„Nie można wahać się przed tym, by porównać zagładę systemów totalitarnych z tym totalitaryzmem, który ma miejsce dzisiaj, w postaci eksterminacji nienarodzonych. To nie jest nadużycie. To nie jest nadużycie, powtórzę.  To jest konsekwencja systemu życia społecznego i politycznego, który odrywa się od prawdy i staje zagładą” – podkreśla w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz.


Fronda.pl: Trybunał Konstytucyjny opublikował uzasadnienie wyroku z 22 października ub. roku ws. tzw. przesłanki eugenicznej. W Dzienniku Ustaw opublikowano już też sam wyrok i tym samym w polskim prawie nie jest już legalna aborcja ze względu na podejrzenie choroby dziecka. Możemy mówić o sukcesie?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChR: Rozumiem doskonale Pańskie pytanie. I z jednej strony trzeba powiedzieć – to jest sukces! Sukces życia, miłości, prawdy, sukces obrońców życia, sukces ludzi sumień, sukces Polski budowanej na prawie, sukces praw człowieka. A chwilę potem przychodzi refleksja – czy jest sens mówić o sukcesie? Przecież mówimy z jednej strony o stwierdzeniu niezgodności ustawy, która mówiła – można zabijać niektórych niewinnych ludzi, z Konstytucją, która mówi, że życie każdego człowieka jest pod ochroną. A zatem stwierdzono rzecz elementarną w logice myślenia, nie może istnieć równorzędnie zdanie „jest p” i „jest nie p”. Tak więc, czy sukcesem jest to, że dochodzimy po latach sporów, po miesiącach oczekiwań do czegoś, co jest u podstaw kultury myślenia. Czy jest sukcesem to, że urzędowo bronimy przed zagładą tych, którzy są najsłabsi, którzy są miarą demokracji, bo przecież celem demokracji jest obrona najbardziej bezbronnych? Ale potem znowu przychodzi myśl, że przecież żyjemy w czasach pokolenia „jestem za a nawet przeciw”, czyli pokolenia mającego ogromny problem z używaniem rozumu. Żyjemy w czasach, w których demokrację zaprzęga się do nadawania przywilejów patologiom, a odmawia się prawa tym, którym ono przysługuje. A zatem – tak, to jest sukces.

Symboliczna była data rozpatrzenia przez Trybunał poselskiego wniosku w tej sprawie. Była to rocznica inauguracji pontyfikatu św. Jana Pawła II i jego liturgiczne wspomnienie. Symboliczna jest również data publikacji uzasadnienia - rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz, kresu wielkiego ludobójstwa. Czy widzi Ksiądz Profesor jeszcze jakieś szanse, aby w Polsce, w Europie i na świecie pokonać współczesną cywilizację śmierci?

Te daty istotnie są niezwykle znaczące i symboliczne. Warto nad nimi się dłużej zastanowić przy jakiejś okazji. Ale data wyzwolenia Auschwitz pokazuje nadzieję wyzwolenia od zła zagłady, która jest przejawem kultury śmierci. I nie można wahać się przed tym, by porównać zagładę systemów totalitarnych z tym totalitaryzmem, który ma miejsce dzisiaj, w postaci eksterminacji nienarodzonych. To nie jest nadużycie. To nie jest nadużycie, powtórzę.  To jest konsekwencja systemu życia społecznego i politycznego, który odrywa się od prawdy i staje zagładą. Niemcy zaprzeczyli prawdzie o prawach tych, których arbitralnie uznali za podludzi. I pogardę dla nich wyrazili w akcie zbrodniczej samowoli. Aborcjoniści przeczą prawdzie o człowieczeństwie nienarodzonego i przypisują sobie zbrodniczą samowolę zagłady tego życia. Chcąc zmienić kulturę śmierci, trzeba nie tylko zmienić prawo, ale sposób myślenia, sposób przeżywania człowieczeństwa. Dlatego długa jest droga przed nami. Nie możemy zatem fetować „sukcesu”, ale musimy zmobilizować siły wielu, nawet bardzo wielu ludzi do pracy nad myśleniem o człowieku i życiu. Wiem, jak ciężkie i wielkie to wyzwanie. Ale tak, jestem człowiekiem nadziei. Wierzę, że uda się powstrzymać zagładę, którą niesie kultura śmierci.

„Bez względu na fakt narodzin cecha danej istoty, którą jest bycie człowiekiem, nie ulega zmianom” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Trybunał Konstytucyjny jasno wskazuje, że człowiek jest człowiekiem, niezależnie od tego, na jakim jest etapie rozwoju. Tymczasem w dyskusji na temat aborcji wciąż słyszymy o „płodach”, którym nie przysługuje godność człowieka. Skąd wiemy, że o człowieku mówimy od chwili poczęcia?

