1. Jest jedna cnota, bez której nie można sobie wyobrazić ludzkiego życia, cnota, która łagodzi napięcia, rozwija inicjatywę, popycha ludzi do bohaterskich czynów, jest motorem wszelkiego ludzkiego działania. Cnota, która jednoczy ludzi i narody ze sobą, a tej cnocie na imię: miłość.

Jeśli Chrystus w dzisiejszej ewangelii na pytanie uczonego w Piśmie, które jest największe przykazanie, odpowiedział, że jest nim przykazanie miłości bliźniego i Boga, chciał przez to powiedzieć, że bez tego przykazania nie można sobie wyobrazić ludzkiego życia.

Ale właściwie, co to jest miłość? Najtrudniejsze do odpowiedzi pytanie. Można powiedzieć, że Chrystus odpowiedział na nie, nie tyle słowami, ile całym swoim życiem. Dlatego mógł pod koniec swojego życia powiedzieć że: „większej miłości nikt nie ma jak ten, kto życie swoje daje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Dlaczego mamy obowiązek kochać Boga?

2. Bo On nas pierwszy umiłował. Z miłości ku nam stworzył świat i oddał go człowiekowi pod panowanie. Człowieka uczynił swoim obrazem i wywyższył go ponad wszelkie stworzenia. Wysyłając go w drogę życia, wyposażył go w najwspanialszy dar: swoją boską przyjaźń. Ale człowiek nie docenił tego daru. Przez grzech zerwał tę przyjaźń i odszedł od Boga. Ale co ważniejsze, Bóg nie odszedł od człowieka. W trosce o jego zbawienie i szczęście, obiecał zesłać Odkupiciela. Jeszcze w raju go obiecał. A potem zapowiadał nieustannie jego przyjście przez patriarchów, proroków i mędrców. I kiedy obiecany Zbawca przyszedł, zaświadczył swoją nauką i swoim życiem o miłości Boga do człowieka. W rozmowie z Nikodemem, o czym pisze św. Jan Ewangelista, Jezus odkrył rąbek tajemnic bożych. Oświadczył mu otwarcie, że: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). W istocie rzeczy miłość Jezusa do człowieka nie miała granic.

Pragnąc podkreślić jej nieprzemijającą wartość, Jezus zalecił ją swoim uczniom, a przez nich nam wszystkim w swoim testamencie, tj. w swojej arcykapłańskiej modlitwie wygłoszonej na krótko przed swoją śmiercią w Wieczerniku. Oświadczył im wtedy: „Jako mnie umiłował Ojciec i ja was umiłowałem, trwajcie tedy w miłości mojej” (J 15,9). Prośbę tę Jezus wypowiedział we Wielki Czwartek wieczorem, a w Wielki Piątek już nie żył. Umierał świadomie. A kto umiera świadomie, ten przed śmiercią .nie porusza błahych spraw. Mówi o tym, co mu najbardziej leży na sercu. A co Jezusowi najbardziej leżało na sercu? O czym chciał, żebyśmy po Jego śmierci pamiętali? Chciał, byśmy zawsze pamiętali o tym, co ś w. Jan tak pięknie określił: „Bóg jest miłością”, a my mamy obowiązek wierzyć tej miłości. Mamy uwierzyć jej i żyć tą miłością do końca naszego życia, by kiedyś, po najdłuższym naszym życiu, tę Miłość własnymi oczyma oglądać w wieczności.

3. Uczony w Piśmie z dzisiejszej ewangelii, pytający Chrystusa o największe przykazanie dowiedział się od Niego nie tylko tego, że jest nim miłość, ale jeszcze usłyszał, jaką ona zajmuje rolę w hierarchii wszelkich wartości. Jezus powiedział mu, że „miłować Go (tj. Boga) całym sercem... daleko więcej znaczy, niż wszełkie całopalenia i ofiary” (w. 33).

Chrystus jakby chciał mu przez to powiedzieć, że dobrą rzeczą jest modlitwa, wspaniałą składanie ofiar, niezwykle ważną dobroć i życzliwość dla drugich, ale te wszystkie wartości bledną wobec jednej wartości, którą jest miłość Boga. Ona jest najważniejszą i najwspanialszą cnotą. Bez niej życie ludzkie nie miałoby najmniejszego sensu. Opromienione nią otwiera człowiekowi już tu na ziemi niebo.

Wiedział o tym dobrze św. Augustyn, dlatego snując na ten temat refleksje, postawił swoim słuchaczom pytanie? Powiedz mi, co ty miłujesz, a ja ci powiem kim jesteś. Jeśli niebo miłujesz, niebem jesteś, jeśli ziemię miłujesz, ziemią jesteś, jeśli Boga miłujesz, Bogiem jesteś.

Musimy sobie my dziś postawić takie pytanie: co my właściwie miłujemy, co nosimy w zakamarkach naszego serca? Jakie są nasze najskrytsze pragnienia i myśli, a sumienie, ten najlepszy sejsmograf naszej duszy udzieli nam na te pytania najlepszej odpowiedzi. Powie nam za św. Pawłem, że gdybym „mówił językiem ludzi i aniołów... i gdybym znał wszystkie tajemnice i posiadał wszelka wiedzę, i gdybym miał taką wiarą, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym...” Tylko miłość, tylko ona jedna coś znaczy, poza nią nic nie ma znaczenia, św. Paweł kończy swój hymn o miłości słowami: teraz trwają te trzy: wiara nadzieja i miłość, ale z nich największa jest miłość (1 Kor 13). Nie potrzeba więcej wyjaśnienia.

Potrzeba jednej rzeczy: potrzeba żyć miłością. Potrzeba wprowadzić ją we wszystkie detale naszego życia. W takim ustawieniu sprawy rozumiem pytanie Chrystusa skierowane do Piotra na krótko przed mianowaniem go pierwszym papieżem: „miłujesz mnie więcej aniżeli inni?” Piotr odpowiada: „tak Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję”. A jeśli tak to: „paś baranki moje, paś owce moje, paś owieczki moje”. Chrystus przyjął wyznanie Piotra i stwierdził, że ono jest wystarczające, aby Piotr mógł Go godnie reprezentować na ziemi. Ono wystarczy za wszystko, bo miłość jest wszystkim.

4.. Moi Drodzy! W każdą niedzielę przychodzimy do kościoła. Przychodzimy tu, aby uczestniczyć we mszy św. Ale również przychodzimy i w tym celu, aby poznać jak wielka jest miłość Chrystusa do nas. Pragniemy od tej Jego miłości zapalić nasze serca i Jego miłością przepełnić całego siebie. Prośmy Go dzisiaj o to gorąco. Amen.

ks. Stanisław Grzybek

(Tekst pochodzi z książki "Wierzcie w Ewangelię. Homilie na rok B" wydanej przez Polskie Towarzystwo Teologiczne)

źródło: liturgia.wiara.pl