Sotto il Monte – Ca’Maitino, 1 stycznia 2014
Rok ogłoszenia Jana XXIII świętym

Z niewypowiedzianą wdzięcznością pozdrawiam papieży, których Jan XXIII spotkał w swoim życiu: papieża Piusa X, który 11 sierpnia 1904 roku przyjął księdza Angela Roncallego w Watykanie i po celebracji Mszy prymicyjnej w Grotach Watykańskich życzył mu, aby jego posługa „była przyczyną pociechy dla Kościoła powszechnego”; papieża Benedykta XV, którego życzeniem w 1920 roku było, aby ksiądz Roncalli pracował w Rzymie w Kongregacji Rozkrzewiania Wiary; papieża Piusa XI, który wysłał go jako swego przedstawiciela do Bułgarii, Turcji i Grecji; papieża Piusa XII, który go wyznaczył na nuncjusza we Francji, a potem mianował kardynałem i uczynił patriarchą Wenecji. Pozdrawiam również papieża Pawła VI, który doprowadził do końca Drugi Sobór Watykański, rozpoczęty przez Jana XXIII; papieża Jana Pawła I, który w swoim jedynym orędziu papieskim, jakie wygłosił, podjął jego myśl i mówił o wierności i odnowie; papieża Jana Pawła II, który odwiedził jego rodzinną miejscowość i docenił cnoty i zasługi miejscowych rodzin i ich tradycje, a w stulecie jego urodzin wspaniałą homilią wyprzedził jego beatyfikację; papieża Benedykta XVI, który opiewał jego ewangeliczną prostotę i roztropność; papieża Franciszka, którego wierni nazywają następcą papieża dobroci.

Po raz pierwszy Jana XXIII nazwano „papieżem dobroci” w rzymskiej parafii San Tarcisio w Niedzielę Palmową 7 marca 1963 roku. Kiedy wizytował tamtejszą wspólnotę parafialną, trwała kampania wyborcza, jednak sekretarze rywalizujących ze sobą partii jednomyślnie postanowili usunąć propagandowe transparenty i zastąpić je innymi: „Niech żyje dobry papież!”. Wydarzenie to było przykładem, że można się zjednoczyć przy wspólnym ojcu.

Takie zawołanie nie zamykało papieża w ciasnych ramach jakiejkolwiek dobroci. Na swój sposób wyjaśniają to słowa ambasadora Kanady w Paryżu Georges’a Vaniera, który w imieniu korpusu dyplomatycznego dziesięć lat wcześniej żegnał nowego patriarchę Wenecji, opuszczającego Paryż: „Czytałem, że Bergamo słynęło niegdyś z trzech rzeczy: wytwarzania wina, produkcji jedwabiu i wydobycia żelaza. Wino z Bergamo, Eminencjo, to jakby bogactwo waszego serca i żywotność waszego ducha. Jedwab przypomina waszą delikatność i wyczucie niuansów w służbie dyplomatycznej. Pochodząc z kraju jedwabiu, w żaden sposób nie jesteście, Eminencjo, podobni do tych surowych kardynałów z obrazów Goi. Z zahartowaną siłą słodyczy przypominacie raczej postaci z obrazów Raffaella. Co do żelaza z Bergamo, przywodzi ono na myśl solidność zasad, które inspirują wasze życie, i stałość charakteru, który trzyma się prawdy. (...) Jesteście, Eminencjo, w pełni sił i z pewnością macie przed sobą wiele lat, w których będziecie mogli nadal szczęśliwie pełnić posługę pasterza” (A.G. Roncalli, „Souvenirs d’un Nonce”, Roma 1963).

Przeróżne i znamienne epizody oraz zadziwiające wypowiedzi wybitnych przedstawicieli kultury i religii przekonują, że przejście Jana XXIII przez scenę świata potwierdziło atrakcyjność ewangelicznej dobroci, która od zawsze ma „honorowe miejsce w Kazaniu na Górze: błogosławieni ubodzy w duchu, cisi, wprowadzający pokój, miłosierni, spragnieni sprawiedliwości, czystego serca, cierpiący, prześladowani” („Dziennik duszy”, 1950).

Ze względu na tę dobroć apostolskie przedsięwzięcia Angela Giuseppe Roncallego, zarówno doniosłe, jak i te bardziej skromne i ukryte, wywarły wrażenie na opinii publicznej i nadal wywołują podziw u ludzi.

