Tolerancja dla przemocy, dla zła, agresji jest tak silnie rozwinięta w mediach lewicowo liberalnych, że to w automatyczny sposób przesuwa granice dopuszczalności tych działań.” – mówi w rozmowie z nami Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" – „Ludziom, którzy te działania przeprowadzają, zapewnia to poczucie bezkarności.”

 

Tomasz Poller: Mamy do czynienia z kolejną odsłoną ekscesów w wykonaniu drużyny pani Lempart…

Paweł Lisicki, publicysta, redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy": Myślę, ze można najkrócej skomentować to tak, że mamy do czynienia z przypadkiem straszliwej agresji. Właściwie trudno w ogóle rozmawiać o tym w kategoriach jakiejś debaty publicznej. Mam wrażenie, że Pani Lempart zapatrzyła się trochę na różnego rodzaju radykałów w Argentynie, w Chile czy w innych państwach i uznała, że w Polsce ten model działania, czyli próba wywołania rozruchów, ataków fizycznych, będzie skuteczny. Mam nadzieję, że skuteczny nie będzie. Ta forma taniego i obcego polskiej tradycji radykalizmu nie ma szansy na powodzenie, na uzyskanie poparcia.

Tym razem doszło do napaści na dziennikarzy, do dewastacji i kradzieży sprzętu, podczas których uczestnicy zajść bili wręcz brawo najbardziej krewkim agresorom. Trudno nie wysnuć refleksji, że gdyby coś takiego stało się np. podczas Marszu Niepodległości, czy jakiejkolwiek manifestacji prawicowej, pół świata wyłoby o troglodytach i faszystach. Czy w sytuacji, gdy meinstream milczy wobec ostatnich ekscesów, nie mamy tu do czynienia z takim przesuwaniem granic, które prowadzi do uzyskania swoistego immunitetu ideologicznego przez wybrane grupy? Wygląda wręcz na to, że troglodytom od pani Lempart wolno więcej…

Powiem tak... lewicowym troglodytom wolno więcej, na pewno. Dlaczego wolno więcej? Ponieważ ich działania, używanie przemocy, wulgaryzmy, agresja, wszystko to jest tolerowane przez dominującą część mediów, no bo naprawdę do tego się to sprowadza. Zresztą, prawda jest taka, że część mediów w te agresywne działania się angażuje, umieszczając odpowiednie grafiki, odezwy, hasła, albo pisząc ze zrozumieniem, że tego rodzaju ataki może przekraczają pewną granicę, ale właściwie należy je uznać za odpowiednią formę działania. Tolerancja dla przemocy, dla zła, agresji jest tak silnie rozwinięta w mediach lewicowo liberalnych, że to w automatyczny sposób przesuwa granice dopuszczalności tych działań. Ludziom, którzy te działania przeprowadzają, zapewnia to poczucie bezkarności. Nawet, jeśli wiedzą, że grozi im za to postępowania prokuratorskie, albo że mogą się liczyć choćby z pewnymi niedogodnościami prawnymi, to i tak działają w poczuciu, że to środowisko oraz ci, którzy są autorytetami w tym środowisku będą ich usprawiedliwiać, będą przedstawiać te działania jako właściwą formę aktywności publicznej.

Dzisiaj, wczoraj w Gazecie Wyborczej ukazały się histeryczne publikacje rozpisujące się o tym, jakim to strasznym upadlaniem ludzi jest… legitymowanie przez policję uczestników nielegalnych manifestacji. Niedawno uaktywnił się też sam pan Michnik, który porównał panią Lempart do Nawalnego. Trudno nie postawić sobie pytania, czy nie jest to już z ich strony dojście do ściany. Czy w tej desperacji nie ujawnia się po prostu poczucie bezradności i klęski, że te ekscesy szumnie i kuriozalnie zwane Strajkiem Kobiet, mówiąc wprost nie zdychają tak samo, jak KOD i inne tego typu ciamajdany?

W Polsce rzeczywiście tak jest, że ta radykalizacja po stronie Gazety Wyborczej, niektórych portali jak natemat.pl jest tylko wyrazem rozpaczy i takiego podgrzewania nastrojów i frustracji. Używa się bardzo radykalnego języka, w bardzo mocny sposób, popierając panią Lempart i jej towarzyszki, ale jednak ze świadomością, że ta wojna nie została wygrana, ponieważ
krótko mówiąc lud pozostał w domach i nie poszedł na barykady. Inny jest jednak przekaz, który trafia do mediów zachodnich. Przypomnę, że pani Lempart została uznana za jedną z najważniejszych postaci kobiecych roku przez Financial Times, np. obok Ursuli von der Leyen (zresztą mam wrażenie, że się panie aż tak strasznie pod względem ideologicznym nie różnią). To tylko pokazuje stopień upadku elit zachodnich. Że to, co w Polsce uchodzi za skrajny radykalizm, za rzecz nie do zaakceptowania i za przejaw działalności małej grupy ludzi, w wielu państwach zachodnich jest uznane na mainstream, za część normalnego dyskursu publicznego. To rzekome bohaterstwo pani Lempart w wielu mediach europejskich jest zestawiane niemal z obecną szefową komisji europejskiej albo z innymi bohaterami wolności. W Polsce widać wyraźnie, że jest to hejterka, ekstremistka, człowiek dążący do używania przemocy w życiu publicznym i jako taki potępiany.