O tym, że nawet zwolennicy kolejnych rezolucji PE z cyklu LGBTICOŚTAM nie czytają uchwalanych przez samych siebie rewelacji, świadczyć może choćby to, iż nawet sam Leszek Miller we własnej osobie, który 11 marca głosował za kolejnym tego rodzaju dokumentem, poproszony w Radiu Plus o rozszyfrowanie wszystkich liter skrótu „LGBTIQ” (bo taki skrót w ostatniej rezolucji występuje) stwierdził, że tym razem nie potrafi. Tymczasem ów dokument przeczytać warto, i to uważnie. Wizja Nowego Wspaniałego Świata imponuje rozmachem a niektóre wątki są, naprawdę, po prostu przepyszne!

W rezolucji z 11 marca b.r., która „ogłasza Unię Europejską strefą wolności osób LGBTIQ”, samo to ogłoszenie jest krótkie i zamieszczono je na samym końcu. Poprzedzone zostało ono natomiast wyliczanką enuncjacji, rozpoczynających się od słów „mając na uwadze, że”, a będących czasem opisem faktów lub pseudofaktów (jak o rzekomych dyskryminujących „strefach”), niekiedy zbiorem życzeń lub haseł, bądź też stanowiących dość bałamutnie klecone pseudoargumenty, mające uzasadnić powstanie całego kuriozalnego aktu. Wszystkie te treści zostały pogrupowane w większe punkty opatrzone kolejnymi literami alfabetu. Pod sam koniec całej tej wyliczanki, pod literką „Y” znalazł się fragment taki oto:

mając na uwadze, że osoby LGBTIQ w całej Unii Europejskiej powinny cieszyć się swobodą życia i publicznego okazywania swojej orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, ekspresji płciowej i cech płciowych bez obawy przed nietolerancją, dyskryminacją lub prześladowaniem z tych powodów;”

Tak więc, pomiędzy różnymi radościami, którymi powinny się cieszyć osoby LGBTIQ, obok swobody życia i innych swobód znalazła się, ni mniej ni więcej, właśnie swoboda publicznego okazywania cech płciowych.

Co jednak autor „miał na uwadze” w przypadku publicznego okazywania cech płciowych? Ażeby nie dokonywać tutaj nadużycia i nadinterpretacji oraz nie być posądzonym o nierzetelność, należy termin ten odczytywać zgodnie ze znaczeniem, w jakim jest on używany w Europarlamencie (sporo użytych w Rezolucji terminów, jak „tożsamość płciowa” ma w języku ideologii LGBT znaczenie odmienne niż powszechnie używane). Ten sam Parlament Europejski, który uchwalił omawianą rezolucję, w wydanej niedawno broszurze pod tytułem „Glosariusz języka niedyskryminującego w komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej”, tłumacząc znaczenie terminu „cechy płciowe”, wymienia tutaj (tym razem obywa się bez ideologicznych niespodzianek): „genitalia, chromosomy, hormony, owłosienie i budowa ciała oraz inne cechy”.

Tak więc, jak wynika z tego, co Parlament Europejski raczył obwieścić, „osoby LGBTIQ w całej Unii Europejskiej powinny cieszyć się swobodą”, między innymi, „publicznego okazywania”„genitaliów, chromosomów, hormonów, owłosienia, budowy ciała oraz innych cech”. Cieszyć zaś powinny się „bez obawy przed nietolerancją, dyskryminacją lub prześladowaniem” (z powodu owego okazywania).

O ile, co prawda, sprawa z osobnikami publicznie okazującymi genitalia wydaje się zrozumiała, swoją drogą interesujące jest zapewnienie prawa do publicznego okazywania hormonów i chromosomów. Ale przecież, jak stwierdza Europarlament, prawem takim cieszyć powinny się osoby LGBTIQ, a – jak zresztą przeczytamy w innym miejscy Rezolucji – „prawa osób LGBTIQ są prawami człowieka”. Tak przynajmniej uchwaliły liberalnolewicowe europoślice i europosły.

Tomasz Poller