23 kwietnia obchodzimy w Polsce uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski. Warto pamiętać, że Kościół zachęca nas, abyśmy w dni liturgicznych uroczystości świętowali. Z tego też powodu w uroczystości, które przypadają w piątki, nie obowiązuje katolików wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych.

„Wstrzemięźliwość od spożywania mięsa lub innych pokarmów, zgodnie z zarządzeniem Konferencji Episkopatu, należy zachowywać we wszystkie piątki całego roku, chyba że w danym dniu przypada jakaś uroczystość”

- czytamy w Kodeksie Prawa Kanonicznego.

Św. Wojciech był pasterzem o iście Chrystusowym temperamencie: gromił możnych za handel niewolnikami, stanął w obronie cudzołożnej szlachcianki, którą mąż chciał zamordować. Wygnany z Pragi przez własnych diecezjan, podróżował po Europie, odwiedzając między innymi słynne opactwo w Cluny oraz Węgry, gdzie ochrzcił samego świętego Stefana, protoplastę monarchii węgierskiej. Wreszcie udał się do Polski, gdzie za przyzwoleniem księcia Bolesława Chrobrego wyruszył z misją ewangelizacyjną do pogańskich Prusów. Tam zginął śmiercią męczeńską.

Posiadamy aż trzy żywoty św. Wojciecha, sięgające jego czasów. Są nimi: „Żywot”, napisany ok. 999 roku w związku z kanonizacją prawdopodobnie przez Jana Kanapariusza, mnicha opactwa benedyktyńskiego na Awentynie w Rzymie na podstawie ustnych relacji świadków - Radzima i Benedykta. „Żywot” drugi wyszedł z rąk św. Brunona z Kwerfurtu ok. 1002-1004 roku w dwóch wersjach - dłuższej i krótszej. Wreszcie „Pasio”, czyli opis śmierci, napisany zapewne w Polsce w wieku XI, a znaleziony w bibliotece klasztoru w Tegensee.

Wojciech urodził się ok. 956 roku w możnej rodzinie Sławnikowiców w Lubicach (Czechy). Jego ojciec, Sławnik, był głową możnego rodu, spokrewnionego z dynastią saską, panującą wówczas w Niemczech. Matka Wojciecha, Strzeżysława, również pochodziła ze znakomitej rodziny, być może z Przemyślidów, którzy rządzili wówczas państwem czeskim. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów Sławnika.

W 972 roku, jako 16-latek trafił do szkoły katedralnej w Magdeburgu, prowadzoną przez biskupa Adalberta. Magdeburg był wówczas bardzo silnym ośrodkiem kultury: oprócz szkoły klasztornej istniała tam elitarna szkoła biskupia, w której kształciło się młode pokolenie książąt słowiańskich z ziem położonych po prawej stronie Łaby. Arcybiskup troskliwie zaopiekował się Wojciechem, dał mu na bierzmowanie swoje imię, i dlatego w wielu miejscach Europy Zachodniej chluba czeskiego rodu czczona jest pod obco dla nas brzmiącym imieniem Adalbert.

Po śmierci metropolity Adalberta 25-letni Wojciech wrócił do Pragi. Zastał tam pierwszego biskupa łacińskiego Pragi i Czech, Dytmara, który od roku 973 rządził diecezją. Był Niemcem i zależał od metropolii w Moguncji. Wojciech był już wtedy subdiakonem. W Pradze przyjął kolejne stopnie święceń kapłańskich.

Wojciech żył w czasach nazywanych przez historyków epoką renesansu ottońskiego, od imienia cesarza Ottona III, który zamierzał odbudować dawną potęgę rzymskiego imperium, opartą jednak na fundamencie wiary chrześcijańskiej. Otton gotów był porzucić dotychczasową ekspansywną politykę Cesarstwa niemieckiego na rzecz utworzenia uniwersalistycznej federacji samodzielnych państw, uznających autorytet rzymskiego cesarza oraz papieża. Obok rzeszy niemieckiej istniały już bowiem nowe organizmy państwowe, które potrafiły obronić swoją suwerenność. Główne natchnienie dla swoich idei Otton III czerpał przede wszystkim ze słynnego dzieła św. Augustyna "O Państwie Bożym".

