Wiceprezydent Warszawy zniknął na dość długo po słynnej akcji, kiedy się wygadał na temat planów LGBT o legalizacji najpierw związków partnerskich, później małżeństw, a następnie adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Platforma Obywatelska musiała Rabieja zakopać głęboko gdzieś w papierach, tak że nawet po korytarzach przemykał poza godzinami szczytu pracy urzędu.

Od tamtej pory czasem próbuje o sobie przypomnieć, ale brylował już raczej nie będzie nigdy. No chyba, że w „dark roomie”.

Tym razem poszło o bezczelne przyczepianie tablic „Strefa Wolna od LGBT” przez aktywistę tych środowisk Barta Staszewskiego, który kpi z mieszkańców tych miejscowości twierdząc, że robi kolejną sesję fotograficzną i chwali się tym na Twitterze.

A kiedy w dyskusji z posłem PiS Arkadiuszem Mularczykiem i dziennikarzem Bartoszem Graczakiem już nie miał Rabiej argumentów, to stwierdził, że nie nie zasługują oni na nic więcej oprócz pogardy.

Jak to na lewicowca z LGBT przystało, najpierw zacznie, a później nie ma odwagi skończyć na przynajmniej minimalnym akceptowalnym poziomie kultury osobistej. Zresztą wszyscy przecież od dawna wiedzą, że lewackie ideologie połączone z LGBT, to czyste SF, a powrót na ziemię i do realnej rzeczywistości jest bardzo trudny i tylko dla tych co noszą spodnie.

mp/twitter/fronda.pl