Jak ocenia Pan skandaliczną decyzję rządu Tuska o wstrzymaniu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego? Czy uważa Pan, że ta decyzja to kolejny już dowód na to, że Tusk to po prostu element globalnej układanki mającej na celu przekazanie stery UE Niemcom (dla których CPK zdecydowanie byłby ogromną konkurencją)?

Jeżeli chodzi o inwestycje strukturalne, traktowane są przez obecny rząd co najmniej po macoszemu. A w zasadzie z pewnego rodzaju zawiścią. Rząd Donalda Tuska zdaje się, przyjął prostą wykładnię, wedle której każdy projekt realizowany przez PiS jest zły i powinien zostać ukrócony. Nieważne, czy mowa o fabryce Intela, która wzmocniłaby nasze relacje ze strategicznym partnerem, USA. Czy mówimy o projektach elektrowni atomowych, przecież niezwykle istotnych dla niezależności energetycznej Polski. Czy mowa o Centralnym Porcie Komunikacyjnym, który dałby naszemu krajowi ogromny impuls gospodarczy, a miałby też znaczenie dla budowy potencjału wschodniej flanki NATO, bo zwiększałby nasze możliwości logistyczne w kontekście transportu żołnierzy z wojsk natowskich.

Odpowiedzialny rząd, któremu leżą na sercu polskie sprawy, oceniałby takie inwestycje obiektywnie. Patrząc przede wszystkim na to, jaką korzyść przyniosą Polsce, a nie na to, czy to spuścizna po rządach PiS. Niestety dotychczasowe działania Koalicji Obywatelskiej i jej partnerów pokazują, że liczą się tylko interesy polityczne. W przypadku CPK mamy do czynienia dosłownie z hamulcem zaciągniętym na ważny i perspektywiczny projekt, który mógłby służyć pokoleniom Polaków. Cóż, jak to już kiedyś mówili politycy PO, „Po co nam taki port lotniczy, skoro jeden jest już we Frankfurcie?”. Pozytywem w tej sytuacji jest fakt, że Polacy w większości popierają powstanie CPK, mamy w tym względzie do czynienia z sytuacją wyjątkową, w której Centralny Port Komunikacyjny traktowany jest przez naszych rodaków jako rzecz ważna z punktu widzenia państwa i ich interesów w ogóle. To tragedia, że władza ignoruje interesy Polaków.

Jak w Pana ocenie brak CPK wpłynie na bezpieczeństwo naszego kraju? Amerykanie wielokrotnie podnosili, że inwestycja ta ma kluczowe znaczenie ze względu na wojskową logistykę i możliwości transportu dużych ilości sprzętu i uzbrojenia. Czy Tusk świadomie chce skazać nasz kraj na rolę zderzaka Niemiec w obliczu potencjalnej rosyjskiej agresji?

Wielu ekspertów, w tym wojskowych, mówi jasno, że CPK to potrzebna inwestycja także z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa. Zwiększałaby przepustowość, pozwoliłaby na szybki i sprawny transport wojsk NATO. To z pewnością nie jest coś, co chcieliby ujrzeć nad Wisłą decydenci z Kremla. Każdy element infrastruktury, który wspierałby nasz potencjał obronny i realizowałby cel odstraszania potencjalnego agresora, jest ważny. Niestety, ten aspekt także został zignorowany przez obecny rząd. W pewnym sensie możemy stwierdzić, że Donald Tusk odrzucił nie jeden, ale dwa projekty CPK – ten o wielkim potencjale gospodarczym i ten o istotnym znaczeniu dla polskiego bezpieczeństwa.

Ale czy to kogoś może dziwić? Przecież także w zakresie innych działań związanych z obronnością obecna władza działa, powiedzmy delikatnie, mocno kontrowersyjnie. Inny niedawny przykład to pomysł dołączenia Polski do koncepcji tzw. europejskiej tarczy antyrakietowej. To koncepcja zła z punktu widzenia państwa, bo marginalizująca polski przemysł zbrojeniowy, a faworyzująca przemysł niemiecki. Poza tym po co ta inicjatywa, skoro nasze niebo jest chronione przez systemy brytyjskie i amerykańskie? Powiedzmy wprost – wiele decyzji obecnej władzy jest sprzecznych z polską racją stanu.

Nie uważa Pan, że Tusk i jego ludzie po prostu boją się realizacji wielkich projektów? Czy przemawia przez nich „niedasizm” bądź świadoma wola sprowadzenia Polski do roli wasala Europy Zachodniej? Czy rząd Tuska świadomie zmierza w kierunku pozbawienia naszego kraju niezależności, czego dowodem było niedawne expose Sikorskiego?

