Media mówią o zwycięstwie konserwatystów, a biorąc pod uwagę pochodzenie Partii Ludowej, którą założyli jeszcze w latach 70. byli ministrowie generała Franco, można odnieść wrażenie, że zwyciężyła prawa z „dwóch Hiszpanii”, na które dzieli się kraj co najmniej od czasów wojny domowej.

 

Na pierwszy rzut oka Partido Popular, jako jedyna siła zdolna pokonać Zapatero, była jedyną nadzieją prawicy. W związku z tym poparcie dla niej oznaczało też poparcie dla innej wizji Hiszpanii. W rzeczywistości sytuacja jest bardziej skomplikowana i pomimo polaryzacji hiszpańskiego społeczeństwa nie aż tak oczywista. Partię Ludową Rajoya trudno właściwie nazwać konserwatywną – jeśli w ogóle jest to możliwe, to jedynie poprzez kontrast z PSOE Zapatero, który jest libertynem w typie Palikota. Jednak sama w sobie Partia Ludowa, która rządziła już Hiszpanią, nie reprezentuje wartości katolickich i prawicowych. Była ona motorem liberalnych reform obyczajowych w Hiszpanii w niewiele tylko mniejszym stopniu niż socjaliści Zapatero. To za jej rządów doszło do zmian obyczajowych, które lokalnie zatwierdzali jej politycy, ustanawiając między innymi formalne związki homoseksualne, które później wystarczyło jedynie nazwać małżeństwami.


Już sama nazwa Partii Ludowej przywodzi tu nazwę przedwojennego Frontu Ludowego, który wprowadzając reformy społeczne doprowadził do zapaści hiszpańskiego państwa, przyzwalając na działania radykałów, którzy palili kościoły i atakowali „kapitalistów”, do których należały choćby wiejskie sklepiki. Wkrótce sam Front Ludowy premiera Azanii zaangażował się w walkę polityczną metodami rewolucyjnymi, uprowadzając i mordując rękami policjantów przywódcę parlamentarnej opozycji Calvo Sotelo. Jaki związek ma to z Partido Popular? Otóż członkowie Partii Ludowej boją się tak bardzo frankistowskiej przeszłości swojej partii, że robią co tylko możliwe żeby odciąć się od swoich prawicowych, katolickich i konserwatywnych korzeni. Prowadzi ich w tym kierunku również propaganda, którą rząd Zapatero szerzył ogłaszając wszystko co prawicowe spadkiem faszystowskiego frankizmu, a ślady o prawdzie historycznej starając się zatrzeć nawet poprzez usuwanie tablic poświęconych żołnierzom, którzy obronili Hiszpanię przed komunizmem. W wielu regionach nawet przyznanie funduszy na renowację zabytkowych kościołów stanowiących dziedzictwo kulturowe kraju było uzależniane od usunięcia tablic upamiętniających zwycięstwo prawicy w wojnie domowej. W politykę tę Partia Ludowa, która wciąż stara się zerwać z własną przeszłością, włączała się bez specjalnych oporów.

 

Kolejne projekty obyczajowe Zapatero wywoływały sprzeciw społeczeństwa i doprowadzały do wyjścia na ulice milionowych demonstracji sprzeciwiających się zawieraniu małżeństw i adoptowaniu dzieci przez pary homoseksualistów, drastycznej liberalizacji ustawy aborcyjnej i reformie edukacji uderzającej w wolność religijną. Jasne stało się, że naturalnym reprezentantem katolików i konserwatystów będzie w tej sytuacji Partia Ludowa. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że jest to sojusz najwyżej taktyczny, ponieważ Partia Ludowa, która sama przygotowała podłoże pod reformy społeczne zapaterystów, a swój konserwatywny wizerunek tworzy głównie na potrzeby wyborcze, reprezentuje „drugą Hiszpanię” (czy może właściwie tę pierwszą), jedynie w tej mierze, w jakiej jest wroga Zapatero.

 

Z drugiej jednak strony zmiany obyczajowe, do których doszło w Hiszpanii zmieniły oblicze kraju na tyle, że Partia Ludowa odcinając się od swoich korzeni prezentuje podejście realistyczne. Nie na darmo jest partią centrową – gdziekolwiek to centrum miałoby się znaleźć. Czy zatem hiszpańska prawica musi wciąż czekać na swoją prawdziwą reprezentację? I czy niedzielne wybory są krokiem w kierunku jej powstania, bądź wyłonienia się wewnątrz zwycięskiej partii?

 

Na razie widać coś zupełnie innego. Data niedzielnych hiszpańskich wyborów jest mocno symboliczna. 20 listopada jest bowiem rocznicą śmierci generała Francisco Franco zmarłego w 1975 r. Zwycięstwo Partii Ludowej nie wygląda na jego pośmiertny tryumf.

 

Marcin Mścichowski 

Marcin i Agnieszka Mścichowscy są tłumaczami książki Simona Bartona pt. Historia Hiszpanii, Książka i Wiedza, 2011 r.