Jarek „Fire” jest weteranem polskiego „unblack” metalu. Warto poświęcić kilka słów temu gatunkowi muzycznemu, który tworzył nad Wisłą. Unblack metal, a.k.a holy black metal, alias christian black metal, narodził się w łonie kulturowym, który ciężko kojarzyć z miłością do Jezusa. Black metal jest traktowany jako satanistyczny i bluźnierczy. Darcie Pisma Świętego, opluwanie symboli religijnych, czczenie lucyfera to jedne z atrybutów black metalowej sceny. W pewnym momencie jej istnienia znalazła się garstka odważnych osób, która powiedziała: non possumus. Postanowili odwrócić „odwrócony krzyż” i pokazać światu, że doświadczyli miłości Jezusa. Przez własne środowisko zostali wyklęci i uznani za zdrajców. Ze strony wielu chrześcijan byli nadal postrzegani jako ubierające się na czarno dziwadła. Cóż z tego, że odrzucili pentagramy i sławili imię Pana, skoro sceniczny makijaż na twarzy, ćwieki i czarny kolor kojarzył się wielu jednoznacznie. A sama muzyka, wciąż oparta na mocnym brzmieniu i growlowaniu [technika wokalna znana z nurtów muzyki metalowej – red.] przypominała słuchaczom satanistyczne utwory. Jednymi z pierwszych odważnych była kapela Horde. ich płyta „Helling Usvart”, była niczym wsadzenie kija w mrowisko. Horde promowali swój album hasłem aby odwrócony krzyż został... odwrócony. Samo przesłanie, jak i manifestowanie swojej religijności rozwścieczyło black metalową scenę, co owocowało nawet nawoływaniem do linczu. Jedni ujadali i grozili śmiercią, gdy drudzy zostali wiernymi słuchaczami zespołu i stanowili fundament unblack metalowej sceny. Tak, w latach 90', powstał gatunek, który zaczął być coraz bardziej popularny na starym kontynencie. W mateczniku black metalu, Skandynawii, antysatanistyczne treści przekazywały kapele Antestor i Frosthardr. W krajach Beneluksu sławę zdobyła ekipa Slechtvalk, która dwa pierwsze albumu poświęciła treściom chrześcijańskim. Jednym z pierwszych projektów polskiego christian black metalu był Elgibbor. Przekreślone pentagramy, krzyże celtyckie, ale cały czas mocne granie i czarne kolory – oto atrybuty unblack metalowej subkultury. O to, i o wiele innych aspektów zapytałem właśnie twórcę Elgibboru, Jarka „Fire”...
Jesteś osobą uduchowioną, napisz kiedy i w jakich okolicznościach nastąpiła w Tobie taka przemiana? Kiedy się nawróciłeś?
Oh, długa historia, ale dla Frondy ją skrócę. Jak już wcześniej wspominałem, nie zawsze byłem chrześcijaninem. Nawróciłem się w 1996 roku. Już miałem dosyć własnego życia bo nie widziałem w nim sensu. Codziennie imprezy, które często kończyły się bójkami lub ciężkim kacem. Droga donikąd. Szukałem odpowiedzi w czarnej magii, okultyzmie no i w takich przedziwnych rzeczach. Stało się tak, że po pewnym czasie wielu z moich znajomych zaczęło popełniać samobójstwo lub gdzieś tam ginęli śmiercią tragiczną. Zadawałem sobie często pytanie: co jest grane? Próbowałem udawać twardziela, ale wewnątrz mnie toczyła się bitwa. No i pewnego dnia, gdy siedziałem sobie na ławce już totalnie zniechęcony do życia, gdy moje wnętrze krzyczało o pomoc, pytając siebie o sens, będąc w totalnej rozpaczy spotkałem kogoś.... Jeden z moich dobrych znajomych, były perkusista z mojego zespołu, spotkał mnie i opowiadał o tym jak jego życie się zmieniło. Ciężko mi było w to uwierzyć, ponieważ brzmiało to jak jakiś film. Zacząłem się zastanawiać czy gościu nie był przypadkiem na jakiś narkotykach. To co mówił! To brzmiało jak coś nie z tego świata! Powiedziałem mu, jeżeli to wszystko jest prawdą co mówisz to ja chce poznać Jezusa! Chcę być uratowany! Po pewnym czasie trafiłem na chrześcijańską konferencje, która dla mnie była kolejnym szokiem. Ludzie kochali mnie takim jakim byłem. Co tam wygląd, nawet jak miałem długie włosy, czarną „katanę” z ćwiekami i pentagram na ramieniu nie zwracali na to uwagi. Mówili o Jezusie, pełni ufności, że jest z nimi. To odmieniło moje życie! Poznałem Jezusa osobiście, nawet nie wiedziałem, że on zawsze był przy mnie blisko. Mówił do mnie przez sny, proroctwa i sytuacje. Od tamtej chwili poznaje Jezusa więcej i więcej. Wiem, że nie jestem doskonały. Natomiast pokrzepia mnie pewność, iż Bóg cały czas pracuje nade mną. I to nawet lepiej niż miałbym sam to robić!
