Problem transseksualizmu polega na tym, że dana osoba nie akceptuje swojego ciała, pojawiają się wręcz sformułowania, że „dusi się w swoim ciele”. Kobieta, której ciało ma wszystkie fizyczne cechy kobiecego, jest przekonana, że powinna być mężczyzną, mieć ciało męskie.

 

W swojej duszpasterskiej pracy spotkałem się z osobą, która przeżywała właśnie takie rozterki. Często osoby z taki problemami, szukając pomocy w różnych miejscach, napotykają na ofertę operacyjnej zmiany płci. To oczywiście polega tylko na fizycznym upodobnieniu kobiety do mężczyzny i mężczyzny do kobiety. Rodzi się jednak pytanie, czy po takiej zmianie, transformacji, dana osoba będzie szczęśliwa, czy osiągnie dobrostan, którego tak pragnęła, wewnętrzną spójność, spokój i zadowolenie z siebie.

 

Wiele obserwacji takich przypadków dowodzi, że tak nie jest, że operacyjna zmiana płci nie rozwiązuje problemu, bo te osoby wciąż mają trudności z akceptacją samego siebie. Trzeba także pamiętać, że tego typu zabiegi są pewnego rodzaju źródłem okaleczenia, przecież żadną operacją nie można radykalnie przedefiniować płci człowieka.

 

Pojawia się jeszcze kwestia długoterminowego przyjmowania hormonów, które powodują w ciele danego człowieka pożądane wizualne zmiany, ale to z kolei nie odbija się bez echa w ludzkim organizmie, siejąc w nim niekiedy spustoszenie. Zatem, nie jest to obojętne dla zdrowia tego człowieka, jest pewnym wystąpieniem przeciw własnemu ciału, które przecież mamy szanować.

 

Kwestia nieakceptowania swojego ciała to nie jest wydumany problem, transseksualiści nie wymyślają sobie tego. To złożone schorzenie, często efekt wielu zranień, a sęk w tym, że organizacje medyczne dążą do wykreślenia transseksualizmu z listy chorób. Podobnie stało się zresztą z kwestią homoseksualizmu, skreślonego z takiej listy przez WHO. To takie zamiatanie realnego problemu pod dywan.

 

Problem moralny pojawia się wtedy, kiedy wokół osoby, która odczuwa potrzebę zmiany płci znajdują się doradcy, którzy przekonują ją do tej zmiany za wszelką cenę, mówiąc, że to jest dobre, że to pomoże, obiecując, że będzie szczęśliwa. Dlatego często zdarza się, że mniejszą winę i odpowiedzialność niż same osoby po takiej transformacji mają właśnie ci doradcy. Wmawianie ludziom, że nie ma żadnego problemu wydaje mi się nieprawdą, bo on po prostu jest, i myślę, że w takim kierunku będą nadal formułowane orzeczenia Kościoła.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

 

Poprzednie części Małego Poradnika Grzesznika:


Cz. 1: Rybka na samochodzie zobowiązuje


Cz. 2: Czy jazda „na gapę” jest grzechem?


Cz. 3: Czy palenie marihuany jest grzechem?


Cz. 4: Czy grzeszymy poświęcając czas w pracy na prywatne sprawy?


Cz. 5: Czy posiadanie buddyjskich figurek i afrykańskich rzeźb to grzech?

 

Cz. 6: Czy niewybaczenie donosicielom i TW jest grzechem?


Cz. 7: Kiedy odchudzanie staje się grzechem?


Cz. 8: Markowanie pracy to oszustwo


Cz. 9: Separacja może ratować małżeństwo, zdrada nie być jego końcem


Cz. 10: Kiedy objawienia prywatne stają się niebezpieczne?


Cz. 11: Wolałbym, aby księża nie zdejmowali koloratek.


Cz. 12: Grzech świętego spokoju

 

Cz. 13: Czy metalowa muzyka służy złu?

 

Cz.14: Jeśli władza za bardzo ciemięży podatkami to można ją zmienić  

 

Cz. 15: Taniec, który potrafi uwieść

 

Cz. 16: Katolik w kryzysie ekonomicznym


Cz. 17: Kiedy kibicowanie jest grzechem?


 

*O. Jacek Maria Norkowski – dominikanin, moralista, doktor nauk medycznych