Tak jak już wspomniałem, obecny rząd podchodzi niemalże z wrogością do projektów, które zainicjowała i realizowała nasza ekipa. Nie siedzę w głowie Donalda Tuska, na szczęście. Nie wiem, jakie kierują nim motywacje. Ale każdy może ocenić fakty, które widać gołym okiem. Mieliśmy perspektywiczne projekty, które mogły wiele dać polskiej gospodarce, obywatelom, wzmacniać bezpieczeństwo kraju. Dalej mogą. Ale utknęły w koleinach partykularnych interesów. I mamy do czynienia z Koalicją Odsuwania… na bok obiektywnie potrzebnych inwestycji.

Przejawem tej chorej zawiści wobec poprzedniej władzy było niedawne expose Radosława Sikorskiego. Co najbardziej przebiło się do mediów i opinii publicznej z tego wystąpienia? Absurdalne zarzuty pod adresem Mateusza Morawieckiego i całego PiS, jakoby w naszym środowisku występowały proputinowskie sympatie. Szczerze wątpię, by ktokolwiek na Ukrainie, czy dajmy na to w Stanach Zjednoczonych podzielał ten pogląd pana Sikorskiego, każdy przecież widział, że Polska po lutym 2022 roku miała jednoznaczną i nieprzejednaną postawę wobec Rosji i jej agresywnych działań. Takie przekazy, jakie uskuteczniał w Sejmie Radosław Sikorski, mogły wywołać poklask co najwyżej na Kremlu, jak każdy przekaz uderzający w polską rację stanu. A z drugiej strony to wystąpienie na pewno zostało odebrane dobrze w Berlinie, bo Sikorski zaprezentował w nim powrót do starej polityki PO – uległości wobec państw dominujących w UE, przede wszystkim wobec Niemiec. Były w tym wystąpieniu słowa bardzo niepokojące, wskazujące na chęć odejścia od zasady jednomyślności w Unii, czy otwartość na federalizację wspólnoty. To zła droga dla Polski. My się temu mocno sprzeciwiamy. I wierzę, że Polacy sprzeciwią się równie mocno już 9 czerwca.

Skoro mowa o wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się już 9 czerwca, trudno w tej rozmowie nie poruszyć wątku związanego bezpośrednio z Panem. Czemu zdecydował się Pan kandydować? Czemu właśnie z Dolnego Śląska? I w jaki sposób w Brukseli Pan i inni europosłowie PiS mogą przeciwstawiać się szkodliwej polityce UE odbierającej Polsce niezależność?

Moje hasło wyborcze jest jasne: „Silna Polska. Bezpieczna Europa”. Podobnie jak wielu Polaków chcę Unii Europejskiej, która byłaby wierna swoim korzeniom, czyli była wspólnotą wolnych niezależnych państw. A nie federacją, w której władzę sprawują silniejsi, jak Francja czy Niemcy. W PiS prezentujemy zdroworozsądkowe spojrzenie na funkcjonowanie UE – nikt nie ma wątpliwości, że dwadzieścia lat w Unii przyniosło Polsce olbrzymi rozwój, jesteśmy i będziemy częścią Unii. Ale jednocześnie nie wyobrażamy sobie scenariusza, w którym Polskie Sprawy stają się drugorzędne względem spraw europejskich. Polski głos w Brukseli musi być słyszany, a nasze interesy realizowane, nie lekceważone. Tak jak zlekceważyli je niedawno europosłowie wybrani z list Koalicji Europejskiej pięć lat temu, gdy zagłosowali za paktem migracyjnym i przymusową relokacją migrantów. Takim pomysłom będę się stanowczo przeciwstawiał, mając na uwadze polską rację stanu. Polska potrzebuje głosów… za Polską w Parlamencie Europejskim. Po prostu.

Relokacja to tylko jeden przykład. Inne to choćby waluta euro, która obecnie w naszym kraju zdecydowanie nie powinna być wprowadzona. A także działania na rzecz europejskiego i polskiego bezpieczeństwa. Z jednej strony będę optował w PE za wszelkimi inicjatywami, które poprawiałyby potencjał obronny UE jako wspólnoty. Z drugiej strony w PiS mamy na uwadze, że ten potencjał nie może być budowany z pominięciem naszych własnych sił. Musimy rozwijać polską armię i mądrze korzystać ze wsparcia partnerów. W tym Stanów Zjednoczonych, nie przesuwając środka ciężkości w stronę Niemiec, jak chciałby to uczynić wspominany tu Radosław Sikorski. Siła i bezpieczeństwo – tego potrzebujemy i o to będę walczył. A czemu z Dolnego Śląska? Decyzje o kształcie list podejmowało kierownictwo partii, ale mogę stwierdzić, że kandyduję z miejsca nieprzypadkowego. To w Wałbrzychu kilkukrotnie zostałem wybrany na posła, znam ten region i od lat dbam o jego sprawy. Czas zadbać o nie także na forum europejskim.