Z ambitnymi planami cesarza zbiegły się wielkie ruchy reformatorskie w Kościele. Szczególną rolę odegrało opactwo benedyktynów w Cluny. W czasie licznych wędrówek po Europie św. Wojciech spotkał się m.in. z opatem Cluny, Majolem, oraz biskupem Gerardem z Tuluzy, czołowymi przedstawicielami reformy monastycznej. Pod ich wpływem przyjął ascezę jako najdoskonalszą drogę do osiągnięcia zbawienia wiecznego.

W 982 r. biskup Dytmar zmarł. Wojciech był świadkiem jego śmierci i kajania się, że był pasterzem złym, chociaż kronikarze piszą, że był pobożny i gorliwy. Zjazd w Lewym Hradcu pod przewodnictwem księcia Bolesława wytypował na następcę Dytmara Wojciecha. Nominację jednak musiał zatwierdzić cesarz, którym był wtedy jeszcze Otton II. Cesarz był zajęty właśnie wyprawą wojenną na południe Italii. Dopiero w roku 983 zwołał sejm Rzeszy do Werony i tam zatwierdził Wojciecha.

Wojciech wszedł do swojej biskupiej stolicy w szatach pokutnych, boso, ze spuszczoną głową. Miał wtedy 27 lat. Jego hagiografowie są zgodni, że jego dobra biskupie nie były zbyt wielkie. Przeznaczał je na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na potrzeby kleru katedralnego i diecezjalnego, na potrzeby własne, które były w tych wydatkach najmniejsze, i na ubogich. Przyjmował, wspierał finansowo, słuchał pilnie skarg i potrzeb biednych, odwiedzał więzienia, a także targi niewolników. Praga leżała na szlaku ze wschodu na zachód. Handlem ludźmi zajmowali się Żydzi, dostarczając krajom mahometańskim niewolników, ale korzystali na tym także chrześcijańscy możni. Biograf pisze, że Wojciech miał mieć pewnej nocy sen, w którym usłyszał skargę Chrystusa: "Oto ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?".

I tym właśnie zraził sobie Wojciech możnych – otwartym potępianiem handlu niewolnikami, a także przypominaniem o obowiązku wierności małżeńskiej, sprzeciwianiem się poligamii oraz małżeństwom z bliskimi krewnymi. Kiedy Wojciech zobaczył, że jego napomnienia są daremne, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów postanowił opuścić swą stolicę. Najpierw udał się do Moguncji, po poradę do metropolity Willigisa. Jak piszą biografowie,  w czasie pobytu w Moguncji miał okazję spędzić wiele czasu z cesarzem Ottonem III (panującym od 983), który poświęcał mu wiele czasu. Rozmawiali ze sobą niemal codziennie, do późna w nocy, o zaletach życia zakonnego, o chrześcijańskiej pokorze i marności dóbr doczesnych. Marzycielska i żarliwa natura Ottona skłonna była do mistycyzmu. Zdarzały się chwile, że odkładał koronę, zdejmował szaty i siadał u stóp braci mnichów, aby uczyć się od nich skromności i pokory. Marzył o zjednoczeniu Europy, a jednocześnie miał świadomość znikomości ziemskich potęg.

Następnie Wojciech skierował swoje kroki do Rzymu, aby u papieża szukać rady i prosić o zwolnienie z obowiązków biskupich. Od cesarzowej Konstantynopola Wojciech otrzymał znaczny zasiłek w srebrze, by po zrzeczeniu się biskupstwa mieć środki na swoje utrzymanie. Wojciech rozdał jednak srebro między ubogich, a orszak biskupi odprawił do Czech.