Dotyka Pan ogromnego tematu. To pytanie zyskuje odpowiedź w opasłych monografiach… Cóż mogę krótko powiedzieć? Z jednej strony mam głosy, które mówią, że na etapie życia płodowego mamy do czynienia z potencjalną osobą ludzką, ale tylko potencjalną. To jeszcze nie jest osoba, to nie człowiek. Z drugiej strony pada natychmiast życzliwe pytanie: a od kiedy ten potencjalny człowiek się aktualizuje? Och, i tutaj mamy wysyp odpowiedzi. Na przykład taką: z chwilą zyskania świadomości. Przepraszam tutaj za lekki ton mojej wypowiedzi, ale próbuję zrelacjonować te poglądy z życzliwością. Aborcjonista (w sensie zwolennik aborcji) powie – to świadomość określa człowieka, mam świadomość, więc jestem. Zapytamy go wtedy: a jak śpisz, to jesteś człowiekiem, czy nie? Odpowie nam: wiem, kiedy się przebudzę i zyskam świadomość. No dobrze – możemy zripostować – ale wiemy, że ten płód za dwa i pół miesiąca będzie miał świadomość po narodzeniu… Ktoś powie, że no może nie świadomość jest decydująca, ale na przykład fakt uznania, aprobaty społecznej. To intrygująca propozycja, ona pozwala na dokonywanie tzw. aborcji postnatalnej, czyli zabijanie dziecka po urodzeniu. Bo przecież może nie zostać zaaprobowane przez rodziców… Nie chcę używać mocnych słów, ale powiem najkrócej – wszystkie kryteria „uczłowieczenia” są równie arbitralne, jak absurdalne. Nie ma osób potencjalnych. Osoby mają potencje, zdolności. Mogą się przecież rozwijać. Ale to jest zawsze rozwój wewnątrz bytu ludzkiego. „Ktoś” o mniejszym potencjale staje się „kimś” o większym. Ale „coś” nigdy nie może stać się „kimś”.  Trybunał staje na gruncie realizmu poznawczego, przyznając, że człowiek ma w sobie swoją naturę, istotę. To jest realizm potwierdzony w całym spektrum nauk biologicznych od genetyki poprzez embriologię, morfologię, fizjologię…

Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego mieliśmy do czynienia z niespotykaną agresją środowisk proaborcyjnych. Były to nie tylko manifestacje, ale również ataki na miejsca kultu i pamięci narodowej. Spodziewa się Ksiądz, że to samo czeka nas po publikacji wyroku?

Ślady tej agresji już mamy w portalach internetowych. Wielu polityków, celebrytów, aktywistów i aktywistek feministycznych już się odgraża na różne sposoby. Ważne jest, byśmy nie ulegli w tej sytuacji ani pokusie nienawiści, ani reagowania przemocą, ale też abyśmy nie ulegli pokusie strachu. Po tamtej fali protestów, z wielkim niepokojem spoglądałem na tchórzostwo części polityków prawicy, mówiących coś o kompromisie. O nowej kompromisowej ustawie. Ktoś proponował referendum. Absurd gonił nonsens. A cała ta gonitwa była podszyta strachem. Niedawno w Ewangelii Chrystus pytał „Czy wolno […]  dobrze czynić, czy wolno źle czynić; życie ocalić czy zniszczyć?”. Tu nie ma miejsca na kompromis. Jest miejsce na pomoc i edukację. Nikt nie kwestionuje dramatu matek i ojców, ale zwłaszcza matek dowiadujących się o schorzeniach dzieci. Ale miarą cywilizacji jest opieka nad chorymi i umierającymi. Po to są hospicja, także perinatalne. To jest pole do działania. To jest ogromna przestrzeń do zagospodarowania. Wiem, że wiele w tym kierunku jest czynione. Musimy odeprzeć te ataki werbalne, które już są, być może także fizyczne. I musimy walczyć o każde życie.

Kiedy w Polsce możemy cieszyć się krokiem w kierunku ochrony życia poczętego, w Stanach Zjednoczonych prezydentem został polityk absolutnie proaborcyjny. Kard. Müller udzielił wywiadu niemieckiemu portalowi Kath.net, w którym odnosząc się do osoby prezydenta Joe Bidena podkreślił, że katolik nigdy nie może zaaprobować aborcji. W manifestacjach tzw. Strajku Kobiet uczestniczyło jednak również wielu polskich katolików. W jakiej pozycji stawia się osoba jednocześnie deklarująca wiarę i wyrażająca poparcie dla zabijania dzieci nienarodzonych? Jest heretykiem, apostatą, sama wyklucza się z ze wspólnoty Kościoła?

Określenia, które Pan przywołuje mają swoje znaczenie, mają ciężar wpisany w określenia kanoniczne, prawa kanonicznego. Ale nie chcę rozstrzygać kwestii, czy w takim ujęciu kanonicznym, prawnym na przykład pan Biden jest heretykiem czy apostatą. Wiem, że nie jest katolikiem. Bo nie można być – jak to kiedyś napisał pewien publicysta katolicki głoszącym wegetarianizm i zażerającym się stekami. Nie można przyznawać się do Kościoła katolickiego i szydzić z nauczania Chrystusa. To jest wyłączenie się ze wspólnoty Kościoła, to jest odebranie sobie samemu prawa do przyjmowania Komunii świętej. A jeśli ktoś cynicznie po powrocie ze strajku czy marszu feministek i aborcjonistów idzie do komunii, bluźni. Szydzi z Boga. Przywołam tylko dwa zdania z Pisma świętego: „Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić” (Gal 6, 7).  „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego - o życie brata” (Rdz 9, 5). Pan Bóg tych słów nie odwołał.

 

Rozmawiał Karol Kubicki