Koronawirus atakuje – zdobywa kolejne połacie świata, w tym Europy – ale w końcu przeminie. Prawdziwa inwazja pozaeuropejskich imigrantów na Stary Kontynent, w dużym stopniu skądinąd muzułmańskich, trwa ze zwiększającą się intensywnością od parudziesięciu lat i trwać będzie zapewne dalej. Z koronawirusem wcześniej czy później sobie poradzimy, choć poniesiemy w tej wojnie zapewne niemałe straty. Ale jak rozwiązać problem napływu ludzi szukających na naszym kontynencie lepszego życia, a w zdecydowanej większości nie mających nic wspólnego z kulturą i szeroko rozumiana cywilizacja Zachodu ? Oto jest pytanie. Być może jedno z najważniejszych pytań XXI wieku...

Co szósty Grek jest bezrobotny – urok „Eurolandu”

Telewizyjne obrazki forsowania granicy turecko-greckiej są więcej niż poruszające. Greckie służby bronią granic swojego państwa, będących w tym miejscu jednocześnie granicami Unii Europejskiej. Warto jednak spojrzeć na tę sytuację głębiej. Otworzenie granicy z Helladą przez prezydenta Turcji Recepa Erdogana jest bowiem praktycznie jedynie kolejnym etapem odwiecznego niemal konfliktu Ankary (wcześniej Stambułu) z Atenami.

Międzynarodowa pozycja Grecji, zwłaszcza w UE i we wschodniej części Morza Śródziemnego wyraźnie osłabła podczas gigantycznego kryzysu ekonomicznego z lat 2008-2013. Przez tamtych pięć lat, rok w rok, Ateny notowały spadek PKB, przy czym w 2011 było to niemal … 10%! Jednocześnie niebywale rósł dług publiczny – od 109 do 177% PKB. W ciągu zaledwie 5 lat bezrobocie wzrosło prawie 3,5-krotnie (sic!) z 8 do 27%. W ostatnich 5 latach Hellada odbiła się jednak od dna. W zeszłym roku zanotowała przyzwoity, wyraźnie większy niż w krajach Europy Zachodniej i Północnej wzrost PKB na poziomie 2,6%. To dużo, choć i tak dwa razy mniej niż ma kraj – lider wzrostu PKB per capita w Unii Europejskiej czyli Polska. Zresztą za rządów Prawa i Sprawiedliwości Rzeczpospolita wyprzedziła Grecję, gdy chodzi o poziom PKB na głowę mieszkańca. I był to pierwszy kraj dawnej „Piętnastki” czyli EWG, prześcignięty przez Polskę.

Turecka Republika Cypru Północnego – piłka w międzynarodowej grze

Jednakże kij odbicia się Grecji od dna ma oczywiście drugi koniec: bezrobotny jest wciąż co szósty Grek, a dług publiczny jest dalej na rekordowym poziomie 178%.

Grecja licząca blisko 11 milionów mieszkańców nie jest rywalem dla Turcji, mającej 81 milionów obywateli, ale są obszary, gdzie ta rywalizacja jest absolutnie oczywista. Ateny dążą do powiększenia „monitoringu” przestrzeni wokół Cypru i na Morzu Egejskim. Ateny idą tu ręka w rękę z greckojęzycznym Cyprem, którego zresztą część obywateli czuje się cypryjskim Grekami. Podziały te są widoczne także wśród … kibiców piłkarskich w tym kraju – część klubów uważana jest za wprost greckie, inna część za cypryjskie. Parokrotnie byłem na terytorium Tureckiej Republiki Cypru Północnego czyli obejmującej mniejszą część wyspy. Jeździłem tam jako oficjalny przedstawiciel Parlamentu Europejskiego w ramach tzw. „High Level Contact Group”, która składała się z siedmiu europarlamentarzystów, a której celem było poprawienie relacji między „greckim” a „tureckim” Cyprem, a także nawiązanie dialogu z tamtejszą społecznością turecką i jej polityczną reprezentacją. Pamiętam, jak nasz mikrobus Turcy-cywile obrzucali jajkami. Pamiętam też setki młodych ludzi szwendających się po ulicach stolicy Tureckiej Republiki Cypru Północnego – Nikozji Północnej oraz czekających w długich kolejkach do automatów telefonicznych (telefony komórkowe nie były wtedy tak rozpowszechnione). To byli tureccy żołnierze po cywilnemu. Na tym terytorium stacjonuje aż 30 tysięcy żołnierzy z Turcji. Grecja obawia się, a może gra tymi obawami, że turecka część wyspy będzie włączona do Turcji „właściwej”. Stąd też aż dwukrotne rozrzeszenie strefy terytorialnej wokół wysp na Morzu Egejskim: do 12 mil. Budzi to sprzeciw Ankary. A za postulatami Aten stoi prawo międzynarodowe: „Konwencja ONZ w Sprawie Morza” sprzed 38 lat – tyle, że Turcja nie jest sygnatariuszem tejże konwencji, a więc nie można jej do niczego zmusić.

