Nigdy nie ukrywałem, że niezależnie od potknięć, a w przeszłości także i mocnych przegranych, Jarosław Kaczyński należy do bardzo wąskiej grupy ludzi, którzy mają zdolności przywódcze, to znaczy sprawdzają się „na pogodę” i „niepogodę”.

Jako niedoszły psycholog obserwuję z zaciekawieniem indywidualne cechy, które powodują, że jeden będzie dobrym szefem, a drugi, choćby nie wiem jak go szkolić, nigdy nim nie zostanie. Zdolności do bycia przywódcą nie rodzi pojedyncza przyczyna. Nie ma też jednego źródła tego daru. Trochę umiejętności do rządzenia daje niektórym ludziom Pan Bóg, trochę rodzina, sporo dajemy sobie sami. W Starym Testamencie mówiono o młodym człowieku, który doznał „daru starości”. To po prostu ktoś, kto jest mądrzejszy, niż wynika to z racji jego wieku. Tam mądrość musiała iść jednak w parze ze szlachetnością serca. Ważnymi cechami były przywiązanie do wartości i osobista odwaga.

Komunizm w jeszcze większym stopniu zglajszlachtował elity niż okupacja hitlerowska. Pewnie przede wszystkim dlatego, że trwał dużo dłużej. Wyłanianie jednostek wybitnych było więc coraz trudniejsze. Jednych zamordowano, innych tak kształcono, by byli mierni, ale wierni. Jednocześnie rozbijano jakąkolwiek zdolność do tworzenia wspólnoty narodowej. Wyjątek stanowił tu Kościół, który rozbić się nie dał i rzeczywiście dał nam wielu prawdziwych przywódców, od prymasa Wyszyńskiego i papieża Jana Pawła II począwszy. Jednak po upadku komunizmu uwidoczniło się zjawisko bardzo niebezpieczne: mieliśmy sporą część społeczeństwa niezdolną do współpracy na różnych poziomach i bardzo niewielu ludzi zdolnych temu społeczeństwu przewodzić.

Ten proces był w zasadzie podtrzymywany w III RP przez tworzenie pseudoautorytetów, ludzi bez wielkich cech charakteru i intelektu, ale za to promowanych jak piwo bezalkoholowe z niemieckiego browaru.

Pojawienie się braci Kaczyńskich było pewnym wyjątkiem. Można powiedzieć, że mimo śmierci Lecha Kaczyńskiego i tak mieliśmy mnóstwo szczęścia, że przywództwo polityczne na prawicy pozostało w ręku jego brata. Przez najbliższe lata tak będzie musiało być dalej. Nadchodzi naprawdę trudny czas, który wymaga jedności, a tylko Jarosław Kaczyński tę jedność zapewnia. Pod jego okiem wyrasta jeszcze kilku liderów politycznych, w tym oczywiście wśród nich sam premier. Ostatnie dni to też dla niego test bycia prawdziwym przywódcą. Musi czasem rozejrzeć się dookoła, oderwać od schematów, w których żył, i pokazać, że jest ponad osłabiające prawicę podziały, momentami niestety bardzo partykularne. Jego wystąpienia w czasie drugiej fali pandemii wzbudziły mój szacunek. To jednak jeszcze nie wszystko. Powinien przede wszystkim zerwać z przypinaną mu łatką, w tej chwili już zupełnie nieuczciwie, „bankstera” i sztywniaka i poczuć się prawdziwym przywódcą. Bo to właśnie w tak trudnych chwilach człowiek ostatecznie się sprawdza.

Wchodzimy w bardzo trudny okres, wymaga to liderów podejmujących odważne decyzje. Stoimy przed wielkimi rozstajami czasów. Trzeba mądrze wybrać, trzeba odwagi i charakteru. Nic już nie będzie takie, jak było.

Tomasz Sakiewicz

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika „Gazeta Polska” nr. 44; data: 28.10.2020.