Fronda.pl: Walka z Kościołem zajmowała od początku ważne miejsce w ideologii władz PRL. Jak to wyglądało w czasach ekipy Jaruzelskiego?

Prof. Jan Żaryn, historyk, senator PiS: Kościół katolicki był wrogiem dla władz komunistycznych z różnych powodów. Jawił się jako organizacja, struktura z konkretnymi ludźmi, biskupami, kapłanami i podlegał różnego rodzaju represjom czy inwigilacji. Był traktowany jako niezdrowa narośl na „zdrowym” systemie komunistycznym. Ta narośl w perspektywie samych komunistów okazywała się tak wewnętrznie rozbudowana, że zmieniano zasady i środki oddziaływania i tępienia katolicyzmu. Nie zmieniano natomiast samego podejście negatywnego do tejże instytucji. W latach 80. Jaruzelski musiał przyznać, że Kościół, ten „garb” jest stałym elementem ciała socjalistycznego i jako to z garbem, chociaż jest niewygodny, to trzeba z nim żyć. Była to w pewnym sensie zadeklarowana porażka wobec braci komunistycznej. W latach 80. wśród samych członków partii, a nawet w aparatach partyjnych były osoby, które praktykowały religijność. Dane utajnione, ale dostępne ekipie Jaruzelskiego były zatrważające z perspektywy przynależności do partii hołdującej ateizmowi jako doktrynie.

Takie dane prowadziły do wyciągnięcia jakichś wniosków przez Jaruzelskiego?

Naturalnie. Wynikiem tego zrozumienia siły przeciwnika było w latach 80. strategiczne podjęcie decyzji, w ramach której władze próbują wyodrębnić z grona ludzi Kościoła kapłanów, których nazwie się działaczami politycznymi. Opatrzy się ich tym stygmatem jako mieszających się do bieżącej polityki i ustawi się ich przeciw Episkopatowi Polski, z którym oczywiście władze chcą utrzymywać realnie pozytywne relacje, odpowiadać na potrzeby religijne wiernych, choćby w kontekście lat 80. w postaci wydawanych zgód na budowę kościołów czy na przyjazd papieża Jana Pawła II w 1983 i 1987 roku. To oczywiście była gra, a nie prawda.

Czemu ta gra miała służyć?

Ta gra miała posłużyć, by IV departament MSW mógł wzmocnić działania represyjne wobec kapłanów napiętnowanych, a jednocześnie dać sygnał pozostałej braci kapłańskiej, że będzie im odpuszczone, jeśli nie zaangażują się w działalność polityczną. Przy tym oczywiście definicje działalności politycznej władze zastrzegły dla siebie i to one ją formułowały, a nie była ona czymś obiektywnym lub definicją wyłonioną w wyniku dialogu z Kościołem.
Efektem tego były rzeczywiście sprawy operacyjnego rozpracowania skierowane w latach 80. przeciw wybranym kapłanom i środowiskom zakonnym, np. dominikanom. Działania podniesione do rangi spraw operacyjnego rozpracowania prowadziły także do uruchomienia dawnej grupy „D”, czyli jednego z wydziałów departamentu VI, który miał prawo niepisane, ale faktycznie nadużywane, stosowania środków „nadzwyczajnych” jak to określano.

Czym były owe „nadzwyczajne” środki?

Wśród tych środków „nadzwyczajnych” istniała możliwość popełnienia przestępstwa, dokonania zbrodni, znalezienia podwykonawcy pod tę zbrodnię, czy zastraszenie, które mogło ale nie musiało skończyć się zejściem ofiary. Mamy tego przykłady w latach 80. Byli tego przykładem dominikanin o. Kowalczyk i ks. Jerzy Popiełuszko. Była przecież próba zamordowania ks. Adolfa Chojnackiego, podpalenie samochodu abp Henryka Gulbinowicza. Bito działaczy związanych z Kościołem, takich jak Janusz Krupski, działacz katolicki. To znane akty represyjne grupy „D”, wprowadzone w krwioobieg MSW, szczególnie po zamkniętej konferencji IV departamentu MSW z 4 grudnia 1983 roku. Podczas tej konferencji funkcjonariusze SB otrzymali wykładnię dotyczącą stosowania w praktyce pojęcia „działacza opozycji” czy kapłana zaangażowanego w działalność opozycji. Otrzymali oni także wyraźną sugestię, że instrumenty używane w czasach stalinowskich do wprowadzenia porządku publicznego na tym odcinku zadań państwa są jak najbardziej dozwolone i zalecane do używania. Była to więc zachęta do stosowania terroru, ale punktowego, a nie masowego, wynikającego z mniej lub bardziej umiejętnej analizy siły Kościoła katolickiego w kraju.

