Wiemy już niemało o ideowych motywacjach Brendona Tarranta, krwawego zamachowca z Nowej Zelandii, który kilka dnia temu w mieście Christchurch dokonał okrutnej masakry w dwóch tamtejszych meczetach, z zimną krwią mordując 50 znajdujących się tam osób, a drugie tyle kalecząc i raniąc.

Otóż w 74-stronicowym manifeście, który przy okazji swych brutalnych aktów opublikował ten człowiek, wymienia on wiele różnych motywów mających skłonić go do tego, co uczynił. I tak np. nazywa się on etnonacjonalistą, "ekofaszystą" oraz twierdzi, iż w większej części zgadza się z poglądami nieżyjącego już sir Oswalda Mosleya (brytyjskiego faszysty, rasisty oraz antysemity). To, co dominuje w manifeście Brendona Tarranta, to ciągłe nawiązania do kwestii rasowych oraz radykalnie antyimigrancka retoryka mówiąca o "islamskich najeźdźcach", którym "trzeba stawić opór", etc. Sprawca zamachów w Christchurch na pytanie o treści "Czy jesteś chrześcijaninem" nie daje jasnej odpowiedzi, ale pisze: "To skomplikowane. Jak będę wiedzieć, to ci powiem". Pod koniec swego manifestu Tarrant nawiązuje zaś do jednego z pogańskich wierzeń, pisząc: "Jeśli nie przeżyję ataku, do widzenia. Zobaczymy się w Walhalli". Przypomnijmy zaś, że "Walhalla" to wedle nordyckich pogańskich legend kraina szczęśliwości, której władcą był bóg wojny Odyn i do której to trafiali zmarli wojownicy. To nie jest jedyne nawiązanie do pogaństwa obecne w manifeście zamachowca z Christchurch, gdyż w jego treści znajduje się też grafika przedstawiająca tzw. Czarne Słońce, a więc symbol o charakterze okultystycznym i ezoterycznym. Dodajmy do tego, iż w swym manifeście Tarrant odcina się od konserwatyzmu oraz "homofobii".

Zamach w Christchurch jest drugim o podobnej do siebie skali rażenia aktem terrorystycznym o podłożu antyimigranckim i antymuzułmańskim, który miał miejsce w ostatnich latach w obrębie naszego kręgu kulturowego. Wcześniej, bo w 2011 roku podobnego krwawego czynu dokonał Anders Breivik. Jakie wnioski można wyciągnąć z tych tragicznych wydarzeń?

Otóż, mimo wszystko, nie można wysnuć analogii o treści: "Patrzcie, mówicie o muzułmańskich terrorystach, ale też są chrześcijańscy terroryści w rodzaju Breivika czy Tarranta". Albowiem Anders Breivik i Brendon Tarrant nie byli gorliwymi chrześcijanami w momencie dokonywania swych okropnych oraz haniebnych czynów. Breivik owszem nazywał się "kulturowym chrześcijaninem" ale jednocześnie przyznawał, iż "nie jest nadmiernie religijny". W ciągu zaś krótkiego czasu po dokonaniu zamachu na Utoyi człowiek ten stał się wyznawcą odynizmu, czyli jednego ze starożytnych pogańskich wierzeń oraz zaczął się z dużą niechęcią wypowiadać na temat Chrystusa i religii chrześcijańskiej. Wystarczy wszak wspomnieć, iż Breivik określił Pana Jezusa jako "najbardziej żałosną postać w historii świata". Tarrant zaś nie odpowiedział w żaden jasny sposób na pytanie, czy jest chrześcijaninem, nawiązując za to w treści swego manifestu do pogańskich mitów oraz symboli. To prawda, że Breivik i Tarrant wydają się cenić chrześcijańskie dziedzictwo kulturowe Europy, ale nie szła za tym raczej jakaś głębsza osobista religijność. Sytuacja ta znacznie różni się od aktów muzułmańskiego terroryzmu, których sprawcami są najczęściej bardzo religijni i praktykujący muzułmanie.

Drugą refleksją, jaką należy poczynić w związku z niedawnym zamachem w Christchurch, jest to, iż radykalnie antyimigrancka retoryka, a także pewna skrajna wersja islamofobii potrafią zabijać. Wywody Brendona Tarranta brzmią wszak niczym niemal żywcem wyjęte z różnych antyimigranckich agitek. Dobrze więc, aby ludzie znajdujący się po prawej stronie sceny politycznej i ideowej uświadomili sobie, że nie jest dobrą rzeczą wypowiadanie się o islamskich imigrantach w sposób odczłowieczający ich (np. słowa Janusza Korwina Mikke o imigrantach z Afryki i Bliskiego Wschodu jako "ludzkim śmieciu") czy też aprobujący stosowanie względem nich skrajnej przemocy (vide: wywody nieżyjącego już profesora Bogusława Wolniewicza o tym, by zatapiać łódki z płynącymi do Europy imigrantami).

Mirosław Salwowski