Weźmy pierwszy z brzegu kawałek który ostatnio słuchałem…. „Krew i Wolność” (Blood&Freedom) z płyty „Fireland” Elgibboru i… zrozumiałem co 10 słowo (śmiech). Ty rozumiesz teksty innych growlujących?
No tak, jest to pewnego rodzaju kod, który rozumieją tylko wybrani (śmiech). Dla mnie zrozumienie takich utworów nie stanowi żadnego problemu. Wiesz, siedzę w tym już od bardzo młodych lat. No chyba, że naprawdę ktoś przesadzi i nie chce by to było zrozumiane. Wtedy zazwyczaj sam nie czai co śpiewa lub ryczy (śmiech).
Dlaczego akurat wybrałeś takie unblackmetalowe klimaty? Czy powinno się nazywać nurt jako „holy black metal” czy „unblack metal” (spotkałem się z wielką wojną wśród słuchaczy, że druga nazwa jest zła). Jesteś weteranem tej sceny, więc powiedz coś więcej jak się ona budowała, jak sam zaczynałeś…
Wybrałem taki klimat, ponieważ od najmłodszych lat siedziałem w tej muzie i ta muza jest we mnie cały czas. Mógł bym grać inny rodzaj muzyki, ale to już bym robił wbrew temu co lubię. Takie granie, to jest moja pasja i tak już pozostanie. Dla mnie to nie ma znaczenia jak ludzie będą to nazywali. Jest to black metal z biblijnym przesłaniem. A co do początków, no cóż. Na wstępie grałem w satanistycznych zespołach właśnie z taka muzyką, więc gdy już poznałem Boga to treści mojego przesłania w muzyce oczywiście się zmieniły, no i zrozumiałem że nie jestem w stanie wspierać zespołu, który stoi przeciwko temu w co wierze. Ciężko jest znaleźć ludzi do unblackowej kapeli. Takich, którzy myślą tak samo i traktują wiarę na poważnie. No ale z pomocą Bożą wszystko jest możliwe. Scena chrześcijańskiego metalu była budowana w tym samym czasie kiedy grały satanistyczne kapele. Tak naprawdę to i w nie-chrześcijańskim black metalu zespoły używają treści biblijnych wyjętych z kontekstu. Są one wykorzystywane jako walka z religią. Pionierami christian black metalu są: Mortification, Believer, Antestor, Horde no i dużo więcej mało znanych kapel, które grały w tym czasie. Nie były znane, ponieważ zły „fame” black metalu nie pasował by go promować. W Polsce jest tak naprawdę niewiele black czy death metalowych zespołów z chrześcijańskim przesłaniem, ponieważ kapele często spotykają się z niezrozumieniem. Mają serce gorące do Boga, chcieliby iść do tych żyjących w ciemnościach i pomóc im dobrym słowem, ale nie są wspierani. Traktuje się ich jako dziwne zjawisko. Jak powiedziałem wcześniej, cała konwencja takiego grania, jest to pewnego rodzaju kod, który nie wszyscy rozumieją. Jest to natomiast jeden ze sposobów, które Bóg może użyć by zanieść przesłanie tam gdzie nikt nie pójdzie.
Wiele osób zwróci uwagę najpierw właśnie na konwencję i atrybuty, silnie związane z black metalem (niezrozumiałe growlowanie, ostre riffy, mroczny ciężki klimat), czy to nie przykrywa nawet pobożnych treści? Czy w ogóle robiąc muzykę w takiej konwencji (ubierając się na czarno, malując twarz, ćwieki, skóry) można przekazać jakieś treści ewangelizacyjne? Czy nie lepiej pozbyć się takiego kontrowersyjnego stylu i docierać do młodych w inny sposób? Spytam wprost (mam nadzieję, że to Cię nie urazi) czy to nie jest profanacja?
Nie, nie jest to profanacja. Jest to po prostu taki styl, który jest właśnie taki a nie inny. A jeżeli chodzi o treści to mocne przesłanie potrzebuje mocnego uderzenia. Nawet w Biblii znajdziesz wersety, gdzie Bóg przemawiał w mocny sposób do ludzi. Pobożne ubieranie się, nie ma z tym nic do rzeczy. Można ubierać się ładnie, w garnitur i być gorszym hipokrytą niż osoba która jest szczera i ubiera się jak się ubiera. Nie szata zdobi człowieka. Wiesz, no i nie każdy lubi się ładnie ubierać (śmiech). Oczywiście, w taki sposób ewangelia może trafić do wielu i trafia właśnie tam do ludzi, którzy żyją w tych klimatach. Jezus oddał swoje życie także za takich dziwnych ludzi. Najtrudniejsze jest często to, że wiele osób, którzy nie rozumieją tej kultury tworzą własne teorie na jej temat i często oskarżają i obrzucają błotem, zamiast kochać. Mam nadzieje, że Ty należysz to tej grupy która szanuje i kocha takich ludzi (śmiech). Nie wszyscy, którzy właśnie tak wyglądają, czczą szatana !!!
