Ciężko mieć żal do Jana Chylińskiego (bo tak nazywa się syn Bolesława Bieruta - przyp. red.), że ciepło wspomina swojego ojca. Że robi sentymentalną wyliczankę, według której komunistyczny prezydent, a raczej jego tata, był zawsze serdeczny, przyjacielski, bezpośredni, niewywyższający się, itd.
Zaskoczenie mogą budzić jednak dalsze wypowiedzi Chylińskiego, który wciela sie niejako w rolę adwokata swojego ojca. Odrzuca też argumenty o poddańczej postawie jego ojca wobec Moskwy. "Przede wszystkim to posłuszeństwo można mu zarzucać, jak już był w funkcji tej głowy państwa po wojnie. Bo przedtem - o jakim posłuszeństwie mówimy. Myślę, że miał jakieś wpojone zasady służenia międzynarodowej rewolucji, tak to można powiedzieć" - mówi syn Bolesława Bieruta. W podobnym tonie odpiera zarzuty o przynależności jego ojca do NKWD: "To bzdura. (...) Uważał, że jeszcze wciąż nie zrobiono wszystkiego, co powinno się zrobić, ale uważał, że wszystko, co się tworzy w tej Polsce jest niezwykle pozytywne" - mówi Chyliński. Jego zdaniem, Bierut nie mógł zapobiec represjom, "nie był w stanie".
A co ze zmianą symboli narodowych? Tutaj również potomek komunistycznego szybko znajduje odpowiedź: "Z tym hymnem to jest kompletna bzdura. Jeśli były jakieś dyskusje, to nad tekstem. Zresztą można powiedzieć, że w pewnym stopniu logicznego podejścia coś w tym było. Bo Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski - no pasuje i w tym czasie, i obecnie do sytuacji Polski, raczej jak pięść do nosa. Ale jest to już tradycja historyczna, stąd się to słownictwo utrzymało. O ile wiem, to dyskusje i rozważania dotyczyły tego, czy tekstu historycznie nie uwspółcześnić. Ale w żadnym wypadku samego hymnu, w sensie muzycznym" - tłumaczy Chyliński.
Właściwie jedynym wyrzutem, jaki syn Bieruta czyni swojemu ojcu jest jego uległość wobec Jakuba Bermana. Zdaniem Chylińskiego "błędne posunięcia" jego ojca były wynikiem rad i nacisków przedstawiciela wąskiego kierownictwa partii. Cała reszta pozostaje na marginesie. Co tam prześladowania, co tam wyroki śmierci, co tam odmowy skorzystania z prawa łaski... Najbardziej "młodego Bieruta" boli to, że jego ojciec przegrywał polityczną batalię z Bermanem. A całą jego działalność polityczną rozgrzesza "wpojonymi zasadami służenia międzynarodowej rewolucji".
Casus Jana Chylińskiego pokazuje, że komunizm nie był wyłącznie "pewnym okresem" naszych dziejów, który był sobie i przeminął, pozostawiając tylko zabawne wspomnienia o kolejkach do sklepu i niedostępności towarów. Ale czy ktoś mówi "otwartym tekstem" o tym, że komunizm niszczył ludzką mentalność i wypaczał spojrzenie na wiele istotnych zagadnień? Bo jak wytłumaczyć, że syn komunistycznego notabla mówi o poczynaniach swojego ojca jako zwykłej grze politycznej, bez zająknięcia się o ofiarach czerwonego terroru?
Wygląda na to, że Polska ma do czynienia z problemem, jaki spotkał Niemcy. Dzieci zbrodniarzy nie tylko posuwają się do ciepłego wspominania swoich rodziców, ale również usprawiedliwiania i chwalenia ich politycznych posunięć. Są jednak i chwalebne wyjątki. Ciekawe, czy Polska doczeka się swojego Niklasa Franka...
Aleksander Majewski