Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W Watykanie, na obchodach 60-lecia Traktatów Rzymskich pojawił się szef rządu Luksemburga Xavier Bettel z tzw. mężem. Parę homoseksualiną powitał serdecznie arcybiskup Georg Gänswein. Jakie są wrażenia Księdza w związku z taką informacją?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Zastanawiam się czy coś się zmieniło w Ewangelii, na przykład w opisie życia św Jana Chrzciciela. Jak wiadomo, miał on odwagę ostro skrytykować króla Heroda - Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». Wydawało mi się, że ten przykład raz na wieki wyznaczył naukę Chrystusa i Kościoła – w sprawach moralności nie ma miejsca na pakty, konwencje, dyplomacje ze złem. Jan naraził się Herodowi, radykalnie, bo oddał za swoją krytykę, wynikającą z prawa moralnego, swoje życie. Nie miałbym za złe hierarchom watykańskim, by narazili się władcom Europy w tej kwestii.

Na marginesie jednak pozwolę sobie zauważyć, że Biskup Rzymu w swoim przemówieniu do elity politycznej Europy mówił o potrzebie wsłuchiwania się instytucji unijnych w głos ludzi, człowieka. Otóż powiem jasno i wyraźnie – ja oczekuję tego, by zarówno przywódcy polityczni, jak i kościelni wsłuchiwali się w głos Boga, albowiem „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29)

Z czego może wynikać wylewne powitanie pary homoseksualnej przez papieskiego arcybiskupa Gänsweina - czy takie zdjęcia mogą szokować katolików?

foto: źr. screen ze strony www.wort.lu

Próbuję zrozumieć tę scenę i odczytać te obrazy w kategoriach kurtuazji, dyplomacji, dobrego gestu. Ale nie mogę. Ona raczej mieści się w aktualnej strategii lansowanej w Kościele – strategii otwartości. Problem w tym, że taka otwartość na zło i patologię staję się zamknięciem na Boga i Jego naukę. Wiem, że to brzmi bulwersująco i obrazoburczo, ale niestety nie mogę cofnąć tych słów, choć mnie samego one bolą i ranią.

Wciąż słyszę w ostatnich latach o otwieraniu się na ludzi zaangażowanych czynnie w zło – na islamskich nachodźców zagrażających naszej wierze i istnieniu, na związki cudzołożne, na związki homoseksualne, które roszczą sobie pretensje do bycia małżeństwami, na luterańskie pomysły reformy Kościoła. Tylko pytanie, które sobie stawiam brzmi – kto potrzebuje tego otwarcia i kto na nim korzysta? Przywołane obrazy jednoznacznie wywołują skojarzenie legitymizacji tych związków, to jest sankcjonowanie czegoś, co nie może być w Kościele sankcjonowane. Chrystus, dobry Pasterz, miłosierny Pasterz, nie wahał się piętnować ostro ludzi czyniących zło. Nie wahał się mówić określonym sprawcom czynów – „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!”. Wiem, że te słowa nie dotyczą homoseksualistów, ani nawet promotorów lobby homoseksualnego, ale idzie o samą zasadę – otwartość Chrystusa nie jest bezkrytyczna.

Czy nie powstaje w ten sposób wrażenie, że w Kościele akceptuje się związki osób tej samej płci? Jeżeli rzeczywiście tak by było, to czy katolicy mogliby godzić się z taką sytuacją?

Nie, katolicy mają obowiązek słuchać bardziej Boga niż ludzi, raz jeszcze to powtórzę. Proszę wybaczyć, że w tym miejscu zawieszę tę refleksję, ale tylko dlatego, że wymaga ona dłuższej prezentacji dubiów, czyli wątpliwości wobec obecnego pontyfikatu – a to wymaga osobnej rozmowy.

Dziękuję za rozmowę (c.d.n.)