Fronda.pl: Kardynał Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, twierdzi, iż skupienie się Kościoła na problemach społecznych czy politycznych, przy zaniedbaniu ewangelizacji, może prowadzić nawet do schizmy. Czy to obecnie grożące niebezpieczeństwo Kościołowi?

Ks. dr hab. Stanisław Wronka: Trzeba chyba się zgodzić z kardynałem Sarahem, że Kościół dzisiaj skupia się bardzo na problemach społecznych i politycznych: pokoju, sprawiedliwości, ubóstwie, imigrantach…, tak że niekiedy może się wydawać, iż jest to jego podstawowa misja. Ewangelizacja schodzi na dalszy plan jako kwestia mniej paląca czy nawet zbyteczna. Kardynał słusznie uważa to za błąd, bo perspektywa ewangeliczna jest odwrotna. Pan Jezus przede wszystkim nauczał, głosił Ewangelię, przedstawiał pewną wizję rzeczywistości, nieograniczoną tylko do wymiaru doczesnego. Jeśli rozmnażał chleb dla głodnych słuchaczy, przywracał zdrowie chorym czy nawet wskrzeszał umarłych, to były to działania doraźne, nieobejmujące wszystkich, służące uwiarygodnieniu Jego nauki. Celem Jego misji nie była likwidacja głodu, cierpienia i śmierci na ziemi. Problemy te pozostały po Jego odejściu do Ojca. W czasie kuszenia Jezus wyraźnie ustawił hierarchię wartości: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4). Odwracanie tej hierarchii ma w sobie coś diabelskiego i rodzi zamieszanie wśród chrześcijan, niszczy ich jedność, której nie można zbudować trwale tylko w oparciu o bazę materialną. Trudno mi powiedzieć, czy ta sytuacja może doprowadzić do schizmy w Kościele. W środowisku, w którym się obracam, czy ogólnie w Kościele w Polsce nie dostrzegam póki co takiego zagrożenia, ale być może Kardynał ma szerszy ogląd i widzi takie niebezpieczeństwo w niektórych krajach.

Nie można popadać w skrajności i pomijać społecznej misji Kościoła, np. pomocy ubogim?

Oczywiście, równolegle z głoszeniem Ewangelii i sprawowaniem Sakramentów musi iść działalność charytatywna i troska o sprawiedliwość i pokój w świecie. W Ewangelii ważne jest odniesienie do Boga i odniesienie do człowieka, zgodnie z podwójnym przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Być może w przeszłości Kościół nie angażował się dostatecznie w kwestie społeczne, pozostawiał tę domenę innym, skupiony na wymiarze duchowym, transcendentnym. Dzisiaj natomiast widzimy u chrześcijan pewne osłabienie wymiaru duchowego i koncentrację na materialnych potrzebach człowieka. Potrzebna jest tutaj równowaga, synteza, której symbolem w Ewangelii są siostry Maria i Marta z Betanii. Priorytetem jest słuchanie słowa Jezusa i więź z Nim, ale nie może też zabraknąć codziennej posługi. Musimy ciągle szukać takiej syntezy w konkretnych warunkach życia.

Jeśli chodzi o skupianie się Kościoła na problemach społecznych i politycznych np. w Afryce, to chyba nikogo nie dziwi. Kard. Sarah mówi jednak, że oprócz chleba potrzeba tam głoszenia Ewangelii. Czy szczególnie ostro nie widać tego na przykładzie Europy, która opływa w dostatki materialne, ale odchodzi od Ewangelii?

W sytuacji biedy materialnej, głodu, braku odzienia i dachu nad głową, jak to ma nierzadko miejsce w krajach Trzeciego Świata, trudno mówić o Bogu i wartościach duchowych, nie starając się zaradzić tym elementarnym potrzebom ludzi. Ale nie można ograniczyć pomocy tylko do potrzeb materialnych, bo człowiek potrzebuje też strawy duchowej, sensu swojej egzystencji, perspektywy ostatecznego zbawienia. Braki materialne nie stanowią przeszkody w głoszeniu wartości duchowych, w jakimś stopniu otwierają człowieka na nie. Nie bez racji Jezus nazywał ubogich błogosławionymi. O tym, że zaspokojenie samych potrzeb materialnych nie wystarcza, widać po ludziach zamożnych, którzy odeszli od ducha Ewangelii. Widać w nich pewną dezorientację, pustkę, niepewność, pokrywaną czasem arogancją i wulgarnością, bo utracili punkt oparcia i szerszy horyzont. Można w ich wypadku mówić o biedzie duchowej, której wyrazem jest między innymi niska sztuka, którą tworzą.

Jakie zatem powinny być działania Kościoła, by ustrzec się groźby schizmy?

Głęboka i trwała jedność jest możliwa tylko w Chrystusie. Jedność budowana na ludziach i na wartościach doczesnych okazuje się nietrwała, jest skazana na porażkę. Widać to choćby na przykładzie Unii Europejskiej, która założona na wartościach ewangelicznych, dzisiaj przeżywa głębokie podziały na skutek odchodzenia od tych wartości. Dlatego chrześcijanie powinni starać się być blisko Jezusa, rozumieć coraz lepiej Jego Ewangelię, uczyć się od Niego otwartości na Boga i na drugiego człowieka. Wówczas będą mogli przezwyciężać różne podziały i budować trwałą jedność, której konkretnym urzeczywistnieniem jest zgromadzenie na niedzielnej Eucharystii. Ta wspólnota niedzielna jest nie do przecenienia. Dzisiaj wielu chrześcijan ją lekceważy, co skutkuje osłabieniem spoistości Kościoła i jego oddziaływania w świecie. Jeśli chrześcijanie odegrali tak wielką rolę w historii, to między innymi dzięki temu, że systematycznie gromadzili się w kościołach. Przypominali sobie tam o prymacie Boga i spotykali się ze sobą. Trudno o jedność wśród braci pozbawionych ojca i żyjących oddzielnie. Kościół potrzebuje jedności w nauczaniu wiary i moralności oraz w życiu i działaniu. Inaczej będzie podzielony i rozproszony, a tym samym słaby i nieprzekonujący.

Dziękujemy za rozmowę.