciśnienie wody na głębokości 1000 m lub ciśnienie powietrza na wysokości 5000 m, czy też jaka jest prędkość światła w próżni. Czytamy jednak sprawozdania osób, które to ustaliły, i wierzymy im, ponieważ nie mamy podstaw do odrzucenia ich twierdzeń. Nasze przekonanie (czyli wiara) jest tym mocniejsze, im większym autorytetem cieszy się dany naukowiec.

Również w pracy naukowej wiara odgrywa znaczną rolę. Coraz głębsze poznawanie świata prowadzi do przekraczania możliwości bezpośredniego kontaktu z badanym przedmiotem. Odkrywamy nowe prawa mechaniki kwantowej, teorii względności itp. – prawa, których nie jesteśmy w stanie bezpośrednio zweryfikować, wierzymy jednak, że są one prawdziwe, ponieważ mamy do tego podstawy. Praca naukowców sprowadza się w tym wypadku do zebrania dostatecznej ilości faktów, z których można wyprowadzić odpowiednie wnioski.

Wiara chrześcijańska, podobnie jak wymienione wyżej rodzaje przekonań, jest pewnością wynikającą z analizy faktów. Na przykład teoria ewolucji, która uchodzi za naukową, wymaga więcej ślepej wiary aniżeli chrześcijaństwo. Propagowana przez władze ZSRR – państwa totalitarnego – stała się dogmatem, w który nie wolno było wątpić. Ale również teraz bez zastanowienia przyjmujemy twierdzenia tej teorii – wierząc, że jest ona słuszna. Zapominamy jednak o tym, że metody stosowane do dowodzenia jej słuszności wcale nie przypominają metod naukowych. Naukowcy przecież powinni badać rzeczywistość i na podstawie swoich badań konstruować teorie, podczas gdy ewolucjoniści postępują odwrotnie. Sam Karol Darwin przed śmiercią zwątpił w słuszność swojej teorii, gdyż nie znalazł dowodów na jej potwierdzenie naukowe, co jednak nie przeszkadza jego następcom, nie mogącym dotychczas zebrać takich dowodów, ślepo wierzyć w ewolucję.

Obserwując otaczający nas świat, możemy zauważyć jego niezwykłą złożoność, której Darwin jeszcze nie dostrzegał. Mianowicie molekuły składają się z określonych atomów – każdy atom ma swoje miejsce w tej konstrukcji. Z molekuł są zbudowane komórki, z których każda spełnia określoną, sobie właściwą funkcję. Poszczególne typy komórek tworzą tkanki wykonujące każda swoje zadania. Tkanki składają się na konkretne narządy lub organy, tworzące z kolei organizm. Każda jednostka ma określone miejsce wśród przedstawicieli swojego gatunku, gatunek ten również zajmuje ściśle wyznaczoną pozycję w systemie biologicznym naszej planety. Jest to system, który człowiek z łatwością niszczy, nie będąc w stanie później go naprawić, pomimo całej swej inteligencji. I przy tym niektórzy wierzą, że system ten powstał siłą przypadku, w wyniku bezmyślnego procesu ewolucji! Nie mówiąc już o tym, że co roku ginie bezpowrotnie 50 tys. gatunków roślin i zwierząt, a od czasów Darwina nie powstał ani jeden nowy gatunek. Gdzie tu racjonalne myślenie?

Gdyby na Marsie udało się znaleźć, powiedzmy, zwykły nóż, uczeni byliby w stanie nie tylko wnioskować o istnieniu cywilizacji na tej planecie, ale wiele powiedzieliby również o stopniu rozwoju technologii i inteligencji jego wytwórców. Na Ziemi jednak mamy miliony żywych organizmów, znacznie bardziej skomplikowanych niż dzisiejsze komputery, a jednak są ludzie, którzy uparcie wierzą, że ich Stwórca nie istnieje! Wiara taka ma mniejsze uzasadnienie niż uznanie istnienia Boga – Stworzyciela Nieba i Ziemi.

Najbardziej naiwnym „naukowym” dowodem ateizmu w Związku Radzieckim było to, że Jurij Gagarin nie widział w kosmosie żadnego Boga. Podobnie rozumuje każdy człowiek, który nie doświadcza na co dzień Jego obecności: „skoro Bóg nie działa w moim życiu, zapewne Go nie ma”. Wbrew pozorom nie jest to myślenie racjonalne. Rozumując w ten sposób, należałoby stwierdzić, że na przykład mój dziadek nie jest postacią realną, ponieważ nie mogę go nikomu pokazać. Ale w przypadku dziadka uruchamiamy myślenie logiczne, analizując fakty: 1. istnieje w konkretnym miejscu jego grób; 2. istnieją dokumenty, od aktu urodzenia po akt zgonu, potwierdzające poszczególne etapy życia dziadka; 3. żyją jeszcze ludzie, którzy go znali i z nim pracowali; 4. istnieję ja, co bez dziadka nie byłoby możliwe. Każdy sceptyk, oczywiście, mógłby wszystko zakwestionować, twierdząc, że grób jest pusty (lub że tam jest pochowany ktoś inny), że dokumenty są sfałszowane, że świadkowie się mylą, a moje istnienie można pominąć. Należy tylko pamiętać, że podstaw do utrzymania takiej sceptycznej tezy jest znacznie mniej niż do uwierzenia w to że mój dziadek jest realną postacią.

