Portal Gościa Niedzielnego opublikował interesujący wywiad z Andersem Arboreliusem
, biskupem Szwecji. Szczególnie warto przytoczyć fragmenty ilustrujące sytuację Kościoła katolickiego w tym kraju: "Mimo iż jestem biskupem z 14-letnim stażem, w Szwecji jestem prawie zupełnie anonimowy. Zazwyczaj jeżdżę metrem, czasem ktoś mnie rozpoznaje, pozdrawia. W Szwecji religia jest zepchnięta na margines, a Kościół katolicki od czasów reformacji nie cieszy się dobrą opinią. Gdy imigranci mówią, że są katolikami, można to jeszcze zrozumieć, ale Szwed katolik to dla wielu ciekawostka. Nieraz, gdy mówię, że jestem katolikiem, słyszę: Naprawdę jesteś Szwedem? Takim prawdziwym? (śmiech) Dużo łatwiej rozmawia się z młodymi ludźmi. Większość ma niewielką wiedzę na temat wiary, ale też dzięki temu mniej uprzedzeń. Obserwujemy to, gdy przyjmujemy wycieczki uczniów w ramach zajęć z religioznawstwa. Ale młodzi ludzie to ogromne wyzwanie. Dzieci imigrantów chcą zawsze upodabniać się do swoich rówieśników, chcą być jak najbardziej szwedzcy, nowocześni. Bycie katolikiem kłóci się z tym obrazem."

Dalej możemy przeczytać o tym jak w przeszłości wyglądała sytuacja katolików w silnie protestanckim i antykatolickim kraju. Dziś po prostu zateizowanym: "Od 1617 roku katolikom groziła w Szwecji kara śmierci. Dopiero pod koniec XVIII w. pozwolono osiedlać się katolikom z innych państw, rodzimym Szwedom nadal nie wolno było przechodzić na katolicyzm. Katolicy nie mogli wykonywać pewnych zawodów, do 1953 roku nie mogli być nauczycielami w szkołach podstawowych. Gdy kształtowała się państwowość Szwecji, działo się to w opozycji do Kościoła katolickiego i do tej pory czuć dziedzictwo tej polityki. Jako biskup dostaję czasem pełne wrogości mejle od prywatnych osób, które są bardzo negatywnie nastawione do katolików."

Biskup udzielił też ciekawej odpowiedzi na pytanie czy radykalny liberalizm hierarchii państwowego Kościoła Szwecji skłania ludzi do Kościoła katolickiego: "Rocznie katolikami zostaje w Szwecji około 100 osób, jest to raczej stała liczba. Są to osoby z wolnych Kościołów, intelektualiści, muzułmanie, księża protestanccy, pastorki. Zwiększa się liczba chrztów osób dorosłych. Coraz częściej o chrzest proszą dzieci imigrantów. Ich rodzice po przyjeździe do Szwecji zdystansowali się od Kościoła i nie przekazali swoim dzieciom wiary. Ci młodzi ludzie odnaleźli ją dopiero jako dorośli. Są też przypadki dzieci adoptowanych przez szwedzkich niewierzących rodziców. W Szwecji wiele par adoptuje dzieci z zagranicy, ponieważ w kraju brakuje szwedzkich niemowląt do adopcji. Często są to dzieci z państw katolickich, z Kolumbii, Filipin, Wietnamu. Ich tożsamość jest potem nieustannie kwestionowana. Nie wyglądają przecież jak swoi rodzice. Wszyscy pytają: „Skąd jesteś?”. Nie wszyscy radzą sobie z takim poczuciem wykorzenienia. W tej grupie można zaobserwować dużo większy wskaźnik prób samobójczych. Często gdy ci ludzie jako dorośli próbują odnaleźć swoje prawdziwe korzenie, znajdują, zupełnie przypadkiem, Boga. Oni tak naprawdę wyssali przecież wiarę z mlekiem matki, dopiero potem przeniesiono ich do innego kraju. Na katolicyzm przechodzą też całe zgromadzenia zakonne. Mamy w Szwecji 3 takie przypadki: dwa zgromadzenia mniszek benedyktyńskich oraz jedno braci franciszkanów. To zgromadzenia, które powróciły do Szwecji na początku XX wieku. Po reformacji do 1977 roku działalność klasztorów była oficjalnie zakazana, ale próbowano to ominąć, nazywając klasztory domami dla gości albo ośrodkami wypoczynkowymi. W tych klasztorach pojedyncze osoby stopniowo przyjmowały elementy wiary katolickiej, a potem zaczęły one dominować. Decyzje o konwersji były dla tych zgromadzeń naturalną koleją rzeczy.


oprac. ToR/gosc.pl