Odszedł człowiek dla Polski bardzo zasłużony, w którego życiu, jak w soczewce, odbija się cała złożoność czasów PRL i III RP. 

Trudno dziś młodym ludziom wyjaśnić, jak Jan Olszewski - od lat bohater polskiej prawicy - mógł wraz późniejszym sekretarzem Gomułki Walerym Namiotkiewiczem napisać w 1956 r. do wyraziście lewicowego tygodnika "Po prostu" głośny wówczas artykuł o konieczności rehabilitacji członków Armii Krajowej. Jeszcze trudniej, dlaczego w kilka lat później, wraz z Janem Józefem Lipskim odtworzył w Warszawie lożę masońską. A był to zaledwie początek jego olbrzymiej pracy na rzecz Polski demokratycznej, wolnej od komunizmu. Kamieniami milowymi były w niej kolejne procesy polityczne, w których Jan Olszewski bronił już w latach 60. m.in. Melchiora Wańkowicza, Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego. Później przyszedł czas na Polskie Porozumienie Niepodległościowe oraz słynną broszurę "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa", niezwykle pomocna dla ludzi przystępujących do działalności opozycyjnej. Wszystko to poprzedzało narodziny "Solidarności", za której jednego z ojców-założycieli Jan Olszewski może być w moim przekonaniu uważany.

W końcu 1991 r., Olszewski stanął na czele pierwszego rządu wyłonionego przez wybrany w pełni demokratycznie parlament. Mam nadzieję, że w kontekście jego śmierci, dyskusja wokół jego postaci nie będzie się koncentrowała wokół mitu upadku jego rządu. To prawda, że akcja lustracyjna przyspieszyła jego odwołanie o kilkanaście dni, może kilka tygodni. Jednak prawdą jest też to, że bez jej podjęcia mniejszościowy rząd Olszewskiego, przegrywający w Sejmie kolejne głosowania, nie mógł przetrwać w ówczesnych realiach konstytucyjnych i politycznych.

Sympatyzując w III RP z prawicą, Jan Olszewski do końca zachował niezależność intelektualną, wielokrotnie przestrzegając własny obóz polityczny przed zgubnym radykalizmem. Jego rozsądnego głosu będzie Polsce bardzo brakowało.

Antoni Dudek

dam/salon24.pl