[koniec_strony]

Kto zatrzyma się przy jego doczesnych szczątkach w bazylice watykańskiej lub przy pamiątkach pozostałych po nim w jego rodzinnej wsi Sotto il Monte, ten zapragnie Go poznać – tajemnicę jego przejrzystego powołania i szeroko zakrojoną posługę pasterską – i pojmie głęboki sens życzliwości, jaką mają do tego syna bergameńskiej ziemi ludzie z całego świata, i wymowę szacunku, jakim go otaczają.

Uważni obserwatorzy dziejów i badacze myśli widzą w nim chrześcijanina, który dał się prowadzić i przemieniać Duchowi Świętemu, by już więcej nie należeć do siebie, lecz by identyfikować się z ubogimi i poniżanymi, których Chrystus wybrał jako pierwszych i posłał na cały świat z orędziem zbawienia.

Tajemnicą sukcesu Roncallego jest tradycyjna, a mimo 
to dynamiczna, formacja i kultura duchowa, które pozwoliły 
mu odnaleźć się w pozornie paradoksalnej sytuacji: między surowym konserwatyzmem a ludzkim i ewangelicznym otwarciem.

Młody uczeń seminarium w Bergamo wychowywał swoją wrażliwość na dziełach starożytnych ojców Kościoła. Gdy był zaledwie czternastoletnim klerykiem, rozpoczął pisanie „Dziennika duszy”, które kontynuował do końca swoich ziemskich dni i nigdy nie zmienił tego zwyczaju. Przez całe życie pozostał młodym księdzem z charakterystyczną i nigdy niezakłóconą harmonią myśli i działania, którą się odbierało w każdym miejscu i w każdym czasie jego posługiwania i rządzenia.

Roncalli był więc kapłanem według szlachetnego, starożytnego wzorca, zakorzenionym w solidnej glebie chrześcijańskiego Objawienia, które nadawało ton i zapał jego służbie. Chciał być naznaczony ogniem zespolenia z Chrystusem i nic go tak nie zajmowało, jak jedno Imię, królestwo Boże i wola Boża.

Gdy modlił się brewiarzem, jego twarz jaśniała zażyłością i radością, wywołanymi czytaniem hymnów, psalmów, fragmentów biblijnych i patrystycznych, tworzących poemat Liturgii godzin. Mszę świętą odprawiał z niewymownym uniesieniem, jak ten, kto żyje nią całą swoją istotą. Był tym samym człowiekiem przy ołtarzu i kiedy od niego odchodził. W pamiętnym przemówieniu do kleru rzymskiego powiedział: „Osoba kapłana jest święta (...). Dobry charakter, gruntowne studia, panowanie nad słowem i zachowaniem są jak płaszcz, który spowija jego człowieczeństwo. Jednak Boże soki potrzebne do życia świętymi tajemnicami i do działania apostolskiego będzie nieustannie czerpał z ołtarza. Jest to bowiem jego miejsce, nade wszystko jemu właściwe. Od ołtarza przemawia do wiernych i zwraca się do nich językiem wypracowywanym na rozmyślaniu słowa Bożego, które wcześniej uczynił swoim. Kapłan ma być w świątyni Pańskiej jak w domu, a święte słowa mszału, brewiarza i obrzędów powinny brzmieć tajemniczą zażyłością jego duszy z duchem Chrystusa” (25 stycznia 1960).

Tym, co przejmuje w tych podniosłych, a przecież jakże oczywistych stwierdzeniach, znajdujących się też w innych podobnych tekstach, jest absolutne przekonanie autora, że autentyczność i płodność jego kapłaństwa zasadniczo zależały od jego osobistego uświęcenia, od jego życia w wewnętrznej komunii z Bogiem.

Codziennie rzetelnie robił rachunek sumienia i co tydzień się spowiadał, ponieważ miał jasną świadomość swoich win oraz osobistych i wspólnotowych braków. Konsekwentnie głosił konieczność nieustannej pokuty dla nawrócenia powołanego grzesznika. Pilnie przygotowywał się do comiesięcznego skupienia i dorocznych rekolekcji, aby zapobiec wewnętrznej pustce i utracie sił. Był posłuszny Chrystusowi, który napełniał go radością na górze Tabor i posyłał, by głosił Ewangelię ludziom potrzebującym pocieszenia i miłości.

Przez dar pokoju przekazywał pocieszenie, przekonany, że człowiek choć na chwilę przeniesiony w szlachetny i pełen 
nadziei klimat wieku młodzieńczego, otworzy się na „dar Boży” (J 4,10) i odrzuci dawne grzechy, niezgodę i lęk.