Wobec obecnego rządu często padają zarzuty rozmywania polskich postaw patriotycznych oraz świadomości narodowej (czego dowodzą np. zmiany personalne w IPN bądź rewolucja w edukacji dotycząca polityki historycznej). Jak Pana zdaniem rzutuje to na bezpieczeństwo Polski? Czy przy promowaniu wynarodowienia Polaków jest możliwe zbudowanie silnej armii i przygotowanie społeczeństwa na odparcie ewentualnej zbrojnej agresji?

Krzewienie postaw patriotycznych, przede wszystkim wśród młodych i poprzez edukację, to jeden z kluczowych celów, które powinno realizować państwo. Zbrojna agresja na nasz kraj to scenariusz skrajny. Ale pomyślmy o innych sytuacjach. Choćby kryzys na granicy polsko-białoruskiej, w którym kluczową rolę odgrywają polscy strażnicy graniczni, albo liczne działania, związane czy to z pandemią, czy z pomocą uchodźcom z Ukrainy, w których na przestrzeni lat uczestniczyli członkowie Wojsk Obrony Terytorialnej. Kraj zawsze potrzebuje patriotów gotowych mu służyć, gotowych iść z pomocą współobywatelom. To powinien być fundament działań edukacyjnych. Zawsze. Czy tak jest teraz? Działania ministerstwa edukacji, choćby dotyczące zmian w podstawie programowej pokazują jasno, że nie. Rugowanie z programu historii informacji o powstaniach czy kluczowych momentach II wojny światowej to tylko najbardziej wyraziste przykłady.

Czy uważa Pan, że decyzja o faktycznym odejściu od realizacji CPK odbije się na poparciu dla obecnego rządu, które i tak notuje ostatnio w sondażach istotne spadki? Czy możliwy jest scenariusz, o którym po wyborach samorządowych mówił dla Frondy Dominik Tarczyński tj. rychły rozpad obecnego rządu?

Rychłego rozpadu obecnej koalicji rządzącej bym się nie spodziewał, nawet w obliczu znacznych spadków zaufania. Wydaje się, że obecny rząd pod kierownictwem Donalda Tuska przetrwa przynajmniej do wyborów prezydenckich. Ale co dalej? Ciężko stwierdzić. Faktem jest, że koalicja rządząca „Uśmiechniętą Polską”, wcale nie jest taka uśmiechnięta. Jest w niej więcej tarć i niezgody w fundamentalnych kwestiach niż spójnej wizji pracy dla Polski. Sztandarowym przykładem jest sprawa aborcji, w której politycy Trzeciej Drogi i Lewicy prezentują skrajnie odmienne stanowiska.

A czy decyzje ws. CPK odbiją się na poparciu dla rządu? Skoro, jak zauważyliśmy, ta inwestycja jest istotna w oczach Polaków, można się spodziewać, że jej zaniechanie przez rząd znajdzie odbicie w słupkach sondażowych. Ale pamiętajmy, że są jeszcze inne kwestie, które z pewnością wpłyną na nastroje Polaków. Już widzimy skutki podwyższenia VAT na żywność, ostatnie odczyty inflacji wzrosły. A przecież już niebawem czeka nas potężne uderzenie w portfele obywateli za sprawą nadchodzącego wzrostu cen energii. Z czasem antypisowska retoryka Donalda Tuska będzie się wypalać. Bo w końcu jak długo nawet najbardziej zagorzali zwolennicy Platformy mogą się cieszyć z braku PiS u władzy w obliczu kolejnych podwyżek?

Jak wygląda kondycja środowiska Zjednoczonej Prawicy w obliczu ewidentnie szkodliwych dla Polski działań obecnego rządu? Czy uważa Pan, że szkody wyrządzone przez rząd Tuska będą możliwe do naprawienia, jeśli Zjednoczonej Prawicy uda się odzyskać władzę?

Opowieści o „końcu PiS” czy rozpadzie Zjednoczonej Prawicy można włożyć między bajki. To naturalne, że po przejściu do opozycji w każdym środowisku nadchodzi czas, w którym trzeba znaleźć nowy kierunek, budować na nowo strategię. Ale czy naprawdę ktokolwiek spodziewał się, że obóz, który w ostatnich wyborach parlamentarnych zyskał ponad 7,5 miliona głosów, rozpadnie się i zniknie? Wybory samorządowe tylko potwierdziły, że Zjednoczona Prawica pozostaje kluczową siłą polityczną w Polsce.

Nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego to kolejny rozdział w grze o powrót PiS do władzy. Chcemy zbudować silną reprezentację w Brukseli, by tam skutecznie walczyć o Polskie Sprawy. Celem jest zwycięstwo w kolejnych wyborach, najpierw europejskich a potem następnych. Wybory parlamentarne niestety dopiero za trzy lata, ciężko oszacować, ile złych decyzji do tej pory podejmie rząd Donalda Tuska. Ale ile by ich nie podjął, wszystko naprawimy. Zrobiliśmy to raz, zrobimy i kolejny.