CO ROBIĆ W NIEJASNYCH SYTUACJACH?

Jeśli jesteś uczniem Jezusa, to pewnie niejednokrotnie zdarzyło ci się stanąć wobec dylematów, komu w danej chwili poświecić swój czas. Przykładem tego są te chwile w ciągu dnia, które przeznaczyłeś sobie na spotkanie z Bogiem, a ktoś niespodziewanie zakłóca ci twój plan i potrzebuje czegoś od ciebie.

Co wtedy robić? Już znasz na tyle siebie, że wiesz jak cenny jest twój czas z Bogiem, bo bez modlitwy osobistej twoje serce będzie nienakarmione miłością i może ci wtedy zabraknąć sił do spełniania twoich obowiązków. Dodatkowo, gdzieś tam z tyłu głowy pojawiają się myśli, że w jakiś sposób lekceważysz Boga, bo przecież to On jest najważniejszy i to Jego trzeba miłować całym sercem, całą swoją mocą i całym umysłem.

 Z drugiej strony - widzisz jednak, że ktoś realnie cię potrzebuje i nie możesz go w danej chwili zostawić. Rodzi się wtedy pytanie: czy drugi człowiek jest ważniejszy od Boga i mam poświęcić swoją modlitwę, aby komuś pomóc?

KTO JEST WAŻNIEJSZY?

Odpowiedzi na te pytania przynosi nam dzisiejsza Ewangelia. Jezus opowiada przypowieść o obrabowanym i pobitym człowieku, którego mijały trzy osoby: kapłan, lewita i Samarytanin, wskazując na koniec wyraźnie, że w takich sytuacjach należy naśladować Samarytanina ("Idź i ty czyń podobnie").

Przyjrzyjmy się najpierw postawie kapłana i lewity. Nie wiemy dlaczego ominęli tego człowieka i widząc jego stan zostawili go wpół martwego. Jedni przypuszczają, że wynikało to z przepisów o nieczystości rytualnej, co by oznaczało, że w ich mniemaniu wyżej postawili służbę Bogu ponad pomoc potrzebującemu człowiekowi.

Jeśli jednak - jak wskazuje na to tekst - wracali ze swojej posługi w świątyni w Jerozolimy i nie byli już zobligowani do tak ścisłego zachowywania przepisów o czystości, ich zachowanie tym bardziej pogrąża ich. Oznacza to bowiem, że spotkanie z Bogiem w świątyni w żaden sposób nie wpłynęło na ich wrażliwość na drugiego człowieka, a także, że własną wygodę postawili wyżej ponad miłość bliźniego.

TRIADA MIŁOŚCI I PRIORYTETY

Jeśli spróbujemy uogólnić ten przypadek i skonstruować jakieś praktyczne zasady postępowania w niejasnych sytuacjach, dojdziemy do wniosku, że:

1. Jezus chce, aby naszą jedyną zasadą postępowania we wszystkich sytuacjach była miłość, na dodatek miłość miłosierna, która wzrusza się widząc ludzkie cierpienie, pomaga innym nie chcąc nic w zamian i robi to bez rozgłosu i poklasku.

2. Istnieją trzej adresaci miłości: Bóg, mój bliźni i ja sam. Boga mamy kochać całym sercem, całą mocą, całym umysłem. Na drugim miejscu jest człowiek: mój bliźni i ja sam. Takie ustawienie priorytetów daje nam poczucie bezpieczeństwa, że ktoś z ludzi (drugi człowiek lub ja sam) nie wskoczy na miejsce Boga, stając się dla mnie bóstwem i że mając Boga na pierwszym miejscu, będę miał siły, aby miłosierną miłością Boga kochać innych. 

3. Kiedy pojawia się dylemat - komu w danej chwili mam okazać miłość, odpowiedź jest bardzo prosta: temu, kto mnie w danej chwili najbardziej potrzebuje.

Tego właśnie chce sam Jezus, ponieważ miłość do Boga i do drugiego człowieka nie stoją ze sobą w sprzeczności. Bóg nie jest jakimś tyranem, który chce odebrać od nas uwielbienie „po trupach do celu”, a wiec kosztem zaniedbania innych ludzi - Jego dzieci i naszych braci. Byłoby to jakieś nieludzkie okrucieństwo, gdyby Bóg chciał być czczony rekami które maja na sobie krew innych ludzi.

Dlatego, choć pierwszym przykazaniem zawsze jest miłość Boga, trzeba uczyć się, że czasem trzeba będzie zmienić formę wyrażenia tej miłości, rezygnując z udziału w jakiejś zaplanowanej przez nas formie pobożności na rzecz okazania miłości Bogu, który jest w drugim człowieku, ponieważ "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40).

Mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w tej materii, bo na ogół umiemy wzruszać się Bogiem przychodzącym do nas podczas Mszy świętej, ale nie rozumiemy, że największym cudem Eucharystii jest przemiana mnie samego i innych moich braci, którzy przyjmują Komunię świętą w Jezusa, dzięki czemu jestem zobowiązany kochać innych jak Bóg i widzieć w innych moich braciach żywego Boga. Dlatego wszelkie pobożne wzdychanie i adorowanie Świętej Hostii na Eucharystii, bez kontynuacji tego po Mszy świętej jest dokładnie tym, co zrobili dziś kapłan i lewita.

4. Warto przypomnieć, że osobą, która czasem najbardziej potrzebuje w danej chwili miłości Boga jestem ja sam. Dlatego jeśli ktoś potrzebuje mojej pomocy wtedy gdy się modlę - wtedy owszem, mam mu w danej chwili pomóc. Lecz jeśli zdarza się to nadzwyczaj często i codziennie rezygnuję przez to z modlitwy, możliwe, że to ze mną są problemy, bo mam źle poukładany czas i to ja potrzebuję najpierw nauczyć się dbać o siebie, aby potem lepiej służyć Bogu i innym.

Naucz się tych zasad, a pomogą ci one podejmować mądre decyzje, takie jakich w danej chwili chce Jezus.

Ks. dr Piotr Spyra

Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.