„Po pierwsze Trybunał nie może się odnosić do czegoś, do czego nie ma uprawnień. A jeżeli już się odnosi, to powinien jasno stwierdzić, co konkretnie zostało załamane.” – mówi w rozmowie z nami Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych. – „To jest ciągle ten sam instrument,  wykorzystywane tego fake newsa z nadzieją, że instytucje finansowe doprowadzą do takiego utrudnienia działania  rządu polskiego, że on wreszcie upadnie, bo będzie miał ograniczone możliwości działania finansowego, na międzynarodowym rynku, dla Polski. To jest bardzo przejrzyste.”

 

 

Tomasz Poller: Jak Pan Minister skomentowałby wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej? TSUE dość enigmatycznie stwierdza, że nowelizacje ustawy o KRS mogą naruszać prawo europejskie.

Witold Waszczykowski, europoseł PiS, były szef MSZ: Po pierwsze to nie jest wyrok, dlatego że Trybunał nie może się zajmować obszarem który nie jest objęty prawem europejskim. W żadnym traktacie europejskim nie ma definicji organizacji wymiaru sprawiedliwości w żadnym państwie członkowskim. Więc Trybunał Sprawiedliwości, jak rozumiem, wydał oświadczenie, że jemu się zdaje, że to co się dzieje w Polsce, może naruszać prawo europejskie. No to w takiej sytuacji jest to publicystyka, a nie decyzja prawna, bo po pierwsze Trybunał nie może się odnosić do czegoś, do czego nie ma uprawnień. A jeżeli już się odnosi, to powinien jasno stwierdzić, co konkretnie zostało załamane, a tutaj jest to określenie, ze może łamać prawo europejskie.

No właśnie. Ten język jest dziwny, bo przecież, jeżeli Trybunał coś takiego wydaje i ma to mieć aspiracje do dokumentu o charakterze prawnym, to powinniśmy mieć do czynienia z językiem bardziej kategorycznym. Łamie, albo nie łamie…

Powinien używać konkretnego języka prawnego, a nie publicystyki politycznej. Bo jeżeli jest to publicystyka polityczna, to będziemy to traktować jako publicystykę polityczną. Czyli swoje zdanie polityczne Trybunału, które mamy pełne prawo zignorować.

Co to w praktyce będzie oznaczało? Totalna opozycja znów zaciera ręce… Na to, co na ten temat napisze Wyborcza i okolice, nie ma już chyba sensu zwracać uwagi, bo jest to wiadome. Czyli… dalsza awantura, grillowanie Polski?

Tylko o to chodzi. By siać niepewność, by siać dezinformację, by Polskę stygmatyzować, żeby to  dochodziło to do instytucji finansowych, ratingowych. I to jest ciągle ten sam instrument,  wykorzystywane tego fake newsa z nadzieją, że instytucje finansowe doprowadzą do takiego utrudnienia działania  rządu polskiego, że on wreszcie upadnie, bo będzie miał ograniczone możliwości działania finansowego, na międzynarodowym rynku, dla Polski. To jest bardzo przejrzyste.

Nie pierwszy raz mamy do czynienia z taka sytuacją. Zadawałem Panu Ministrowi już kilkakrotnie pytanie, czy powinniśmy się tego rodzaju akcji obawiać… No i jak polskie władze powinny reagować?

Oczywiście, że tak. Musimy się obawiać, bo jeżeli to pozostanie bez odpowiedzi, to będzie tak jak z fake newsem o rzekomych strefach anty-LGBT. Ponieważ nie mamy takiej siły przebicia jak większość parlamentarna, to weszło w użycie, że w Polsce są strefy zakazane. Dotarło to nawet do pani von der Leyen, która się wypowiedziała na ten temat publicznie na forum plenarnym. To dochodzi do Amerykanów, i tak dalej. To psuje atmosferę i musimy tłumaczyć, że nie jesteśmy wielbłądem. Musimy zdecydowanie odpowiadać, musimy publikować rzeczowe informacje. Tak jak w przypadku aborcji, że żadnego nowego prawa nie ma, a jest tylko przypomnienie wykładni obowiązującego prawa. Tak samo w tym przypadku musimy mówić, że nie ma tutaj przepisów prawa europejskiego. Z uporem musimy na szeroka skalę to robić, korzystając ze wszystkich instrumentów. Nie tylko z posłów, ale naszej dyplomacji, naszych przedstawicieli za granicą, ambasad. Trzeba to robić szerokim frontem, używać publicystyki międzynarodowej. Wszystkiego, co jest przewidziane w takim instrumentarium, a takie instrumentarium jest. To trzeba robić…