Rozważając problem istnienia Boga, powinniśmy zauważyć podobne fakty: 1. istnieją Jego dzieła; 2. istnieją dokumenty; 3. istnieją świadkowie. Mając wokół siebie świat różnorodnych roślin i zwierząt, patrząc na potężny zbiór dokumentów – Biblię oraz obserwując wpływ chrześcijan na dzieje świata w przeszłości i obecnie, powinniśmy wyciągnąć rozsądny wniosek z tego wszystkiego: Bóg istnieje i działa. Takie przekonanie możemy mieć pomimo tego, że nie widzimy Boga, mimo że nie widział Go Gagarin. Jest to pewność mająca podstawy.

Współczesny odbiorca starożytnej księgi, jaką jest Biblia, jeżeli chce przeanalizować, czy są podstawy do uznania jej za słowo Boże, będzie musiał przejść przez dwa etapy rozumowania: 1. co musiało się wydarzyć w życiu autorów, że napisali oni takie a nie inne teksty; 2. czy twierdzenia zawarte w tekstach są aktualne i w jakim stopniu dotyczą mnie osobiście.

Spośród wielu wątków i wydarzeń chciałbym wykorzystać tylko jedno, które spowodowało prawdziwą rewolucję w umysłach zarówno prostych rybaków, jak i uznanych uczonych żydowskich – zmartwychwstanie Jezusa. Relacje naocznych świadków udowadniają, że ci ludzie zupełnie nie byli przygotowani na podobne wydarzenie, lecz wobec faktu musieli zrewidować swoje dotychczasowe poglądy. Ich myślenie było racjonalne: „Po pierwsze, ludzie nie zmartwychwstają. Po drugie, zgon Jezusa został stwierdzony – widzieliśmy to. Po trzecie, widzieliśmy Jezusa żywego przez czterdzieści dni po Wielkanocy. Po czwarte, grób pozostaje pusty do dnia dzisiejszego. Co z tego wynika? Skoro widzieliśmy Go i rozmawialiśmy z Nim, to znaczy, że Jezus zmartwychwstał. Skoro On zmartwychwstał, to znaczy, że był kimś wyjątkowym. Skoro On obiecał, że powstanie z martwych, i to zrobił, to oznacza, że nie rzuca słów na wiatr. Skoro obiecał, że przyjdzie powtórnie sądzić żywych i umarłych, to możemy się spodziewać, że to nastąpi”. Właśnie takie rozumowanie spowodowało przewrót w myśleniu i życiu na przykład świętego Jana, który krótko relacjonuje, że „ujrzał i uwierzył” (J 20, 8). Co więcej, Jan poczuł się również odpowiedzialny za to, by inni ludzie, którzy nie ujrzeli zmartwychwstałego na własne oczy, dali wiarę jego osobistemu świadectwu i na tej podstawie zbudowali podobne przekonania (por. J 19, 35; 20, 31). Sądzę, że logika Jana była tak samo bez zarzutu, jak logika Alberta Einsteina, który dokonał przewrotu w spojrzeniu człowieka na świat materii nieożywionej. Różnica dotyczy jedynie skutków – na podstawie teorii Einsteina zbudowano potężną broń masowej zagłady, natomiast księga spisana przez Jana daje pewność przyszłego życia licznym rzeszom wierzących na przestrzeni już 2000 lat.

I tutaj współczesny czytelnik Biblii przechodzi do drugiego etapu rozumowania, poddając analizie wiarygodność dostępnego obecnie tekstu Pisma. Fakty, które mogą być uwzględnione, są następujące: 1. teksty Biblii są na tyle dobrze zachowane, że można je uważać za dokładnie takie, jakimi były w momencie swego powstania; 2. brak dowodów na to, by zostały one napisane przez kogoś innego niż uczestnicy wydarzeń; 3. nie ma podstaw twierdzenie, że do tekstów biblijnych zostały wprowadzone zmiany zniekształcające ich pierwotny sens; 4. są podstawy, by uważać, że autorzy wierzyli w to, co pisali; 5. świadectwa różnych ksiąg Biblii, napisanych przez różnych ludzi w różnych epokach, wychowanych w różnych kulturach, są ze sobą zgodne; 6. Biblia nie zawiera fantastycznych twierdzeń o świecie ani mitycznych opowieści oderwanych od konkretnej rzeczywistości społeczno-historycznej.

Wniosek, który wyciągnąłem stąd dla siebie, był jednoznaczny: słowa zapisane w tej Księdze są skierowane do mnie w takim samym stopniu, jak do Jana, Piotra, Pawła czy Łukasza. Niejednokrotnie spotykałem się z próbami obalenia tych sześciu punktów stanowiących podstawy mojej wiary, musiałem powracać do podstaw i od początku sprawdzać swoje przekonania. Jak dotąd, od 1989 roku, kiedy to po raz pierwszy sięgnąłem po Biblię, wszystkie moje dociekania prowadziły tylko do umocnienia się mojej wiary. Wiary wynikającej z myślenia racjonalnego, która prowadzi do nawiązania osobistego kontaktu ze zmartwychwstałym Jezusem w codziennej modlitwie oraz sakramentach pokuty i Eucharystii.

Mirosław Rucki