Piramidka z kielnią i cyrklem to jeden z pierwszych pomników, jakie widzi turysta wjeżdżający do Rio de Janeiro z lotniska Santos Dumont. Na ulicy można napotkać samochód z naklejką przedstawiającą te same symbole. Masoneria jawnie działa w brazylijskiej polityce. Zdarza się, że dla omówienia spraw społecznych z wolnomularzami spotykają się niektórzy katoliccy hierarchowie. Masoni są w Brazylii od czasów kolonialnych. Nowszym zjawiskiem są radykalne sekty protestanckie. 

Nowi chrześcijanie

Nie mówią o krzyżu, obiecują sukces finansowy, wycinają z Ewangelii niektóre wzmianki o Matce Boskiej. Sekty neopentekostalne przeżywają w tropikalnym państwie prawdziwy boom. W poszukiwaniu nowych wyznawców chodzą od drzwi do drzwi. Efekty są widoczne gołym okiem. W latach 90. pojawiło się 1200 nowych wspólnot tego typu. Największe gromadzą 8 mln wyznawców, są i zupełnie małe. Obecnie 42 mln Brazylijczyków należy do którejś z sekt, podczas gdy liczba katolików w ciągu 20 lat gwałtownie spadła. Relacje między kościołami neopentekostalnymi a katolikami są skomplikowane. Odbywają się spotkania ekumeniczne, członkowie nowych wspólnot pracują jako wolontariusze podczas Światowych Dni Młodzieży, a w polityce bronią nieraz tych samych wartości, co katolicy. Ale zdarzają się i takie sytuacje, jak wtedy, gdy o 22.00 przed seminarium w Rio de Janeiro jakaś tłumek zaczął robić hałas. Jak się okazało, grupa radykalnych protestantów przyszła „omodlić” seminarium.

Sekty protestanckie swoich uczelni nie mają, dlatego pastorzy nie posiadają wykształcenia teologicznego. Co nie przeszkadza w odprawianiu egzorcyzmów i modlitw o uzdrowienie. Obrzędy można oglądać w dwóch kanałach telewizyjnych.

Kult diabła

Grupa włoskich pielgrzymów udających się na Dni Młodzieży odwiedziła świątynię religii candoblé w mieście Salwador da Bahia. Pod kierownictwem dwóch księży z Florencji, młodzi Włosi spotkali się z kapłanem wywodzącego się z Afryki kultu w celu, jak podają brazylijskie media, „wymiany doświadczeń”. Czy pielgrzymi mieli świadomość, że w religiach afrobrazylisjkich oddaje się cześć demonom? Pewnie nie. Spotkanie upłynęło w atmosferze życzliwości i wzajemnej tolerancji.

Niewielu Brazylijczyków przyznaje się do wyznawania religii z Czarnego Lądu. Problemem jest jednak to, że często wierzenia te mieszają się z chrześcijaństwem. Chrzczeni przymusowo niewolnicy utożsamiali swoje bóstwa z Bogiem i świętymi. Wskutek tego niektóre obrazy oficjalnie przedstawiające postacie świętych są w rzeczywistości wizerunkami demonów. Dotyczy to np. popularnych w Rio de Janeiro tatuaży ze św. Jerzym. Modląc się przed takim obrazem można nieświadomie oddawać hołd diabłu. Tymczasem niektórzy czarni Brazylijczycy odbierają potępienie plemiennych religii za atak na swoją kulturę. Przed kilkoma miesiącami na te krytykę narzekali dwaj księża z Salwadoru na łamach włoskiego magazynu „Nigrizia”. I rzeczywiście, afrykańskie religie są silnie osadzone w kulturze kraju, w którym Murzynów i Mulatów jest więcej niż białych. Problem w tym, że katolik nie może wyznawać demonicznego kultu.

Między Bogiem a Marksem

„ Kiedy daję chleb biednym, nazywają mnie świętym. Kiedy pytam, dlaczego biedni nie mają chleba, nazywają mnie komunistą i wywrotowcem” – te słowa, w filmie „Karol” przypisane biskupowi Romero, w rzeczywistości wypowiedział Hélder Pessoa Câmara. Zmarły w 1999 r. metropolita Olindy i Recifé leżących na skrajnie biednym północnym wschodzie Brazylii zyskał za życia miano czerwonego biskupa. Uznawał filozofię Marksa, którego porównywał z Arystotelesem. Stał się jednym z najważniejszych przedstawicieli popularnej w Ameryce Południowej teologii wyzwolenia mieszającej chrześcijaństwo z komunizmem. Jan Paweł II poradził sobie z tą ideologią i trudno znaleźć dziś w Brazylii księdza, który oficjalnie by się do niej przyznawał. Jednak chyba właśnie jej efektem jest to, że duchowni często bardziej zajmuja się pracą społeczną, niż ewangelizacją. Kapłani, którzy rozdają posiłki biednym, ale trudno ich zastać w parafii nawet w niedzielę, a do tego chodzą po cywilnemu, to nie rzadkość. Wpływy teologii wyzwolenia pozostały też niekiedy na katolickich uniwersytetach (nie dotyczy to akurat uczelni w Rio de Janeiro).

Odpowiedź Kościoła

Park w dzielnicy Ipanema, msza dla młodzieży. 18-letnia na oko dziewczyna śpiewa psalm responsoryjny. Napięcie na twarzy, artystka tańczy w miejscu, a kiedy dochodzi do refrenu, szerokim gestem pokazuje wiernym: teraz wy. Jest Niedziela Palmowa, słowa refrenu brzmią: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”

Niełatwo znaleźć w Rio de Janiero świątynię, w którym podczas mszy gra się na organach. W katedrze owszem, ale w zwykłych kościołach normą jest instrumentarium kapeli rockowej – gitara elektryczna, bas i perkusja. Podczas śpiewu ludzie klaszczą i tańczą. Kiedy ksiądz dokonuje konsegracji, wyciągają ręce razem z nim. Recytując „Ojcze nasz”, jedni łapią drugich za dłonie, tworząc łańcuch. Jednym się to podoba, inni w takich warunkach nie są w stanie skupić się na modlitwie. Rekord innowacji pobito podczas mszy w sanktuarium Nossa Senhora da Penha, kiedy abp Rio Orani JoãTempesta oficjalnie otwierał przygotowania do Światowych Dni Młodzieży. W pewnym momencie na ołtarz wmaszerowała grupa ludzi owiniętych bandażami i niosących maski tlenowe. Happening miał zwrócić uwagę na sytuację w służbie zdrowia.

Gdyby emocjonalna liturgia przyciągała wiernych, liczba katolików nie spadłaby w 20 lat z 80 do 60 proc. Jednak mimo kryzysu sytuacja nie jest beznadziejna. Do Kościoła nadal należy ponad połowę Brazylijczyków. W Rio de Janeiro, najbardziej zateizowanym mieście w całym kraju, na wezwanie biskupa stawiają się tłumy młodzieży, a coroczna procesja św. Sebastiana przyciąga tłumy idące w setki tysięcy osób. Na słowa o Bogu Brazylijczyk z przekonaniem odpowie „Amen”, nawet jeśli jest gansterem z faweli. Rozwijają się nowe wspólnoty kościelne, przykładem Droga neokatechumenalna, która otworzyła seminaria misyjne w Brasilii, SãPaulo i Rio de Janeiro. Entuzjastycznie przyjmowany jest latynoamerykański papież, mimo że Brazylijczycy i Argentyńczycy się nie cierpią. A owoce jego wizyty z pewnością będzie widać jeszcze długo.

Jakub Jałowiczor