Oficjalnym powodem skargi Czech ws. Kopalni Turów jest to, że rzekomo powoduje ona wysychanie wód gruntowych w Czechach. Przeprowadzone badania zaprzeczyły jednak tej tezie. Tymczasem ekspert rynku OZE z Instytutu Jagiellońskiego Piotr Rudyszyn już wiele miesięcy temu alarmował, że elektrownia jest nie na rękę zagranicznym biznesmenom. Jej zamknięcie zmusiłoby Polskę do kupowania energii – najpewniej z elektrowni należących do czeskich oligarchów.

W piątek Trybunał Konstytucyjny nakazał natychmiast zaprzestać wydobycia węgla brunatnego w Kopalni Turów. Zastosowany środek tymczasowy ma związek ze sporem między Polską a Czechami, które uważają, że wydając koncesję na dalsze wydobycie Polska złamała przepisy unijne. Zgodnie z orzeczeniem Polska nie może wydobywać węgla w tej kopalni aż do czasu rozstrzygnięcia sporu.

Zamknięcie Kopalni Turów oznacza zamknięcie Elektrowni Turów, która odpowiada niekiedy nawet za 10 proc. polskiego zapotrzebowania na prąd. Wykonanie decyzji TSUE oznaczałoby więc, że Polska musiałaby to zapotrzebowanie pokryć w inny sposób - kupując energię. Najbliższe elektrownie są w Czechach i Niemczech. Przy tym, zarówno niemieckie jak i czeskie należą do czeskich oligarchów.

- „Decyzją TSUE byłem bardzo zaskoczony, bo nie jest ona adekwatna do tego, co się dzieje. To strzelanie armatą do nie swojego wróbla. Z kolei nie zaskakuje mnie tocząca się rozgrywka czeskich oligarchów, dla których Polska jest jednym z największych konkurentów”

- mówi w rozmowie z portalem tvp.info.pl Piotr Rudyszyn.

- „Czechy są niewielką oligarchią, w której nikogo nie dziwi, że najbogatszy obywatel jest premierem”

- wskazuje.

Zdaniem eksperta z Instytutu Jagiellońskiego „czescy oligarchowie zacierają ręce, a najbogatszym z nich jest premier kraju”.

kak/tvp.info.pl