Był miłośnikiem archiwów i księgozbiorów. Ze studiów historycznych uczynił „najszczęśliwszą i najdroższą rozrywkę” całego swego życia. Jako znawca klasycznej greki i łaciny, archeologii, sztuk pięknych i muzyki, mógł konkurować z uczonymi i erudytami swego czasu. Był roztropnym i mądrym wychowawcą kleryków w bergameńskim seminarium. Przekazywał im skarby świętej nauki, podręcznikową wiedzę przybliżał z wyczuciem duszpasterskim i zwracał ich uwagę na najgłębsze oczekiwania ludu chrześcijańskiego.

[koniec_strony]

Był kapłanem obecnym w konfesjonale, mówcą docierającym do prostych umysłów, uczestnikiem ludowych uroczystości i świąt stowarzyszeń katolickich. Był księdzem młodzieży, studentów i żołnierzy. Czytał codzienną prasę, bo interesował się bieżącymi problemami. Bliskie mu były turystyka szkolna i działalność misyjna. Jego posługiwanie bez rozgłosu pozostało w umysłach wielu, jak złożone w ziemię ziarna, które w przyszłości wyrosną z pożytkiem dla rodzin i całych społeczeństw.

Swoje natchnienia czerpał z dziesiątego rozdziału Ewangelii świętego Jana: „Kapłan może poczuć atrakcyjność jednodniowej sławy i chwilowego światowego sukcesu. Ale wszystko traci blask wobec celu święceń kapłańskich, który wskazuje Ewangelia, a Jezus powtarza z przekonaniem: formujcie się na podobieństwo dobrego pasterza, w każdej okoliczności życia, w godzinach pełnych doświadczeń i trudności, niezrozumienia i opuszczenia. Bądźcie jak Dobry Pasterz. W tym jest istota kapłaństwa. Kapłan wyraża swoją prawdziwą wielkość w świętej i najbardziej wzniosłej funkcji pasterskiej” (10 sierpnia 1962).

Był wierny kościelnym zarządzeniom, interpretował je w świetle miłosierdzia Chrystusa, które stanowi dziedzictwo jego Kościoła.

Przemawianie do maluczkich, nawiedzanie chorych i starców, serdeczne przyjmowanie gości, łamanie chleba z każdym – wszystko to odzwierciedlało jego wrodzoną i uformowaną skłonność przekazywania innym i rozlewania na nich jego kapłańskiej wrażliwości.

Lubił modlić się w urzekającej naturalnej scenografii, którą tworzyły góry wokół Bergamo, kwitnące ogrody w Sofii, pachnące wybrzeża Bosforu, altana domu patriarchalnego w Wenecji, Wzgórza Watykańskie. Jego oblicze tak samo jaśniało w obecności chorego, jak w rzymskich katakumbach, w murach więzienia Królowej Niebios czy też w gwarnej watykańskiej Sali Klementyńskiej – jaśniało do tego stopnia, że ten, kto obserwował go z bliska, pojmował, iż znalazł się blisko tego, kto „wierzył w to, co czytał, nauczał tego, w co wierzył, praktykował to, czego nauczał”.

Papież Jan, dobry papież, nie wzbudza nostalgii, gdyż byłoby to oglądaniem się wstecz. Raczej pociąga do podjęcia przygody dawania świadectwa i zaprasza do otwarcia Bożej księgi, aby odkryć natchnienie do wierności i odnowy – przewodniej myśli Drugiego Soboru Watykańskiego. Angelo Giuseppe, ten anioł Boży, znowu nas napomina, aby czuwać, ponieważ zagrażają nam ciemności, aby podwoić czujność i nie ulegać modom obcym Ewangelii. Czyni to z autorytetem otrzymanych charyzmatów, wymową przykładu, siłą dobroci i świętości.

Błogosławiony papież Jan dał nam przykład, jak rozmawiać z duszami zanim otworzy się usta. Tak zresztą mówił do swojego Boga słowami z cudownej książeczki „O naśladowaniu Chrystusa”: „ Jezu, jasności wiekuistej chwały, pociecho dusz wędrujących! Przed Tobą głos mój zamiera na ustach, tylko me milczenie woła do Ciebie…!”* (Księga III, 21,4).

Loris F. Capovilla
arcybiskup Mesembrii

*Tekst jest przedmową do książki Marco Roncalliego, bratanka Jana XXIII "Papież Jan Święty", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Bernardinum