Były lider Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski wystosował do Adama Michnika pełen gorzkich żalów list otwarty. Kijowski zarzuca Michnikowi, że ten wraz ze swoim środowiskiem nie pomagają mu w wystarczający sposób. List został opublikowany na stronie internetowej Kijowskiego. 

"Wierzę, że wartości, które spowodowały, że się spotkaliśmy i polubiliśmy, nadal są dla nas obu ważne. Co prawda rok temu napisałeś, że nie znajdziesz w najbliższym czasie okienka, żeby ze mną porozmawiać, ale to na pewno wynikało z Twojego napiętego harmonogramu w obronie polskiej demokracji i wolnych mediów" - zaczyna swój list Kijowski.

Kijowski następnie nawiązał do sytuacji białoruskiego opozycjonisty Ramana Pratasiewicza, w obronę któego zaangażowana była Wyborcza.

"(...) podziwiam Twoje wczorajsze wystąpienie w obronie białoruskiego opozycjonisty, Romana Protasiewicza, który został zatrzymany w bezprecedensowej akcji-prowokacji policji politycznej, który jest bity i poniżany, który stał się symbolem walki o Wolną Białoruś" - zwraca się do Michnika Kijowski.

"Podziwiam, ale martwię się i trochę dziwię, że w tym samym czasie nie zauważasz tego, co się dzieje w Twoim kraju, w Polsce" - pisze dalej Kijowski.

Kijowski dodał następnie, że w Polsce również toczy się walka o wolne media i praworządność. "Kiedyś Ty walczyłeś o te wartości w Polsce. Dzisiaj inni prowadzą tę walkę i liczą na Twoje wsparcie. Wsparcie oparte na doświadczeniu, na świadomości, na przywiązaniu do wartości. Mam zaszczyt i przyjemność z takimi ludźmi być na ulicach Warszawy i innych miast Polski od prawie sześciu lat" - twierdzi Kijowski.

Następnie Kijowski żali się na okrutne prześladowania, których doświadcza z rąk "reżimowej prokuratury".

"Zostałem oskarżony o przywłaszczenie kilkudziesięciu tysięcy złotych i o poświadczenie nieprawdy w dokumentach finansowych. Zostałem skazany nie za przywłaszczenie, ale za te nieszczęsne dokumenty – sąd I instancji uznał, że nic nie przywłaszczyłem. Wczoraj odbyła się apelacja. Twoja Gazeta nie była zainteresowana, co się dzieje ze mną, którego kiedyś niemal nosiliście na rękach" - zarzuca Michnikowi były szef KOD.

Kijowski stwierdził następnie, że winę za jego niepowodzenia życiowe i zawodowe ponosi depcząca mu po piętach władza, która nie pozwala mu znaleźć pracy nawet w sektorze prywatnym.

"Jako przyjaciel na pewno jesteś zainteresowany, co się u mnie dzieje. Otóż od czterech lat nie mogę znaleźć żadnego źródła utrzymania. Wysyłam liczne zgłoszenia do pracy w obszarach, w których przez lata pracowałem, a także na stanowiska, do których większość z nas ma kwalifikacje, jak kasjer, kierowca, kurier – nie otrzymuję żadnej odpowiedzi. Bo odważyłem się wystąpić przeciwko władzy" - twierdzi Kijowski.

Ponadto przywołał przykład Lesława Maleszki, który został zatrudniony przez Agorę, kiedy udowodniono mu współpracę ze służbami PRL.

jkg/pap