„Tylko tak, Mario, możemy ocalić świat od zagłady (…) Tylko tak… poprzez… opowiadanie…” – mówi jedna z bohaterek najnowszej książki Stanisława Srokowskiego „Strach”. I snuje opowieść o losach Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu.

Historie tych straszliwych, budzących grozę czasów, Srokowski wkłada w usta ciotki Elzy, która co jakiś czas odwiedza swoją najbliższą rodzinę. Nie ma dla nich dobrych wiadomości – w tej wsi zamordowali Polaka, w tym mieście zabili innego, a w tej wiosce wyrżnęli całą rodzinę… Niebezpieczeństwo się zbliża, z każdą wizytą dzieli je mniejszy dystans, już czuć złowieszcze sapanie morderców. Każda kolejna wizyta Elzy potęguje strach jej słuchaczy.

A Elza nie szczędzi żadnych szczegółów, choćby była najbardziej makabryczne. Dlaczego? Bo tylko tak można ocalić od zapomnienia tych, których krew została przelana na Kresach.

Srokowski, który gros swojej twórczości poświęcił tematyce martyrologii Polaków na Wołyniu (słynna kresowa trylogia „Ukraiński kochanek”, „Zdrada” oraz „Ślepcy idą do nieba”) zadaje sobie i czytelnikom pytanie, do jakich granic może posunąć się istota ludzka w swoim upodleniu i degeneracji wyrastających z obłędnej ideologii integralnego nacjonalizmu. Autor wyróżnionej prestiżową nagrodą im. Józefa Mackiewicza „Nienawiści” pyta, skąd nagła przemiana zwykłych ludzi w krwiożercze bestie.

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, dlaczego mieszkający obok siebie sąsiedzi, nieraz połączeni więzami krwi lub rodzinnymi chwycili za młoty, siekiery i topory, by wyrżnąć w pień tych, z którymi dobrze żyli przez dziesiątki lat. Ale jeszcze trudniejszym wydaje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, skąd wzięła się w nich nienawiść, która kazała ćwiartować, torturować, obdzierać ze skóry drugiego człowieka. Co to to za okrutność kazała wyrwać matce z brzucha nienarodzone dziecko i zaszyć w jego miejsce kota? Cóż to za bestialstwo, które prowadziło do niewypowiedzianego okrucieństwa?

Pytań można mnożyć w nieskończoność. Aż dojdziemy do fundamentalnego – czy czas już zabliźnił rany, czy można wybaczyć? Po wielu latach Srokowski spotyka mordercę swojej ciotki Elzy. Wiekowy już Ukrainiec bez trudu rozpoznaje w nim tego małego chłopca z polskiej rodziny. Udusił kobietę, bo kazali. Kto? UPA, Bandera… Gdyby on nie zabił, zabiliby by inni. Męczył się z tym przez pół wieku, aż wreszcie może wyznać swoją makabryczną tajemnicę. Kat staje przed ofiarą. Pyta, czy Srokowski poda mu rękę… Czy da się wybaczyć to, co ukraińscy nacjonaliści spod znaku UPA czy OUN zrobili jego rodzinie?

Nie wiem. Pewne natomiast jest to, że to NIE DA się zapomnieć. Tego NIE MOŻNA zapomnieć. Dlatego potrzebne są takie książki, jak „Strach” bo pokolenie, które przeżyło pożogę na Wołyniu już dogorywa. Potrzebne są po to, byśmy my i nasze dzieci pamiętali, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu oznaczało zawołanie „Sława Ukrainie”, „Herojam sława”…

MBW 

S. Srokowski, "Strach"
Wyd. Fronda 2014, s. 251