- W te listopadowe dni wpatrujemy się w blask świętości. Szukamy go w obliczach tych znanych, wielkich, wyniesionych do chwały ołtarzy, ale szukamy go także w twarzach naszych bliskich zmarłych, których w uroczystość Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny z miłością i tęsknotą wspominamy – mówi w orędziu do wiernych Kościoła katolickiego Prymas Polski abp. Wojciech Polak przed dniem Wszystkich Świętych.

Poniżej pełna treść orędzia Prymasa Polski

Podziemia Bazyliki Prymasowskiej w Gnieźnie, w których się znajdujemy, to jedna z najstarszych nekropolii w Polsce. Tutaj znajdują się fundamenty prastarych, piastowskich świątyń. Tutaj wieczne odpoczywanie znalazło ponad dwudziestu arcybiskupów gnieźnieńskich i prymasów Polski. Na to miejsce wreszcie przywieziono ciało św. Wojciecha, głównego patrona Polski, który stał się kamieniem węgielnym naszej Ojczyzny. W przeddzień Uroczystości Wszystkich Świętych stajemy w tym szczególnym miejscu z wiarą i wdzięcznością, pamiętając, że i my jesteśmy powołani do świętości. Jej zalążek został w nas złożony w czasie chrztu świętego. Wzrost zaś zależny jest od Bożej łaski, ale także od naszej odpowiedzi, od życia z Nim i w Nim. Nie jesteśmy na tej drodze sami. Idziemy umocnieni wstawiennictwem wszystkich świętych. Idziemy razem, jako wspólnota sióstr i braci, którzy mają udział w tej samej łasce chrztu świętego i odpowiadają na Boże wezwanie do świętości. Ona bowiem – mówił papież Franciszek – jest nie tylko darem, jest także wezwaniem, jest powszechnym powołaniem nas wszystkich, chrześcijan, uczniów Jezusa Chrystusa.

Nekropolia prymasowska w katedrze gnieźnieńskiej przypomina nam wciąż o drodze świętości, która miała swój początek właśnie tutaj, u źródeł chrzcielnych Polski. Wspominając naszych przodków w wierze, przywołując historie ich życia i świadectwo dawane Chrystusowi uświadamiamy sobie raz jeszcze do czego jesteśmy wezwani i jak wielka odpowiedzialność na nas spoczywa. Taki przykład dał nam św. Wojciech i jego przyrodni brat Radzym-Gaudenty, pierwszy arcybiskup gnieźnieński. Taki przykład dają nam inni, także nasi bliscy, którzy jak wierzymy oglądają już Boga twarzą w twarz. Taki przykład dał nam również Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, na którego beatyfikację wciąż czekamy, i który odcisnął tutaj, w Gnieźnie, wyraźny ślad swojej świętości. Pozostawił go w sercach i umysłach tych, których z tego miejsca nauczał i uświęcał. Mamy nie tylko być w Kościele, mamy żyć w Kościele – mówił. – Mamy nie tylko posługiwać się tekstami Ewangelii, ale według słów Ewangelii kształtować nasze codzienne życie. Mamy pamiętać, że nosimy w sobie nakaz, [wezwanie] rozwijania życia Bożego. Każdy z nas przez chrzest wszedł do rodziny Chrystusowej. I każdy z nas ma obowiązek obfitować, rosnąć, rozwijać się w duchu Bożym. Jak to czynić kard. Wyszyński pokazał całym swoim życiem. I nie chodzi tylko o jego niezłomną postawę. Niezłomność Prymasa Tysiąclecia nie opierała się przecież na ludzkich siłach. On był naprawdę zakorzeniony w Jezusie Chrystusie. Był jak drzewo o mocnych korzeniach, którego żadna przeciwna moc nie była w stanie złamać, ani wywrócić. Dlatego w chwilach trudnych nie tylko zawierzał swoje życie Bogu, ale Jego mocą przebaczał tym, którzy go skrzywdzili. Pomimo tego wszystkiego, co mnie spotkało w ostatnich miesiącach – mówił w czasie millenijnej wigilii wielkanocnej tutaj, w Bazylice Prymasowskiej – nie mam w sercu do nikogo uczucia wrogości (…) nikogo na świecie nie uważam za swojego wroga (…) Tego mnie nauczył Pan mój Jezus Chrystus. Mocą Jego nauki staram się (…) uczyć was miłości do wszystkich, miłości najtrudniejszej. Świat współczesny coraz bardziej potrzebuje żywych przykładów miłości, zwycięzców Bożych, którzy będą szli przez ziemię (…) służąc i miłując: potrzebuje nie tyle silnych pięścią, ile mocnych sercem; nie tyle potężnych, ile miłujących; nie tyle głośnych, ile uspokajających. Takich ludzi potrzebuje dziś świat. Takich potrzebuje nasza Ojczyzna i Kościół w Polsce.

W te listopadowe dni wpatrujemy się w blask świętości. Szukamy go w obliczach tych znanych, wielkich, wyniesionych do chwały ołtarzy, ale szukamy go także w twarzach naszych bliskich zmarłych, których w uroczystość Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny z miłością i tęsknotą wspominamy. Oni nie są oficjalnie uznani czy ogłoszeni w procesach beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych. Nie oddajemy im publicznej czci. Nie wzywamy ich wstawiennictwa w litaniach, ani nie modlimy się przed ich figurami czy obrazami. A jednak to oni właśnie rozumieją nas najlepiej, kochają nas, wiedzą, co jest naszym prawdziwym dobrem, pomagają nam i nas oczekują. Są bowiem już naprawdę szczęśliwi i chcą, abyśmy i my byli szczęśliwi z nimi w raju. Tego pragną i o to się dla nas modlą. My zaś modlimy się o to dla tych, którzy tej szczęśliwości jeszcze nie dostąpili. Taka jest istota uroczystości obchodzonej 1 listopada, taka jest istotach Dnia Zadusznego i następujących po nim dni. Takie jest świętych obcowanie. Nawet w największej samotności i cierpieniu nie jesteśmy sami, bo oni są z nami. Pamiętajmy o tym w tym trudnym czasie, gdy tak wielu doświadcza lęku i bezradności, gdy tak wielu niestrudzenie walczy o chorych, gdy tak wielu opłakuje zmarłych. Rozłóżmy nawiedzanie grobów naszych bliskich na wszystkie dni listopada, kiedy, zgodnie z dekretem Stolicy Apostolskiej, również możemy zyskać odpust dla dusz w czyśćcu cierpiących. W ten sposób – modlitwą – najlepiej damy wyraz naszej pamięci o naszych bliskich zmarłych, a żywym okażemy troskę i miłość

 

mp/prymaspolski.pl