Wciąż nie milkną echa po ogłoszonym 16 lipca motu proprio papieża Franciszka, którym radykalnie ograniczył on możliwość sprawowania liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Ojciec święty swoją decyzję motywował troską o jedność Kościoła. Zdaniem Tomasza Terlikowskiego Traditionis custodes jedności jednak nie buduje.

Tomasz Terlikowski w wywiadzie dla Polska Times skomentował motu proprio Traditionis custodes, którym papież Franciszek odwołał dokument Benedykta XVI pozwalający duchownym na swobodne sprawowanie liturgii przedsoborowej. Liturgii tej nie będzie już wolno sprawować w kościołach parafialnych. Grupom uczestniczącym w niej do tej pory biskup ma przydzielić kapłana i osobny kościół. Jednocześnie biskupi nie mogą wydawać zezwoleń na powstawanie nowych grup. Księża dotychczas sprawujący liturgię w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego będą musieli uzyskać zgodę biskupa. W przypadku księży nowo wyświęconych, przed wydaniem takiej zgody biskup będzie musiał skonsultować się ze Stolicą Apostolską.

- „Moim zdaniem na wielu poziomach jest to decyzja błędna i szkodliwa dla Kościoła, bo bardzo dzieląca. Jest również błędna i szkodliwa dla uczestników mszy świętej trydenckiej. Zacznijmy od Kościoła. Papież i w liście, i w dokumencie powołuje się na jedność. Problem polega na tym, że ta decyzja jedności nie buduje”

- ocenia publicysta.

Terlikowski zwraca uwagę na skrajnie różne reakcje biskupów. Są wśród nich tacy, którzy uznali, że nie należy nic zmieniać, są też tacy, którzy po ogłoszeniu dokumentu całkowicie zakazali sprawowania liturgii przedsoborowej. W ten sposób, podkreśla, zamiast przywrócić porządek, nowy dekret wywołuje jeszcze większe zamieszanie.

Drugim burzącym jedność Kościoła skutkiem dokumentu, w ocenie Tomasza Terlikowskiego, będzie rozżalenie zwolenników tradycyjnej liturgii, z których część będzie szukała miejsca u lefebrystów.

- „Po trzecie ta decyzja jest podjęta w takim trybie, jakbyśmy mieli do czynienia z największym zagrożeniem w kościele. Papież w piątek wydaje decyzję, a w niedzielę ją wprowadza w życie. Można zadać pytanie zwolennikom innych typów pobożności czy religijności w kościele, na przykład ruchowi charyzmatycznemu w jego różnych odmianach, albo Drodze Neokatechumenalnej, czy nie obawia się, że jeżeli w ten sposób można potraktować zwolenników tradycji, to czy z dnia na dzień nie można zakazać na przykład liturgii Drogi Neokatechumenalnej, albo na przykład pewnych typów pobożności charyzmatycznej”

- wskazuje rozmówca Polska Times.

Po czwarte natomiast, zaznacza Terlikowski, tą decyzją papież Franciszek zaprzeczył całemu swojemu dotychczasowemu nauczaniu, które opierał na decentralizacji Kościoła.

- „Decyzja papieża Franciszka może budzić wątpliwości – czy mamy być otwarci i tolerancyjni wyłącznie na te ruchy, które są progresywne? A już na konserwatywne nie musimy być otwarci?”

- podkreśla.

Wskazując na przykład diecezji warszawsko-praskiej publicysta wyjaśnia, że z dnia na dzień wielu wiernych straciło możliwość uczestniczenia we Mszy św., w jakiej uczestniczyli przez lata.

- „To jest ogromne naruszenie zaufania do papiestwa właśnie wśród ludzi tradycji. Nagle się okazało, że to ich zaufanie z dnia na dzień zostało naruszone. To, co Benedykt XVI uznał za prawomocne, możliwe i konieczne, to Franciszek uznał za niekonieczne, nieprawomocne i konieczne do ograniczenia. A jeśli tak jest, to dlaczego charyzmatycy mają się czuć bezpiecznie”

- mówi.

Co więc ostatecznie przyniesie nowy dekret Franciszka?

- „Gorycz, żal, wściekłość będą rosły, nie malały. Duch sekciarstwa i duch braku jedności będzie się wzmacniał, a nie osłabiał. Jestem przekonany, że ruch tradycyjny nie zniknie z kościoła”

- ocenia Tomasz Terlikowski.

kak/polskatimes.pl