Zmiana władzy jest tak samo ważnym elementem życia demokracji jak zmiany pokoleń czy nawet pór roku. Gdyby władze się nie wymieniały, to demokracja byłaby fikcją. Ale mamy przykłady krajów demokratycznych o bardzo długich rządach. Są to na przykład Węgry, choć jeszcze dłużej rządzi kanclerz Niemiec Angela Merkel. Nie jest dobrze, kiedy władza się nigdy nie zmienia, ale jeszcze gorzej, gdy dochodzi do częstej rotacji.

Jeżeli lider czy grupa rządząca ma spójną koncepcję, która jest skutecznie realizowana i cieszy się poparciem ludzi, to zwykle wtedy rządy trwają wiele kadencji. Zresztą dla realizacji jakiejkolwiek koncepcji niezbędna jest właśnie długotrwałość rządów. Których królów Państwo pamiętają najlepiej z historii? Bolesława Chrobrego, Kazimierza Wielkiego, a może Władysława Jagiełłę czy Jana III Sobieskiego? Żaden z nich nie panował mniej niż 20 lat. Kazimierz czy Jagiełło prawie 40 lat. Oczywiście w ich przypadku o długotrwałości rządzenia przesądziło po prostu dobre zdrowie, bo królów ze stanowiska na ogół odwoływał Pan Bóg, ale bez sukcesów i zdrowie czasem się „psuło”. Dzisiaj jest trochę inaczej. O długości rządów decydują na ogół wyborcy, a równie często gra parlamentarna.

 

W 2007 roku PO z PSL stworzyło na 8 lat najdłużej trwającą koalicję, która niestety wywarła niemałe piętno na historii Polski. To był okres likwidacji rodzimego potencjału gospodarczego i degradacji znaczenia Polski za granicą. Oczywiście nie wszystkie plany PO-PSL okazały się realne, bo przez trzy lata rządzili razem z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który blokował najbardziej szkodliwe działania tej koalicji. Śmierć głowy państwa pozwoliła im w pełni rozwinąć skrzydła. Przez pięć lat rządzili bez przeszkód, co zakończyło się zresztą katastrofą polityczną dla całej formacji, która przegrywa od tej pory wszystkie możliwe wybory. To jeden z niewielu przypadków, kiedy pełne przejęcie władzy nie dało wielkich przewag rządzącym. Inaczej stało się po przejęciu władzy przez PiS.

Ta formacja jest jedyną, która podwójnie wygrała wybory parlamentarne i prezydenckie. Dzięki temu rządzący mogli realizować nie tylko wielkie programy społeczne, lecz także infrastrukturalne. Budowa przekopu przez Mierzeję Wiślaną, tunel w Świnoujściu, Baltic Pipe, Via Carpatia, rozbudowa i dozbrojenie armii, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, przejęcie kontroli nad własnym rynkiem finansowym itd. To wszystko wymaga lat, a może nawet dekady sprawowania władzy. Efekty tego zostaną na pokolenia, ale bez długich, konsekwentnych rządów te projekty nigdy nie zostałyby zrealizowane. Dokończenie rządów PiS w tej kadencji spowoduje, że większość będzie zrealizowana albo przynajmniej bardzo zaawansowana.

Byliśmy nie tak daleko od przerwania tej wizji i tych planów. Wygląda na to, że Jarosław Kaczyński widząc nadzieje PO na przejęcie władzy, wykiwał Platformę, doprowadzając do podziału w tej formacji i jej izolacji w opozycji. Mimo problemów we własnym obozie odsunął kryzys i zyskał czas i pieniądze na realizację nowych projektów. To może spowodować, że PiS wygra kolejne wybory. Jest szansa na wielkie zmiany i zupełnie przełomowe rządy, które spowodują, że Polska stanie się jednym z najbardziej liczących się krajów w Europie. Rzecz jednak w dyscyplinie, ale i pokorze rządzących. Trzeba umieć się dogadywać z własnym obozem, pozyskiwać czasem poparcie na zewnątrz i cierpliwie iść do przodu. Za to odpowiada każdy członek koalicji rządzącej i całe jej kierownictwo. Macie poważną robotę i nasze zaufanie. Nie straćcie tego przez jakieś głupstwa, partykularyzmy i zwykłe emocje.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 19; 12.05.2021.