Po brutalnych pacyfikacjach protestów na Białorusi mają miejsce przypadki zwalniania się milicjantów i żołnierzy ze sużby. Kilka takich historii zebrał portal TUT.BY. Byli już funkcjonariusze opowiadają, dlaczego nie chcą uczestniczyć w akcjach przeciw demonstrantom.

Władysław Newdach, były dzielnicowy w Brześciu: "Jeszcze przed wyborami mieliśmy ćwiczenia, wystawiano nas z pałami i tarczami, trenowano rozpędzanie tłumu. (...) Minął tydzień i 8 sierpnia byłem na liście - tych, którzy mieli iść na plac w razie protestów, otrzymałem specjalny ekwipunek. Po tym poszedłem do naczelnika komendy i powiedziałem, że nie chcę w tym brać udziału - zrozumieli mnie i skreślili z listy. Dzień wyborów, 9 sierpnia, spędziłem na komisji wyborczej, od 10-ego pełniłem służbę jako ochrona w budynku komendy wojewódzkiej. 11 i 12 sierpnia zostałem skierowany do pełnienia służby w areszcie śledczym, miałem zajmować się zatrzymanymi, których miałem doprowadzać na rozprawy sądowe. (...) Jak zrozumiałem, padło rozporządzenie z góry - żadnej litości. W pierwszym dniu doprowadziłem na rozprawy gdzieś z 20 osób, z nich 19 zupełnie przypadkowych, którzy nie brali udziału w akcjach i zostali przypadkiem zatrzymani. Typowa sytuacja: “Wyszedłem na ulicę, nie zdążyłem zorientować się, jak zwinęli mnie funkcjonariusze”. Ale najbardziej dotknęła mnie ta historia. Wśród zatrzymanych był inżynier jednego z największych zakładów Brześcia, ma 52 lata, człowiek inteligentny i porządny. 9 sierpnia zaginął jego syn, więc przyszedł na komendę, został przeprowadzony do funkcjonariusza, który pełnił dyżur, ten powiedział, prosze czekać. Mija czas, nie udzielono mu żadnych informacji, więc ojciec pyta dyżurnego znów: “Gdzie jest mój syn?” I mu mówią: “Chodź, pokażę ci”. Przeprowadzili go do celi - oto twój syn, i zamykają za nim kraty. (...) Jedna kobieta została zatrzymana po prostu za to, że miała białe i czerwone kolory w ubraniu. I to było ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy. Złożyłem raport o zwolnienie. I natychmiast poleciały pogróżki w moim kierunku. Czytałem, że chcą mi spuścić łomot, i nie mogłem uwierzyć, że to chłopaki, z którymi pełniłem służbę. (...) Nigdy nie chowałem swojej twarzy, pełniłem służbę wzorowo i nie zamierzam łamać prawa, wykonując zbrodnicze rozkazy. (...) Mam takie wrażenie, że żyjemy w czasie wojny, a nie pokoju. Dostajemy zgłoszenia o ranach postrzałowych w twarz, kiedyś z tego powodu bylibyśmy wszyscy w trybie pilnym zmobilizowani, a teraz nikt na to nie zwraca uwagi, ponieważ wszyscy są zajęci tłumieniem protestów. (...) Kiedy ludzie pytali, za co zostali zatrzymani, odpowiadano im “A po ch*** wychodziliście?!” Kiedy rodzice pytali, za co dzieci zostały zatrzymane, odpowiadano: “A po jakiego ch*** puszczaliście?!”. Kiedy zobaczyłem zdjęcia pobitych ludzi, byłem zszokowany. Nie wiem, czym można uzasadnić taką agresję."

 

Arciom Nikulin: pracował jako funkcjonariusz milicji w dziale zwalczającym przestępstwa gospodarcze w komendzie rejonowej w Grodnie: "Tuż przed wyborami znajdowałem się w rezerwie, ale mogła nadejść ta godzina zero, kiedy musielibyśmy wszyscy wyjść z tarczami. Kiedy zobaczyłem to, co było po zatrzymaniach, powiedziałem, że nie godzę się na to. (...) Nie rzucano mi kłód pod nogi, zwolniłem się za porozumieniem stron, spłaciłem już około 6300 rubli (ok 10 tys zł - przyp. red) za to, że nie odpracowałem do końca umowy. (...) Nadeszła niesamowita fala wsparcia, nieznani ludzie pisali i dzwonili, proponowali pomoc - kursy, pracę, wsparcie finansowe, zebrali około 4 tysięcy rubli. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim tym ludziom. Kiedy oglądam te wszystkie zdjęcia pobić ludzi, jest to po prostu straszne. Rozumiecie Państwo, istnieją standardy prawne, które, moim zdaniem, powinny być przestrzegane wszędzie i przez wszystkich. (...) W kodeksie “O funkcjonowaniu organów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych” są dokładnie rozpisane sytuacje, w których funkcjonariusze mają prawo użyć środków przymusu bezpośredniego (...)."

