Film twórców „Krainy lodu”. Opowiada on o Moanie, młodej, odważnej dziewczynie będącej zarazem księżniczką jednego z ludów Polinezji, która wbrew woli swego ojca, postanawia wzorem swych przodków, wyruszyć w podróż oceanem, by odnaleźć legendarną wyspę oraz ocalić przed zagładą ziemię, na której przyszło jej żyć. Podczas tej wędrówki napotka na swej drodze Maui, zadufanego w sobie półboga-pół człowieka, a także zmierzy się z oceanicznym demonem.

Choć animacja ta opowiada o takich dobrych rzeczach jak odwaga oraz chęć niesienia pomocy swemu ludowi, nie możemy jej pochwalić, gdyż cała ona jest przesiąknięta pogaństwem, a także innymi fałszywymi doktrynami oraz niewłaściwymi etycznie praktykami. Bez żadnego krytycznego komentarza czy też choćby alternatywy przedstawiane są tu bowiem widzom niechrześcijańskie wierzenia mieszkańców Polinezji tj. wiara w istnienie wielu bóstw oraz żeńskiej bogini będącej zarazem stwórczynią ziemi, jak i jej integralną częścią (jest to doktryna panteistyczna), reinkarnacja oraz kontakty z duchami zmarłych przodków. Co gorsza, nawet, gdyby próbować traktować owe błędne wierzenia Polinezyjczyków jako daleką i zniekształconą pozostałość pierwotnego Bożego Objawienia, to w przypadku historii przedstawionej w tym filmie widzimy raczej radykalną antytezę chrześcijańskiego pojmowania Boga. Okazuje się bowiem, iż ów oceaniczny demon, z którym zmaga się Moana to owa żeńska, pierwotnie dobra bogini, która wcześniej stworzyła świat. Na końcu omawianej produkcji demon ten pod wpływem zachęty Moany na powrót staje się dobrą boginią. Jest oczywiste, że nie można w tym wątku widzieć jakiekolwiek podobieństwa do prawdziwego Boga, który jest absolutnie dobry, święty i czysty, gdyż Pismo święte mówi: „Bóg jest światłością, a nie ma w nim żadnej ciemności” (1 Jana 1: 5).

Ponadto, w filmie tym promuje się egocentryczną filozofię, w myśl której sensem ludzkiego życia powinna być „wierność swemu prawdziwemu Ja” oraz „podążanie za własnymi marzeniami”. Takie podejście jest jednak dalekie od tradycyjnie chrześcijańskiego nauczania, które widzi w człowieku tak dobre, jak i złe skłonności. Nie można powiedzieć, iż „będąc wiernym swojemu prawdziwemu Ja” człowiek będzie zawsze postępował w sposób dobry i słuszny, gdyż po grzechu pierworodnym częścią naszego „prawdziwego Ja” są nie tylko szlachetne pragnienia i dążenia, ale także silne skłonności do grzechu, błędu i występku. Absolutyzowanie więc „własnego prawdziwego Ja” jest  sprzeczną z chrześcijaństwem doktryną i analogicznie należy to powiedzieć o bezkrytycznym wzywaniu ludzi do „podążania za własnymi marzeniami” (zastanówmy się wszak, czy należałoby doradzać coś takiego ludziom z silnymi morderczymi bądź pedofilskimi skłonnościami?).

Omawiając ten film, trudno też pominąć milczeniem fakt, iż osoby w nim przedstawione nie są ubrane zbyt skromnie, a także posiadają na swym ciele dużo tatuaży. To z pewnością nie jest dobry wzór do naśladowania, zwłaszcza dla dzieci, a wszak do nich jest skierowany ów obraz. Powie ktoś, że owe rzeczy wynikają z tego, że akcja filmu osadzona jest w kulturze, gdzie tatuaże i niezbyt skromne stroje były powszechne, jednak to nie usprawiedliwia pokazywania owych zwyczajów jako czegoś normalnego. Czy gdyby film ten przedstawiał życie pogańskich Azteków, to należałoby pokazywać jako coś moralnie neutralnego rozpowszechnione niegdyś wśród owego ludu zabijanie ludzi w ofierze bożkom, ludożerstwo oraz sodomię?

Tak też, z pewnością nie polecamy tej produkcji, zwłaszcza dzieciom. Ten, kto pragnie raczyć swe pociechy opowieściami o odwadze, waleczności i poświęceniu niech lepiej sięgnie po bardziej tradycyjne bajki, gdzie cnoty takie też są wysławiane ale bez nadmiaru otoczki pogaństwa, fałszywych doktryn oraz niemoralności.

KulturaDobra.pl