Relacje Turcji i Grecji a kryzys migracyjny

Przywoływane już obrazki forsowania granicy Turcji i Grecji przez imigrantów z Syrii i Iraku budzą w Polsce poruszenie, ale w Helladzie – wręcz przerażenie. Trudno się tej reakcji dziwić. Oto bowiem do Grecji i przez Grecję wiedzie droga przerzutu imigrantów i to zarówno szlakiem zachodniobałkańskim, jak i wschodniośródziemnomorskim. W ostatnich czterech latach tymi dwoma „kanałami” dotarło do Unii Europejskiej przeszło 2,5 miliona imigrantów! W wielkiej mierze byli to ludzie z Afryki i Bliskiego Wschodu. W sytuacji, gdy ówczesna Macedonia – obecnie Macedonia Północna (kraj zmienił nazwę na skutek nacisków Grecji i perswazji Unii Europejskiej) – oraz Albania i Bułgaria zamknęły granicę dla imigrantów, a pozostałych 26 państw UE w praktyce odrzuciło relokację imigrantów z Hellady ten imigracyjny chaos spadł na głowę Grekom. Obozy dla uchodźców i „uchodźców” pękają w szwach, Grecja ponosi z tego tytułu olbrzymie koszty, nawet jeśli są one w niemałej mierze rekompensowane przez UE. Także w najbliższej przyszłości, w planie budżetu Unii na lata 2021-2027 Grecja otrzyma z unijnej puli spore środki, tak jak wszystkie państwa członkowskie UE, które przyjęły dużo imigrantów. Mimo to imigracyjny kataklizm budzi wśród Greków społeczną wściekłość, której efektem jest traktowanie imigracji jako problemu i zagrożenia „numer 1” w tym kraju. Obiektywne, bo zewnętrzne badania europejskiego ośrodka badań Eurobarometr sprzed kilku miesięcy pokazały, że prawie połowa Greków właśnie imigrantów traktuje jako najważniejszy „ból głowy” dla swojego kraju.

Turcja i Grecja rywalizują o złoża ropy naftowej i gazu w dwóch regionach: u wybrzeży Cypru i na Morzu Egejskim. Oba państwa mają spory terytorialne. Ankara stwarza fakty dokonane: wiosną zeszłego roku rozpoczęła prace wydobywcze w północnej części Cypru dzięki zgodom wydanym przez nieuznawaną przez społeczność międzynarodową Turecką Republikę Cypru Północnego. Dwa lata turecka Marynarka Wojenna zatrzymała grecki statek straży przybrzeżnej, ale to zaostrzanie konfliktu jest kontynuacją wcześniejszych kryzysów uśmierzanych dopiero przez „wuja Sama z NATO” czyli USA, które wymusiły porozumienie między Ankarą i Atenami, najpierw w 1987 roku, a potem w 1996. Systematycznie rośnie liczba tureckich demonstracji w powietrzu: przestrzeń powietrzna Grecji była naruszana przez tureckie samoloty 3317 razy w 2017 roku, 3705 razy w 2018 i aż 4811 w roku ubiegłym.

Śledzenie relacji turecko-greckich nie jest abstrakcyjnym zajęciem, bo imigranci z Bliskiego Wschodu mogą poprzez Turcję i Grecję dotrzeć do Polski. A w zasadzie dotrą na pewno, jeśli w naszym kraju zmieni się rząd i prezydent. Warto o tym pomyśleć, widząc setki młodych mężczyzn próbujących staranować urządzenia na granicy dzielącej Turcje od Unii Europejskiej...

Ryszard Czarnecki

„Gazeta Polska Codziennie” (16.03.2020)