 

Vitali Bieliżenko, przez 17 lat zajmował różne stanowiska w komendzie okręgu Pierwomajskiego w Witebsku, m.in. starszy śledczy i zastępca kierownika działu kryminalnego: "TUT.BY zamieszczał artykuł na temat obserwatorów, którzy zostali zatrzymani w szkole, a potem ich zwolniono i przeproszono. To ja ich przepraszałem, ja zwalniałem, dlatego że to naprawde komiczne, kiedy tak bez powodu zatrzymują ludzi, którzy jedynie chcą być obserwatorami. Dalej - nieproporcjonalne użycie siły w stosunku do pokojowych demonstrantów. Zwolniłem się z powodu nieuzasadnionego opuszczania stanowiska pracy 13 sierpnia, nie miałem po prostu innego wyjścia. Muszę zwrócić 6 tysięcy rubli, ponieważ nie pracowałem do końca umowy. Naczelnik komendy wojewódzkiej miał normalne podejście do mojej decyzji, to w porządku człowiek i zawsze przestrzegał prawa, podziękował mi za pracę, dlatego że zawsze pracowałem bez zarzutów, powiedział: “To twoja decyzja, rób, jak uważasz”. (...) Kiedy przywozili zatrzymanych, takich jak tamci obserwatorzy czy zatrzymanych za “nielegalne manifestacje”, mówiłem wprost, że nie będę pisał takich protokołów, mogą to potwierdzić wszyscy, z kim pracowałem, że zawsze byłem przeciwny podobnym sytuacjom. Nie było tak, że czegokolwiek mnie pozbawiono w odwecie, zawsze można powiedzieć “nie”, zawsze istnieje wybór. I teraz zdecydowałem o odejściu ze służby, cała rodzina mnie podtrzymała. Wytłumaczyć, dlaczego funkcjonariusze przejawiają takie okrucieństwo, nie potrafię, ale kiedy zobaczyłem zdjęcia pobitych ludzi, byłem zdruzgotany."

 

Anonimowy pracownik Akademii Wojskowej: "Rozumiałem od samego początku, że odpracuję tu pięć lat i nie przedłużę umowy, ponieważ nie widziałem dla siebie żadnych perspektywy w wojsku, - opowiada. - W efekcie nie odpracowałem nawet tych pięciu lat z powodu tego, co się działo przed wyborami. Dwa miesiące przed wyborami dowiedziałem się, że zamierzają użyć 700 studentów Akademii wojskowej do rozpędzania demonstrantów (łącznie mamy około 1,5 tysiąca studentów), wpłynął taki rozkaz. Natychmiast powiedziałem, że nie będę brał w tym udziału, ponieważ uważam, że wojskowi nie powinni bić ludzi. (...) Grożono mi, że zostanę oskarżony o dezercję. Ale wszystko, co się teraz dzieje, nie jest ludzkie. Również nie podoba mi się wszystko, co się teraz dzieje w wojsku po moim odejściu. Jak młodzi chłopcy to odbierają? Po prostu niczego nie rozumieją, byłem taki sam podczas studiów. Nie dociera tam informacja z zewnątrz, zabierają telefony, ale teraz chłopaki potrafią je lepiej chować, niż my, kiedy studiowaliśmy. Ale robią z ludzi zombi w taki sam sposób: ideologowie pracują ciągle, szczególnie przed wyborami, mówią, że potrzebna jest stabilność, zobaczcie, ile wszystkiego Aleksander Łukaszenka zrobił przez te 26 lat, przypomnijcie, w jakim stanie było wszystko w połowie lat 90ch. (...) Nie sądzę, że tych strasznych pobić dokonali studenci Akademii Wojskowej, ponieważ większość z nich to dzieciaki. Prędzej uwierzę, że to poborowi, którzy zwolnili się i wstąpili do OMONu. Ale nikt nie zmusza ich do pałowania ludzi. Jestem przekonany, że żaden dowódca, żaden kierownik nie wydał takich rozkazów. Po prostu to poczucie bezkarności. Dokonali tego raz, nikt ich nie ukarał, więc robią co chcą. Zwolniłem się z wojska miesiąc przed wyborami, ponieważ zrozumiałem, że mogę zostać wciągnięty we wszystko, co teraz się dzieje. Jestem przeciwnikiem obecnego reżimu, który panuje w wojsku, nikt nawet nie przypuszczał, że coś takiego będzie się działo. Odpowiadać za to, co się dzieje, będą młodzi chłopcy, takich przypadków w wojsku jest bardzo dużo, także nie będę zaskoczony, jeśli wielu tych chłopaków później pójdzie siedzieć. (...) Pracuję teraz jako deweloper, uczyłem się angielskiego podczas studiów, ukończyłem kursy IT. Z pensji, którą dostaję, połowa idzie na opłacenie studiów na Akademii wojskowej. Nie da się spokojnie patrzeć na tę rzeźnię, która się dzieje. Wiedziałem, że tak się skończy. Ponieważ - skoro wybory miały być uczciwe - po co przygotowywać się do rozpędzania demonstracji dwa miesiące przed wyborami."

tpol, tut.by, voiceofbelarus.com