Papież Jan XV przyjął z miłością udręczonego biskupa Pragi. Nie zwolnił go wprawdzie z obowiązków, ale pozwolił mu na pewien czas oddalić się od nich. Wojciech postanowił więc udać się pieszo z bratem Radzimem do Ziemi Świętej jako pielgrzym. Kiedy po drodze znalazł się na Monte Cassino, tamtejsi mnisi chcieli go zatrzymać u siebie, aby konsekrował ich kościoły i wyświęcał mnichów na kapłanów. Byli bowiem wtedy w zatargu z miejscowym biskupem. Wojciech jednak nie zgodził się na to. Udał się dalej na południe do Gaety. W pobliżu miasta zatrzymał się i spotkał się ze słynnym mnichem bazyliańskim, św. Nilem. Ten poradził mu, aby wstąpił do benedyktynów w Rzymie. Tak też św. Wojciech uczynił. Przyjął go w opactwie świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie jego przełożony, Leon. Wraz ze swoim bratem, bł. Radzimem, w Wielką Sobotę w roku 990 Wojciech złożył profesję zakonną. Jego żywoty podają, że z wielką pokorą wypełniał wszystkie obowiązki zakonne, jakby od dawna był jednym z mnichów. W tym czasie w rządach diecezją praską zastępował go biskup Miśni, Falkold. W charakterze mnicha Wojciech przebywał w Rzymie w latach 989-992 (w wieku 33-36 lat).

W 992 r. zmarł Falkold. Czesi udali się do metropolity w Moguncji, aby zmusić Wojciecha do powrotu. Ten natychmiast przez posłów wysłał dwa listy: do Wojciecha i do papieża. Papież zwołał synod i po naradzie nakazał Wojciechowi wracać do Pragi. Po trzech i pół roku Wojciech opuścił klasztor, zabrał ze sobą kilkunastu zakonników z opactwa i założył nowy klasztor w Brzewnowie pod Pragą. Potem zabrał się do budowy kościołów tam, gdzie były osady ludzkie. Dotąd bowiem kościoły były w zasadzie jedynie przy grodach możnych panów. W porozumieniu z księciem wprowadzono dziesięciny, aby Kościołowi w Czechach zapewnić stałe dochody. Wojciech wysłał misjonarzy na Węgry. Sam też tam się udał. Stąd powstała opowieść, że udzielił chrztu (według innych źródeł - bierzmowania) św. Stefanowi, przyszłemu władcy Węgier, legendarnemu protoplaście monarchii węgierskiej, od którego wzięła nazwę jako Korona św. Stefana.

Niebawem jednak Wojciech znów popadł w konflikt z diecezjanami. Zaważył na tym bezpośrednio następujący wypadek: na dworze książęcym w Pradze pochwycono na cudzołóstwie kobietę z możnego rodu Werszowców. Urażony śmiertelnie mąż zamierzał ją zabić. Ta jednak schroniła się do Wojciecha. Biskup udzielił jej azylu w klasztorze benedyktynek, który stał w pobliżu zamku przy kościele św. Jerzego. Wpadli tam siepacze obrażonego męża, wywlekli kobietę  i zamordowali ją na miejscu. Wojciech rzucił na nich ekskomunikę. W akcie zemsty Werszowcowie napadli na rodzinny gród Wojciecha. Gród spalono, ludność zapędzono w niewolę, wymordowano także czterech braci Wojciecha wraz z ich żonami i dziećmi. Działo się to w 995 roku. Ocalał tylko najstarszy brat Wojciecha, Sobiebór, który w tym czasie był poza granicami Czech. Sytuacja była tak gorąca, że Wojciech nie był pewny nawet swojego życia. Złamany tymi wydarzeniami, po zaledwie niecałych trzech latach udał się potajemnie ponownie do Rzymu. Na Awentynie przyjęto go serdecznie. Papież również okazał mu dużo życzliwości.