W kwestii szanowania i miłości do takich ludzi - to kocham Jezusa, zatem jesteś mi bratem, ale mam nieodparte wrażenie, że akurat black metalowcy miłość do bliźniego po prostu odrzucają. Z czego są zresztą dumni. Środowisko black metalu jest, jak sami o sobie mówią, „true”, czyli najczęściej na poważnie traktują wszystkie obleśne treści o lucyferze, piekle, śmierci, topieniu świata we krwi. Jak się czyta o „przygodach” samych muzyków np.: Varg Vikernes z Burzum który odsiadywał w Norwegii wyrok za morderstwo i podpalanie Kościołów, to człowiek się zastanawia czy to jest jeszcze muzyka czy już mamy do czynienia z jakąś poważną patologią. Jak oceniasz „kondycję” moralną takich „true” black metalowców? Czy uważasz, że taka subkultura jest zagrożeniem?
Ludzie szukają prawdy i jeżeli nie znajdą jej w Kościele to szukają jej gdzie indziej. Trafiają w ślepy zaułek i dochodzi do takich tragedii. Problem nie leży w samej muzyce ale przesłaniu, przekazie, który za tym stoi. Zawsze były podziały w black metalu, ponieważ ilu słuchaczy, tyle spojrzeń na całą sprawę. Muzycy mają z osobna, własny punkt widzenia, słuchacze również. Wierzę, że Kościół powinien być otwarty na to, by rozmawiać z młodzieżą, wychodzić do różnych subkultur z miłością, pomóc im odnaleźć swoje miejsce w Kościele i w rodzinie Bożej. Wierzę, że ciężką pracą ewangelizacyjną i otwartą postawą zbierzemy owoce i już do takich zachowań nie dojdzie. Zresztą nienawiści na tym świecie jest pod dostatkiem, trzeba postawić na miłość.
Ten bandzior z Burzum nie poszukiwał Prawdy w Kościele, tylko podkładał ogień pod kościoły.... więc gdzie miał ową Prawdę znaleźć? Tylko ze względu na dziwne prawo w Norwegii ktoś taki chodzi po wolności. Oczywiście należy być otwartym, ale trzeba zrozumieć swoje przewiny. Myślisz, że taki Varg Vikernes to zrozumiał? Jakim on jest przykładem dla młodych....
Nie wiem co siedziało w Vargu i co on myślał. Wiem jedno, nienawiścią nie zwalczysz nienawiści. Sam kiedyś nienawidziłem Kościoła i chrześcijan. Wydawała mi się to martwa religia i jakiś brudny biznes. Teraz opieram swoje życie na nauce Jezusa a On przecież mówił jasno: „przebacz im bo nie wiedzą co czynią”. Jezus był bity, opluwany, znienawidzony, tak jak te podpalane parafie, ponieważ mówił prawdę i żył w prawdzie. To czysta prawda. Nie bronię tutaj Varga czy takich patologicznych zachowań, po prostu chodzi oto, czy jesteśmy w stanie kochać tych co nienawidzą?
Jesteś częścią kapeli Frost Like Ashes, która potrafi potępiać aborcję. Jakie masz prywatnie zdanie nt. kwestii ochrony życia nienarodzonych?
Wiesz, mam swoje dzieci i nie widzę takiej możliwości by zezwolić na ich śmierć! To potworne! Ponieważ bardzo je kocham i uważam, że takiego szczęścia jak własne dzieciaki nie da się kupić. To dar od Boga.
Christian black metal nie jest w Polsce popularny, wasza twórczość zdobyła większy rozgłos za granicą. Z czego to wynika?
W Polsce metalowa muzyka nigdy nie była popularna i to już nawet nie chodzi o chrześcijański metal, w tym kraju rządziło disco polo (śmiech).
Mieszkasz w Stanach, prowadzisz studio muzyczne, jak tam ludzie postrzegają holy black metalową scenę?
W Stanach jest to zupełnie inna bajka tu żyją prawie sami rock'n rollowcy (śmiech). Scena unblackowa jest tutaj tolerowana i wspierana, ludzie widzą tego owoce i co najważniejsze Jezus jest głoszony, chociaż sporo tutaj chrześcijańskiego deathcore, emo, screm, (śmiech).
Wiele zespołów christian black metalu (np.: Slechtvalk ) odwołuje się albo stylizuje na kulturę Wikingów. Dlaczego nie akurat późnośredniowieczne rycerstwo? Skąd taka „zajawka”?
W tamtym okresie rządziło prawdziwe męstwo i duch walki. To był okres w którym pogaństwo mieszało się z chrześcijaństwem. Wiara wtedy miała duchowy wyraz.
Dzięki za wywiad
Dzięki
Rozmawiał Michał Zawisza Bruszewski