Czy sama śmierć ks. Popiełuszki wywołała duży szok w społeczeństwie?

Oczywiście i mogę o tym mówić zarówno jako historyk, jak i świadek. Podczas pogrzebu księdza Jerzego masy warszawiaków i osób przyjezdnych uczestniczyło w tym dawaniu świadectwa dotyczącego niezgody na mordowanie kapłanów w Polsce przez funkcjonariuszy SB. Władze także postanowiły się cofnąć i nie doprowadzić do konfrontacji. Pogrzeb ten odbył się na zasadzie ewidentnego panowania Polaków nad tą przestrzenią żoliborską w godzinach ceremonii pogrzebowych. Z drugiej strony, ten krok w tył, a więc decyzja komunistycznych przywódców, że można oskarżyć o tę zbrodnię funkcjonariuszy SB, była pewnym daleko idącym zaskoczeniem nie tylko dla samego aparatu bezpieczeństwa w Polsce. Z dokumentów wiem, że zdecydowanie większym zaskoczeniem było to dla państw sąsiadujących, przede wszystkim dla NRD, gdzie Stasi bardzo mocno monitorowała przebieg wydarzeń od porwania ks. Jerzego po pogrzeb włącznie.

To dla służb NRD musiało być chyba ogromne zaskoczenie?

Z raportów Stasi widać wyraźne zadziwienie tym, iż bratnia partia mogła doprowadzić do ujawnienia i napiętnowania funkcjonariuszy SB, a więc służby, która podtrzymuje tę władzę przy życiu politycznym. Towarzyszyła temu dodatkowa, niepisana refleksja, że Erich Honecker by tak Stasi nie zdradził. Dopiero próba interpretacji przez ekipę Jaruzelskiego uspokoiła nastroje. Interpretowano to przecież tak, że zbrodniarze wykonywali zlecenie osób, które działały z kolei wbrew ekipie Jaruzelskiego. Ta narracja zaczęła wówczas wygrywać w propagandzie komunistycznej, będąc adresowaną do państw sąsiednich, które mogły się poczuć zagrożone, że pewien brak zaufania do służb dotrze także do państw im podlegających.

Czy władze komunistyczne powinny odpowiadać za śmierć ks. Popiełuszki?

Bez wątpienia. Mam w tej kwestii poglądy dość stałe. Uważam bowiem, że w różnym stopniu, ale wszyscy członkowie PZPR, którzy choćby na moment zapisali się do tejże partii, są współtwórcami i współwinnymi systemu totalitarnego w Polsce. Można się również zastanawiać czy obejmuje to także członków partii sojuszniczych, a więc SD i ZSL. PZPR dotyczy to jednak bez wątpliwości, bo była to partia zarządzająca państwem w sposób totalitarny, jeśli uznawała, że narzędzia totalne są wskazane, bądź odstępowała od nich, mając do dyspozycji bardziej miękkie. Zawsze to jednak była decyzja partii, a nie innego gremium. Ta odpowiedzialność oczywiście nie jest tożsama dla wszystkich członków PZPR. Egzekutywa, członkowie KC PZPR, Biura Politycznego PZPR powinni odpowiadać w sposób wyraźny, podobnie jak członkowie NSDAP. Bodaj co czwarty, dorosły Niemiec był członkiem NSDAP i nie ma wątpliwości, że powinni czuć na sobie współodpowiedzialność za zbrodnie III Rzeszy, a jednocześnie rzecz jasna ta współodpowiedzialność nie jest równomiernie rozpisywana.

Dziękuję za rozmowę.