Niestety, w 996 r. Jan XV umarł. W maju 996 r. odbył się w Rzymie synod, na którym metropolita Moguncji, św. Willigis, oskarżył Wojciecha, że ten bezprawnie opuścił swoją stolicę. Synod nakazał Wojciechowi pod groźbą klątwy powrót. Jednak dzięki łasce papieża Grzegorza V – spokrewnionego z Ottonem III, z którym Wojciech zdążył się zaprzyjaźnić – mógł wyjechać na misje, jeśli Czesi nie wyrażą chęci przyjęcia go z powrotem. Najpierw jednak odwiedził Francję, a w niej - jako pielgrzym - nawiedził grób św. Marcina w Tours, św. Benedykta we Fleury i św. Dionizego w Saint-Denis pod Paryżem. Kiedy zaś nadal powrót św. Wojciecha był niemożliwy, biskup udał się do Polski z postanowieniem oddania się pracy misyjnej wśród pogan. Było to późną jesienią 996 roku. Otton III wyraził na to zgodę, gdy Czesi przysłali Wojciechowi ostateczną odpowiedź, że nie godzą się na jego powrót.

Książę Bolesław Chrobry bardzo ucieszył się na wiadomość, że do Polski ma przybyć biskup Wojciech. Słyszał o nim wiele od jego rodzonego brata, Sobiebora, któremu wcześniej udzielił schronienia. Król chciał zatrzymać Wojciecha u siebie jako pośrednika w misjach dyplomatycznych. Kiedy jednak Wojciech stanowczo odmówił i wyraził chęć pracy ewangelizacyjnej wśród pogan, powstała myśl nawrócenia Wieletów na zachodzie. Z powodu jednak trwającej tam wówczas wojny ostatecznie urządzono wyprawę misyjną do Prus.

Chrobry zgodził się i dał Wojciechowi 30 wojów jako eskortę. Biskupowi towarzyszył jego brat, bł. Radzim, i subdiakon Benedykt Bogusza, który znał język pruski i miał służyć za tłumacza. Działo się to wczesną wiosną 997 roku. Wojciechowi przypisuje się ufundowanie pierwszych klasztorów benedyktyńskich na ziemiach polskich. Za swojego fundatora uważają Wojciecha opactwa w Międzyrzeczu, Trzemesznie i w Łęczycy (Tum). Wisłą udał się Wojciech do Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd udał się w dalszą drogę. Aby nie prowokować miejscowych, Wojciech oddalił przydzieloną mu eskortę. Na niewiele to się zdało, bo i tak niedługo potem dziki tłum miejscowych otoczył misjonarzy i zaczął im złorzeczyć. Jeden z pogan uderzył biskupa wiosłem w plecy.

Kiedy Wojciech zorientował się, że Prusy nie chcą nawrócenia, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusowie poszli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd zidentyfikować. Mogło to być w okolicy Elbląga lub Tękit (Tenkitten). 23 kwietnia 997 roku w piątek o świcie zbrojny tłum Prusów otoczył trzech misjonarzy: św. Wojciecha, bł. Radzima i subdiakona Benedykta Boguszę. Ledwie skończyła się odprawiana przez biskupa Wojciecha Msza św., rzucono się na nich i związano ich. Zaczęto bić Wojciecha, ubranego jeszcze w szaty liturgiczne, następnie zawleczono go na pobliski pagórek. Tam pogański kapłan zadał mu pierwszy śmiertelny cios. Potem sześć włóczni przebiło mu ciało. Odcięto mu głowę i wbito ją na żerdź. Przy martwym ciele pozostawiono straż. W chwili zgonu Wojciech miał 41 lat.

Zwłoki Wojciecha zostały wykupione od Prusów przez księcia Chrobrego oraz pochowane z honorami w katedrze gnieźnieńskiej. W 1038 roku na Gniezno napadli Czesi pod wodzą księcia Brzetysława I, którzy splądrowali katedrę, ukradli relikwie św. Wojciecha. Czesi wywieźli je do katedry św. Wita w Pradze, uzurpując sobie prawa do relikwii po biskupie Pragi, którego kilkadziesiąt lat wcześniej sami wygnali. Relikwie św. Wojciecha są tam przechowywane do dziś, pomimo próśb Kościoła polskiego o ich zwrot. W 1127 r. przypadkiem odnaleziono w katedrze gnieźnieńskiej głowę św. Wojciecha, ale została ona skradziona w 1923 r. - złodzieja skusił piękny i cenny procesyjny relikwiarz z XV w. Sprawców nie odnaleziono, głowa św. Wojciecha zaginęła na dobre.

kak/Facebook